Arja Kszema 2022 – Dzień pierwszy: Pamiętajmy o tym, jakie mamy szczęście. Cel pisania historii wyzwolenia
28 marca 2022Arja Kszema 2022 – Dzień trzeci: Zbieranie nagromadzeń
3 kwietnia 2022Jego Świątobliwość Siedemnasty Karmapa komentuje autobiograficzne dzieła Ósmego Karmapy Mikjo Dordże
Wiosenne nauki Dharmy Arja Kszema
21 marca 2022
Drugi dzień nauk Arja Kszema Jego Świątobliwość rozpoczął od życzeń dobrego zdrowia, po czym przeszedł do omówienia dziesiątej strofy o dobrych czynach z autobiograficznych strof Karmapy Mikjo Dordże. Dodał, że jeden z asystentów Ósmego Karmapy, Sangje Paldrup, napisał komentarz do tego tekstu i użyjemy go tutaj jako podstawy. Jego Świątobliwość pokazał kilka slajdów, aby jeszcze raz omówić układ głównego tekstu.
Poprzedniego dnia była mowa o trzech końcowych częściach utworu. Dotarliśmy już do części o medytacji na względną bodhiczittę. Dzieli się ona na dwie podczęści:
- Wymiana siebie na innych w medytacji
- Przyjmowanie przeciwności jako ścieżki w czasie wolnym od medytacji
Dzisiejsze nauki skupią się na pierwszym punkcie, czyli wymianie siebie na innych w medytacji. Mówiąca o tym strofa jest następująca:
Służenie innym zależy przede wszystkim
Od oddania im własnego szczęścia i wzięcia na siebie ich bólu.
Ja bez śladu samolubnego lgnięcia
Ofiarowałem błądzącym istotom własne ciało, dobytek i zasługę.
Mam to za jeden z mych dobrych czynów. (10)
Jak wspomnieliśmy poprzednio, w sumie mamy trzydzieści trzy dobre czyny, a to jest dziesiąty z nich. Kiedy mówimy, że ktoś rozwija szczerą intencję osiągnięcia wielkiego Przebudzenia, musi użyć wszystkich swych miejsc, ciał i własności, od teraz aż do czasu, gdy przestanie istnieć przestrzeń, aby stworzyć korzenie zasługi, która doprowadzi wszystkie istoty pragnące dotrzeć do wyższych stanów i prawdziwej doskonałości i osiągnąć cele. Musi odznaczać się bardzo silnym pragnieniem, aby to zrobić, jakby paliły się jego własne włosy. Aby uwolnić wszystkie istoty od wszelkiego cierpienia, musi zgromadzić owe dobre właściwości zarówno poprzez intencję, jak i działanie.
Karmapa zauważył, że w ramach pojazdu podstawy praktykujący mają mniejsze metody i pradżnię, aby nieść pożytek innym istotom. W ich oczach postępowanie mahajany zdaje się być pełne cierpienia i trudności. Ale ktoś, kto posiada bodhiczittę, nie uważa tego za aż tak trudne. Raczej z radością i pełen chęci przyjmuje na siebie cierpienie i przeszkody, by było to z pożytkiem dla innych. Mając takie podejście, naprawdę jesteśmy w stanie przekuć je w praktykę i wykonywać realne działania. To właśnie oznacza wymiana siebie na innych lub oddanie zysku i zwycięstwa innym, a przyjęcie porażki i nieszczęścia na siebie.
Kontrolowanie swej praktyki
Karmapa przestrzegł, że niektórzy ludzie nie rozumieją do końca tej kluczowej sprawy. Myślą, że odrobina szczodrości to jest to samo, co wymiana siebie na innych, albo, że jeśli w pierwszej połowie swego życia przejdą przez ból i trudności, później będą uważani za dobrych praktykujących. Jeszcze inni sądzą, że jeśli w pierwszej części życia będą oddawać zwycięstwo innym, a porażkę przyjmować na siebie, ich rodziny, przyjaciele i uczniowie będą czerpać jeszcze większe korzyści później.
Tak naprawdę to oznacza, że nie wyrzekli się obecnego życia. Wciąż liczą na to, że odniosą jeszcze większy pożytek w porównaniu ze stratą, jakiej doznali wcześniej. Myślą też, że przyniesienie szczęścia innym w tym życiu da im kredyt karmiczny, który powróci do nich w kolejnym życiu, kiedy to będą bardzo szczęśliwi, bogaci, sławni itp. W szczególności są tacy ludzie, którzy twierdzą, że przeszli przez trening umysłu i ćwiczyli się w dbaniu o innych bardziej niż o siebie samych, ale w rzeczywistości, aby pomóc tym, którzy stoją po ich stronie, są gotowi zupełnie zignorować lub zdeptać swoich wrogów.
Patrząc na sposób ich działania, całkiem możliwe, że wielu uzna, iż rzeczywiście wymieniają siebie na innych. Jednak, jak zauważył Karmapa, kompletnie nie rozumieją tej metody. „Nie myślcie, że takie sposoby brania na siebie cierpienia innych są ścieżką do wielkiego Przebudzenia – zauważył Jego Świątobliwość. – Jest to po prostu mieszanie pozytywnych działań sfery pożądania z negatywnymi czynami. Nie są to nawet czyste działania sfery pożądania”.
W dzisiejszych czasach możemy mówić, że ćwiczymy się w bodhiczitcie lub w głębokiej praktyce ciod ucinania mar. Możemy mówić, że unieszkodliwiamy demony za pomocą siły. Chociaż mówimy o tych robiących wrażenie działaniach, to wątpliwe jest czy większość z nas tak naprawdę rozumie głęboki sens wymieniania siebie na innych. Kiedy udajemy, że to robimy, nie tylko oszukujemy innych. Oszukujemy także siebie samych. Kiedy zaczynamy kłamać, wiemy, że kłamiemy. Lecz z czasem, kiedy wypowiadamy kłamstwo coraz częściej, zaczynamy myśleć, że jest ono prawdą. Jeśli zamierzamy wejść na ścieżkę bodhisattwy, niezbędne jest poleganie na duchowym przyjacielu, który wie jak nauczyć tych metod. Następnie musimy ćwiczyć się w rozległych pozytywnych czynach, które doprowadzą wszystkie istoty do wyzwolenia i wszechwiedzy.
Miłość i współczucie Karmapy Mikjo Dordże
Pod tym względem Ósmy Karmapa bardzo dużo myślał o wszystkich istotach, swoich matkach, pozbawionych schronienia i pomocy. Rozmyślał, że wszystkie one pragną szczęścia i nie chcą cierpieć. Ale, jak powiedziano:
Szlachetni przyjmują lub porzucają przyczyny, zwyczajne istoty przyjmują lub porzucają rezultaty.
Zwyczajne istoty nie wiedzą co powinny robić, a czego nie. Choć pozytywna zasługa jest przyczyną szczęścia, porzucają ją jakby była trucizną. Chociaż negatywne czyny są przyczyną cierpienia, korzystają z nich, jak z dobroczynnego lekarstwa, czego efektem jest niezmierzone i nie dające się pojąć cierpienie bez wytchnienia, bez jednej nawet chwili przyjemności. Mikjo Dordże rozumiał to wszystko z całej głębi swego serca i wiedział, że jest to podstawowa przyczyna nieustającego cierpienia.
Jego Świątobliwość zauważył, że kiedy cierpienie dotyka innych, w typowy dla nas sposób myślimy, że to, co dotyka kogoś, nie robi nam żadnej różnicy. Natomiast jeśli chodzi o nas samych i nam bliskich, myślimy: Co można zrobić, aby mieć długie i pełne zdrowia życie? Jak cudownie byłoby stać się sławnym i lubianym! Przyjmujemy takie nastawienie, jak gdyby było esencją naszej praktyki i staje się ono naszym bóstwem medytacyjnym. I to jest główna przyczyna naszego cierpienia.
Wiedząc to wszystko, Mikjo Dordże czuł ogromne współczucie dla tych bezmyślnych i słabych istot. Myślał: „Jest tyle rodzajów cierpienia wszystkich istot. Cóż złego byłoby w tym, gdyby cierpienie nawet sto lub tysiąc razy większe spadło na mnie, ale ja mógłbym zająć ich miejsce? Czy tak nie byłoby lepiej?” Nosił takie naturalne uczucia i intencje w swym sercu.
Skąd wiemy, że tak było? Jego Świątobliwość wyjaśnił, że możemy to zrozumieć, czytając jego historie wyzwolenia, zarówno te autobiograficzne, jak i te pisane przez innych. Mikjo Dordże zdawał się mieć te niepowstrzymane myśli pełne miłości do istot już od małego. Na przykład, kiedyś dowiedział się, że pewne dzo (zwierzę będące skrzyżowaniem domowej krowy i dzikiego jaka) miało zostać zabite przez rzeźnika. Kierując się miłością, chronił je za dnia i spał razem z nim w nocy. Była też pewna koza, którą rodzice Mikjo Dordże zamierzali oddać jednemu lamie w ofierze. Obawiając się, że i ona będzie zabita, młody Karmapa powiedział: „Ta koza jest pełna dobroci, więc nie pozwolę wam jej oddać” i tak długo trzymał ją za nogę aż był zupełnie wykończony. Cechował się takim współczuciem zanim jeszcze został rozpoznany jako Karmapa. W sutrach mahajany naucza się, że osoby należące do rodziny bodhisattwów naturalnie przejawiają takie cechy, np. dostają gęsiej skórki lub płaczą na widok cierpienia innych. I tak było właśnie w przypadku Mikjo Dordże.
Jego Świątobliwość przytoczył powiedzenie mistrzów kadam: jeśli możesz zająć miejsce jednej istoty, nawet jeśli to oznaczałoby doświadczenie cierpień piekielnych aż do opustoszenia samsary, wówczas rozwinąłeś autentyczną bodhiczittę aspiracji. Kiedy mamy taką intencję i nie odczuwamy ani trochę strachu czy zniechęcenia na myśl, że ciałem i mową moglibyśmy tę intencję urzeczywistnić, dopiero wówczas możemy powiedzieć, że mamy prawdziwą bodhiczittę zastosowania. Kiedy rozwiniemy taką bodhiczittę aspiracji i zastosowania, nie będziemy mieli problemu, by przyjąć ślubowania bodhiczitty aspiracji i zastosowania.
W rozumieniu Mikjo Dordże wszystkie istoty były naszymi ojcami, matkami, przyjaciółmi, krewnymi, braćmi, siostrami, partnerami życiowymi itd. To, jak te wszystkie istoty chroniły nas, nasze ciała, życie i mienie, jest nie do pojęcia. Nie działo się to tylko w jednym miejscu, ani tryliony razy i nie dotyczy to tylko jednej czy dwóch istot. Liczba tych zdarzeń, miejsc i istot jest tak nieogarniona, że sami Buddhowie nie mogliby tego zliczyć. Mikjo Dordże był tego tak bardzo pewien, że myślał: „Gdybym tylko mógł wziąć na siebie choć jedną z ich przeszkód, choć jedno ich cierpienie, gdybym mógł zająć ich miejsce i doświadczać tego, aż opustoszeje samsara, to bym tak zrobił”. Rozwinął w sobie odwagę takiego myślenia oraz powziął wysiłek, by faktycznie próbować to zrobić. Nie widział więc żadnej trudności w wymianie siebie na innych, to się po prostu działo naturalnie.
Od małego Mikjo Dordże nie bardzo się skupiał na samym sobie. Nie martwił się o własne wygody, jak choćby o to, czy zapełni żołądek. Natomiast zawsze martwił się jak sprawy potoczą się dla innych. Jego Świątobliwość wyjaśnił: „Prawdopodobnie wokół Mikjo Dordże było więcej złych niż dobrych ludzi. Nigdy nie słuchali co miał do powiedzenia i robili różne rzeczy, ale jego to zupełnie nie martwiło. Dla dobra innych odrzucał przyjemności ciała, mowy i umysłu, jakby to były plwociny. Zawsze tylko zastanawiał się: co mogę zrobić? Jak mogę pomóc? Wiele osób uważało, że zwyczajny człowiek nie dałby rady pracować tyle, co on. Prędzej uległby wyczerpaniu i zmarł.
W tamtym czasie na świecie było bardzo dużo pseudopraktykujących Dharmę, którzy odgrywali rolę autentycznych guru. Gotowi byli nawet poświęcić własne życie dla sławy i przyjemności. Jeśli jakaś istota uzyskała wyższy status boski lub ludzki, czy też najwyższe Przebudzenie, Mikjo Dordże niezwykle się tym cieszył. Karmapa porównał to do ogromnej radości, jaką ktoś odczuwa, gdy dostanie milion dolarów. Mikjo Dordże był podobnie szczęśliwy, gdy innym się dobrze powodziło, nigdy nie odczuwał zazdrości. Nigdy szczęście innych go nie dołowało.
Wielu z nas, tak zwanych praktykujących Dharmę, cieszy się, kiedy sprawy idą pomyślnie dla osób, które lubimy, lecz czujemy lekką niewygodę w sercu, kiedy dobrze się powodzi naszym wrogom i przeciwnikom. Jeśli ktoś ma problem ze zniesieniem tego, że komuś w życiu dopisało szczęście, trudno jest mówić o posiadaniu bodhiczitty. Jeżeli trudno jest nam zaakceptować to, że komuś się dobrze wiedzie w tym życiu, twierdzenie, że dajemy komuś szczęście pełnego Przebudzenia jest śmiechu warte.
Dlatego w przypadku Karmapy Mikjo Dordże serce i słowa szły ze sobą w parze. Dla niego najważniejszą metodą doprowadzenia zwyczajnych istot do najwyższego stanu było pragnienie wymiany siebie na innych. Nie tylko, że nie odczuwał zazdrości, kiedy inni doświadczali szczęścia, ale też kiedy komuś doskwierało cierpienie, pragnął, aby to cierpienie przydarzyło się raczej jemu i był bardzo zadowolony jeśli tak faktycznie się działo.
Wielkie Obozowisko było w tamtym czasie bardzo obszerne, więc kiedy nie wszystko szło zgodnie z planem, lub gdy pojawiały się niczym nie poparte oskarżenia, Mikjo Dordże nigdy nie winił za to innych, lecz tylko siebie. Jeżeli coś szło bardzo dobrze, nigdy się tym nie chwalił i nie przypisywał sukcesu sobie. Niemożliwe było dla niego oszukiwanie kogoś, czy też zrzucanie na kogoś winy za jego własne dwulicowe działania.
Jeśli chodzi o faktyczną wymianę cierpienia innych na siebie, zdarzało się, że wspomniał swym bardziej otwartym uczniom, że myśli o osobach, które zachorowały lub, którym przydarzyło się nieszczęście i, bez ich wiedzy, bierze to na siebie w swym umyśle. W efekcie odczuwa nieprzyjemne doznania i niepokój. Jego Świątobliwość dodał, że Mikjo Dordże robił to w tajemnicy. Gdyby wszystkim o tym powiedział, stałoby się to jedną z ośmiu światowych dharm.
Zawsze był też bardzo skromny i zajmował niską pozycję, nigdy nie zakładał, że jest Karmapą czy praktykującym Dharmę. Nie mówił nigdy o swych właściwościach. Dzielił się nimi tylko czasem, kiedy zaszła taka potrzeba. Innych traktował jak równych sobie i nie dzielił ludzi ze względu na rangę czy pozycję. Ani nie chwalił linii kagju, ani nie krytykował innych mistrzów i tradycji. Ze względu na to wszystko było wielu kagjupów, którzy narzekali: „Mikjo Dordże pozwala wszystkim zdeptać swą mądrość, zasługę i majestat. Nie prezentuje się jako wielki lama, jest jak dziecko. Jest to naprawdę ze szkodą dla nauk kagju, ponieważ nikt go nie szanuje”. Niezależnie od tego, co mówiono, Mikjo Dordże nigdy się nie ugiął, lecz poświęcał swoje ciało, mowę, umysł i zasługę dla dobra nauk i istot. Nie mówił tego tylko przez pryzmat wiary czy czystego postrzegania. Widzieli to również bystrzy uczniowie w ich wspólnym postrzeganiu. Jego czyny i dany przykład są tym, co powinniśmy rozumieć jako praktykę wymiany siebie na innych.
Langri Tangpa, prawdziwy duchowy nauczyciel
Po przerwie Gjalłang Karmapa powiedział, że była pewna historyczna postać, którą koniecznie musimy poznać w kontekście praktyki wymiany siebie na innych. Był to wspaniały kadampa, duchowy przyjaciel Langri Tangpa, którego właściwe imię brzmiało Dordże Senge. Urodził się w 1054 roku w regionie Penpo Lhundrup Dzong i był pierwszym, który spopularyzował w Tybecie wskazówki do wymiany siebie na innych. Wraz z Sziangiem Sziarałą był wielkim uczniem Gesze Potoły i obu nieraz porównywano do słońca i księżyca.
Jego Świątobliwość wyjaśnił, że przekaz wskazówek do wymiany siebie na innych przeszedł szczególnie do Langri Tangpy, który stał się najważniejszym z wykonujących tę praktykę. Później założył on w Penpo klasztor, który miał wtedy ponad dwa tysiące mnichów. Karmapa pokazał zdjęcia klasztoru Langtang. Początkowo przynależał on do linii kadam, a potem przeszedł do sakjapów. Zauważył, że w głównej świątyni znajduje się posąg Langri Tangpy w czapce, której normalnie nie widzimy nigdzie indziej. Przypomina ona czapkę Gampopy. Jako, że Gampopa początkowo był kadampą. Jego Świątobliwość wywnioskował, że musiało tu istnieć powiązanie i stąd zapewne wzięła się czapka Gampopy.
Instrukcje wymiany siebie na innych początkowo były praktyką tajemną. Langri Tangpa ułożył wizualizacje do treningu umysłu w ośmiu strofach i uczynił z nich swą główną praktykę. Później przekazywał je też publicznie, przede wszystkim w zgromadzeniach klasztornych. Jeśli chodzi o praktykowanie wymiany siebie na innych oraz medytację tonglen Langri Tangpa powiedział: „Nigdy nie wziąłem zwyczajnego oddechu”. To oznacza, że tę praktykę wykonywał bez przerwy: każdy wdech i wydech łączył z wymianą swego szczęścia na cierpienie innych. Każdy jego oddech był dla dobra i szczęścia innych istot.
Autor Siedmiu punktów treningu umysłu, Gesze Ciekała, powiedział, że początkowo rozwinął swą wiarę w tradycję kadampów, kiedy usłyszał tych osiem strof nauczanych przez Langri Tangpę. Jego Świątobliwość dodał, że dziś znane są dwie wersje Ośmiu strof treningu umysłu – wersja w strofach, bardzo obecnie popularna, oraz wersja napisana prozą. Wyraził też opinię, że wersja oryginalna mogła być zapisana prozą. „Po tybetańsku wyraz tshig oznacza wyrażenie lub linijkę w strofie, ale trudno jest uznać, że wersja zapisana w strofach ma tylko osiem linijek lub wyrażeń. Natomiast wersja w postaci prozy może ich mieć tyle. Również komentarz Dzie Ciekały ewidentnie oparty jest na wersji zapisanej prozą, więc kilka przesłanek za tym przemawia. Nie mówię jednak, że wersja w strofach nie została napisana przez Langri Tangpę”.
Niektórzy badacze sądzą, że pierwotna wersja Langri Tangpy brzmiała:
Rozmyślając, że wszystkie istoty
Są ważniejsze od spełniającego życzenia klejnotu
W osiąganiu najwyższego dobra,
Zawsze będę się ćwiczył w otaczaniu istot opieką.
Ostatnia linijka każdej strofy brzmiała „Zawsze będę się ćwiczył w”, lecz Sangcienpa Darma Sonam zmienił to później na „Obym”, przekształcając je w aspirację.
Ktoś, kto praktykuje wymianę siebie na innych, musi być w stanie przyjąć najniższą pozycję i wynieść wszystkich, większych i mniejszych, ponad własną głowę. Ważne jest również to, co powiedział Langri Tangpa, mianowicie, że niezależnie od tego jak głęboki tekst czyta, żadnego z nich nie można rozumieć inaczej, jak tylko, że wszystkie błędy należą do niego, a wszelkie pozytywne właściwości do innych istot. Dlatego powinniśmy oddać wszystkie zyski i zwycięstwo innym, a na siebie wziąć porażki i niepowodzenia. Uważał, że właśnie tak powinniśmy rozumieć Dharmę.
Inną charakterystyczną cechą Langri Tangpy była jego wiecznie pochmurna twarz. Zapytany dlaczego nigdy się nie uśmiecha odparł, że jest tak, gdyż zawsze medytuje nad nieszczęściami samsary. Pewnego razu jeden z asystentów powiedział mu: „Wszyscy ludzie nazywają cię naburmuszonym Langri Tangpą. Powinieneś się czasem uśmiechnąć”. Na to on odparł: „Kiedy myślisz o całym tym cierpieniu trzech sfer samsary, jak możesz mieć szczęśliwy wyraz twarzy?”
Jego Świątobliwość stwierdził: „My tak naprawdę nie rozumiemy cierpienia samsary. Po prostu mówimy: och, to taka idea cierpienia. Ale w głębi umysłu nie czujemy tego. On jednak odczuwał to bardzo mocno i miało to wyraz w języku jego ciała”.
Mówi się, że Langri Tangpa uśmiechnął się tylko trzy razy w życiu. Raz, kiedy medytował, miał przed sobą mandalę z umieszczonym na niej turkusem. Wtem pokazała się mała myszka, której bardzo spodobał się turkus, ale był za ciężki, by mogła go sama przepchnąć. Sprowadziła więc do pomocy drugą myszkę. Jedna myszka pchała z tyłu, druga ciągnęła z przodu. Langri Tangpa, gdy to zobaczył, uśmiechnął się.
Gjalłang Karmapa dał kolejne przykłady tego, jak Langri Tangpa praktykował wymianę siebie na innych. Pewnego razu, kiedy udzielał nauk Dharmy, pewna kobieta podeszła i położyła mu na kolanach niemowlę. Powiedziała: „To twój syn. Ja nie mogę go wychować”. Po czym wyszła. Wszyscy byli zdumieni, ale Langri Tangpa po prostu przyjął dziecko, a twarz mu nawet nie drgnęła. Poszukał osoby, która zapewni mu mleko i wychowywał chłopca. Gdy dziecko podrosło, jego rodzice wrócili po niego, przepraszając: „Wcześniej mieliśmy wiele dzieci, ale wszystkie zmarły. Wróżby wykonane przez astrologa powiedziały, że powinniśmy oddać go lamie, wówczas nie umrze. Wybacz nam, proszę, i zwróć nam syna”. Langri Tangpa oddał im dziecko. Nawet, gdy ludzie go krytykowali i poniżali, nigdy się nie tłumaczył, lecz wszelkie porażki i upokorzenia brał na siebie.
Langri Tangpa miał wielu wspaniałych uczniów, w tym Gesze Sziapo Gangpę, Gja Ciakriłę i Ra Lotsałę. Również Khjungpo Naldzior, założyciel linii sziangpa kagju, był jego uczniem. Gdy udał się do Indii, w Bodhgai poprosił lamę o udzielenie mu ślubowań bhikszu. Ten odparł: „Jako Hindus nie mogę być twoim khenpo. Wracaj do Tybetu. Tam, w Langri, mieszka emanacja Buddhy Amitabhy. Od niego przyjmij pełne święcenia”. Idąc za tą radą, Khjungpo Naldzior wrócił do Tybetu i przyjął pełne święcenia od Langri Tangpy, który wówczas miał czterdzieści lat. Jeszcze inny uczeń, Gesze Sziapo Gangpa, powiedział: „Langtangpa odznaczał się niesłychaną bodhiczittą. Ktoś taki, jak ja, może poświęcić się dla tych, którzy mi pomagają, ale nie dla tych, którzy mnie krzywdzą. On natomiast poświęcał się dla wszystkich”.
Ze względu na wielką miłość i współczucie Langri Tangpy, nawet zwierzęta mieszkające w obrębie klasztoru Langtang nie krzywdziły się nawzajem. W dniu jego śmierci pewna starsza kobieta robiła korę wokół Langtangu. „Co się dzieje? – zapytała. – Dawniej tu w Langtangu wilki nie zabijały owiec, a sokoły nie polowały na mniejsze ptaki. Ale dziś rano widziałam jak sokół niósł ptaka. Zdaje się, że Langri Tangpy już nie ma, musiał opuścić swe ciało”.
Karmapa dodał, że tuż przed śmiercią Langri Tangpa modlił się: „Obym odrodził się w piekle, aby pomagać istotom”, lecz zdaje się, że modlitwa nie spełniła się. Langri Tangpa powiedział: „Widzę tylko czyste wizje” i bardzo się zmartwił. Jego Świątobliwość stwierdził, że my na ogół martwimy się, że możemy odrodzić się w piekle. W przypadku Langri Tangpy było odwrotnie. Zmarł w wieku lat siedemdziesięciu w 1123 roku.
Stupa wotywna Langri Tangpy nadal stoi w klasztorze Langtang, a ludzie i bóstwa okrążają ją dniem i nocą. Ale jeżeli cień człowieka padłby na bóstwo, skróciłoby to życie tej osoby. Więc Gesze Sziangsziung ustanowił zasadę, że ludzie mogą robić korę tylko do południa, natomiast bóstwa i duchy do zmierzchu. Ta reguła nadal obowiązuje, o czym świadczy napis na zdjęciu ze stupą. Karmapa zachęcił, by każdy, kto może, udał się tam z pielgrzymką. Langri Tangpa był osobą odznaczającą się prawdziwą bodhiczittą. Więc dla każdego, kto pragnie ją rozwinąć, składanie próśb właśnie tam będzie bardzo korzystne.
Niezwykład opowieść o Gja Ciakrile
Jego Świątobliwość przeszedł następnie do cudownej opowieści o jednym z głównych uczniów Langri Tangpy, Gja Ciakrile. Gja Ciakriła również był jednym z ważnych mistrzów kadam, którego uczniem był Gampopa. Gjalłang Karmapa podkreślił, że skoro mówimy, iż dakpo kagju jest połączeniem kadam i mahamudry, powinniśmy również pamiętać imię osoby, która przekazała nauki kadampów.
Według większości mistrzów kadam Gja Ciakriła urodził się w Khamie, ale historia wyzwolenia Ra Lotsały stwierdza, że urodził się w Penpo. Jego ojciec zmarł, gdy Gja Ciakriła był mały. Cała szóstka jego starszego rodzeństwa również zmarła. Jego Świątobliwość stwierdził, że gdy tak się działo, Tybetańczycy wierzyli, że matka jest być może czarownicą lub potworem.
Każdego wieczoru jego matka znikała, więc chłopiec zastanawiał się: „Mama jest trochę dziwna. Muszę się przekonać co ona robi”. Pewnej nocy udawał, że śpi i wówczas zobaczył, że około północy pojawiły się dwie kobiety o ciemnoczerwonych twarzach i poprosiły jego matkę, by z nimi wyruszyła. Matka usiadła okrakiem na wielkiej drewnianej skrzyni, jak na koniu. Po czym wszystkie trzy przeleciały przez ścianę. Chłopiec jakiś czas później zasnął, ale matka wróciła zanim się obudził. Nie wiedział więc dokąd się udała.
Kolejnej nocy chciał się przekonać, gdzie mama się udaje, więc wgramolił się do skrzyni i tam czekał. Jak poprzedniej nocy, również i teraz pojawiły się dwie kobiety i odbyły tę samą rozmowę. Matka usiadła na skrzyni, która wydała dziwny, skrzypiący dźwięk, a lecąc prawie dotykała ziemi. Stwierdziła: „Dzisiaj ten koń nie radzi sobie za dobrze”. W końcu dotarły do cmentarzyska, gdzie zebrało się wiele kobiet.
Jego Świątobliwość stwierdził: „Kiedy mówimy o dakiniach, uważamy, że są bardzo dobre. Ale w Indiach postrzegane są jako rzucające uroki czarownice. Kiedy Tybetańczycy mówią „dakini”, wszyscy myślą: „O, ja też chcę być dakinią!” Ludzie sądzą, że są to bardzo szczególne istoty, ale one naprawdę są bardzo straszne. Jeśli nie traktujemy ich dobrze, mogą rzucić czar”.
Matka dziecka była najważniejszą osobą, szefową. Pozostałe kobiety umieściły jej skrzynię w centrum i stała się jej tronem. Następnie przyniosły zwłoki młodego mężczyzny i urządziły ucztę. Najpierw odcięły czubek jego głowy i ofiarowały go matce chłopca. Wówczas ona krzyknęła: „Ach, łyżkę zostawiłam w domu!” Wówczas kobiety doradziły: „Po prostu wyciągnij swą długą rękę”. Tak zrobiła, siedząc na tronie i wzięła z domu łyżkę. Po czym zjadła mózg. Wszystko to widział syn z wnętrza skrzyni.
Gdy nastał świt, wszystkie kobiety zniknęły, więc i matka wsiadła na skrzynię i odleciała do domu, gdzie poszła spać. Syn powoli wyszedł ze skrzyni i położył się w łóżku tak, by matka tego nie zauważyła.
Przez długi czas nic się nie wydarzyło, aż pewnego dnia matka upuściła drewniane wrzeciono, którym nawijała na górze włóczkę. Upadło przed chłopcem, który stał na dole. Matka powiedziała: „Przynieś mi włóczkę”. Chłopiec nie mógł się powstrzymać i rzekł: „Mamo, po prostu, wyciągnij swą długą rękę”. Matka zrozumiała, że znał jej tajemnicę i natychmiast się rozgniewała. Chwyciła go i kilka razy potrząsnęła nim, po czym zmienił się w psa. Chociaż miał teraz ciało psa, umysł miał człowieka i przez to ogromnie cierpiał. Był zdruzgotany i pomyślał: „Lepiej będzie jak utopię się w rzece, niż pozostanę w tej postaci”. Po drodze usłyszał jak wiele osób opowiada o niezwykłych właściwościach i mocach Langri Tangpy. Udał się do niego, by przekonać się czy może uwolnić go z tego ciała.
Według historii kadampów chłopiec udał się wraz z kupcami do U Tsangu. Gesze Langri Tangpa wiedział już, że przybywa, więc nakazał asystentowi zrobienie tormy i przyniesienie mu jej. Kiedy zachodziło słońce, Langri Tangpa rzekł: „Wyjdź i zobacz czy ktoś nie przyszedł”. Asystent wyjrzał i powiedział, że nikt nie przyszedł. Jedynie jakiś pies ku nim biegnie. Wówczas Langri Tangpa założył czapkę, wziął tormę i wyszedł na zewnątrz. Natychmiast rzucił tormą w psa i przywrócił mu ludzką postać. Chłopiec poczuł wielkie oddanie dla Langri Tangpy i pozostał z nim jako asystent. Został wyświęcony i przyjął ślubowania bhikszu. Ale Langri Tangpa ostrzegł go: „Czeka cię jeszcze jedno nieszczęście, więc nie podejmuj żadnych decyzji bez konsultacji ze mną”.
Wkrótce matka chłopca dowiedziała się, że udał on się do Langri Tangpy, a jego ciało jest znowu ciałem człowieka. Rzuciła więc czar na drewnianą skrzynkę, którą dała komuś udającemu się do Penpo i powiedziała: „Mój syn studiuje Dharmę z Langri Tangpą. Przekaż mu to, proszę i powiedz, że to ma być dla niego wsparciem”. Chłopiec otrzymał więc małą skrzynkę, ale była ona tak ciężko, że prawie ściągała go do ziemi. Zastanawiał się co jego matka mogła do niej włożyć, że była taka ciężka. Już miał ją otworzyć, kiedy przypomniał sobie ostrzeżenie Langri Tangpy. Chłopiec natychmiast udał się do lamy, który zdjął swoje szaty Dharmy, wręczył chłopcu i powiedział: „Załóż je, a dopiero potem otwórz skrzynkę”. Tak też zrobił. Gdy otworzył skrzynkę, huknęło dziewięć piorunów i błyskawic. Cały budynek i wszystkie jego rzeczy zapaliły się, ale ponieważ miał na sobie szatę lamy, jemu nic się nie stało, nawet kiedy stopione żelazo lało się po szatach. Do dziś te szaty Dharmy trzyma się zamknięte w klasztorze Langtang. Po tym wydarzeniu Langri Tangpa powiedział do chłopca: „Wszystkie przeszkody zostały pokonane”. Po czym przekazał mu wskazówki. Uczeń urzeczywistnił pustość i współczucie i został jednym z najlepszych studentów Langri Tangpy.
Jego Świątobliwość przypomniał, że ów syn to Gja Ciakriła. Ta opowieść została przytoczona w historiach linii kadam, a także w historii wyzwolenia Ra Lotsały, jednak z pewnymi różnicami. Według Ra Lotsały osobą, która przywróciła mu ludzką postać, był właśnie Ra Lotsała, chociaż większość wersji przyjmuje, że był to Langri Tangpa. Karmapa stwierdził, że zdecydował się opowiedzieć ją według wersji kadampów, gdyż istniało więcej źródeł z tej strony. Na zakończenie sesji zapowiedział, że więcej o praktyce wymiany siebie na innych opowie podczas kolejnego spotkania.