Arja Kszema 2022 – Dzień dziesiąty: Autentyczna praktyka Dharmy
20 maja 2022Arja Kszema 2022 – Dzień dwunasty: Życie Dharmą
9 czerwca 2022Jego Świątobliwość Siedemnasty Karmapa komentuje autobiograficzne dzieła Ósmego Karmapy Mikjo Dordże
Wiosenne nauki Dharmy Arja Kszema
11 kwietnia 2022
Jedenastego dnia nauk Arja Kszema nadszedł czas na dziewiętnastą strofę z Autobiograficznych strof Ósmego Karmapy Mikjo Dordże „Dobre czyny”.
Według opisu Sangje Paldrupa z jego komentarza do Dobrych czynów, z medytacją na względną bodhiczittę wiążą się dwie części:
a. Wymiana siebie na innych podczas medytacji
b. Wprowadzenie przeciwności na ścieżkę poza medytacją.
Jeśli chodzi o ów drugi temat, Jego Świątobliwość kontynuował teraz omawianie dziesięciu podpunktów, wyjaśniając końcową część ósmego z nich: wprowadzania na ścieżkę zarówno pozytywnych, jak i negatywnych wydarzeń.
Potem przyjdzie czas na dziewiąty: wprowadzanie wrogości na ścieżkę.
Najlepsza okazja do praktyki jest wtedy, gdy układa się dobrze lub źle
Jego Świątobliwość omówił już dwa pierwsze twierdzenia ósmego podpunktu: jak przemienić w ścieżkę dobre i złe wydarzenia oraz jak konkretnie przemienić w ścieżkę dobre wydarzenia. Teraz nadszedł czas na trzeci podpunkt: jak przemienić w ścieżkę złe wydarzenia, czyli jak wprowadzić negatywne sytuacje na ścieżkę.
Nawet kiedy przechodzimy najgorszy czas w życiu, powinniśmy myśleć o nim, jako o najlepszej okazji do gromadzenia zasługi. Woda płynie w dół, a nie do góry. Podobnie jest z zasługą. Kiedy znajdziemy się w trudnym miejscu lub złej sytuacji, mamy więcej możliwości gromadzenia zasługi.
Jego Świątobliwość przedstawił następujące analogie:
Kiedy w coś inwestujemy, wartość tego rośnie z czasem. Obecnie mamy na przykład bitcoiny i inne wirtualne waluty. Kiedyś bitcoin był tani, ale obecnie jest wart dziesiątki tysięcy dolarów. Podobnie, w najgorszych okresach życia doświadczamy okropnego cierpienia psychicznego i fizycznego bólu, ale poprzez to cierpienie możemy poszerzyć lub polepszyć praktykę.
Weźmy na przykład mantry, jakie recytujemy, medytując na Czenrezika, w zwyczajnym okresie, kiedy cieszymy się dobrym zdrowiem. A teraz pomyślmy o mantrach recytowanych w czasie, gdy jesteśmy chorzy i cierpimy. Mantry są takie same, ale uczucia, z jakimi je wypowiadamy, są inne. W czasach kryzysu stan naszego umysłu się zmienia, skupienie powoduje, że modlitwy i życzenia są szczególnie silne. Prośby, jakie zanosimy, są znacznie gorętsze. Stan naszego umysłu nie jest taki sam, jak w zwykłych czasach. Choć same mantry się nie zmieniły, zmianie uległ stan umysłu. Również moc i efekty się zmieniają. Kiedy doświadczamy cierpienia, nie możemy dać mu się przygnieść. Jeśli będziemy kontynuować praktykę, sprawy ulegną poprawie.
Kiedy boli nas głowa, żołądek, doświadczamy bólu ciała, wówczas nie możemy się skoncentrować, nie jesteśmy w stanie recytować mantr, modlitw i życzeń. Ale jeśli porównamy ten stan z momentem śmierci, przerażającą ciemnością, jaka na nas czeka, z bólem i strachem przed śmiercią, to zobaczymy, że nasze aktualne cierpienie trudno nawet nazwać cierpieniem. Kiedy napotykamy ból i nieszczęścia, kiedy sprawy nie idą po naszej myśli, takie sytuacje są treningiem i przygotowaniem do cierpienia śmierci.
Kiedy zdamy sobie sprawę, że wszelkie trudności i cierpienia są okazją do praktyki i ćwiczenia umysłu, wówczas pośród udręki i bólu nasza praktyka stanie się lepsza. Jeśli jesteśmy w stanie wytrzymać trudności, możemy iść naprzód. Takie wydarzenia przypominają życiowe huragany, dzięki którym nasze myślenie stanie się bardziej przejrzyste, rozszerzone i w dalszej perspektywie będziemy bardziej skupieni. Tylko wtedy możemy być lepsi i mądrzejsi. Dobrze jest tak właśnie myśleć.
W jednym ze swych tekstów, prawdopodobnie Dziangcientse łangpo, Dziamgon Lodro Thaje napisał: „Najważniejsze wydarzenia w naszym życiu to narodziny i śmierć. Reszta jest nieważna”.
I, jak sam powiedział, kiedy doświadczamy nieszczęścia, porażki, wzlotów i upadków, poziom trudności danej sytuacji zależy od poziomu naszego umysłu, sposobu myślenia. Kiedy mrówka ujrzy zbudowany przez nas kamienny murek i zechce go przekroczyć, wyda jej się tak ogromny, jak góra, zupełnie jakbyśmy my mieli wspiąć się na górę. Ale dla psa ten murek będzie jedynie przeszkodą do przeskoczenia przy niewielkim wysiłku.
Kiedy w życiu doświadczamy wzlotów i upadków, niektórzy ludzie tracą nadzieję, poddają się w obliczu rosnących przeszkód. Lecz inni postrzegają te przeszkody, jak ten pies, który widzi murek. Trudności nie są dla nich wielkimi przeciwnościami. W ich przezwyciężenie wkładają wysiłek. Dla nich przeszkody nie są złe ani poważne, widzą je raczej jako kamienne schody, które mogą prowadzić do lepszego życia. Jeśli możemy wdrapać się na mur i spojrzeć wokoło, może zobaczymy wszystko z innej perspektywy. A więc dla takich ludzi przeszkody to metody stania się lepszym lub okoliczności, które pozwalają stać się lepszym. Trudności to okazja, by poszerzyć umysł i umiejętności.
Kiedy będziemy używać dobrego noża, stanie się jeszcze ostrzejszy, lecz nieużywany zapewne zardzewieje. Podobnie, wielkie istoty przed nami nie doszły do swoich osiągnięć, ponieważ posiadały jakieś szczególne zdolności, których my nie mamy. Nie miały żadnych specjalnych mocy. Te istoty lekceważyły trudności. Niezależnie od tego, ile się ich piętrzyło, potrafili je przezwyciężyć, pokonać mary i osiągnąć urzeczywistnienie. Największą różnicą miedzy nami a wielkimi mistrzami przeszłości jest poziom odwagi i pewności. Oni posiadali wielką odwagę i niezachwianą pewność, by usuwać trudności.
W opowieściach o wielkich mistrzach przeszłości, bohaterach jak król Gesar, wydaje się, że mieli oni ogromną moc, odwagę i wytrwałość. Nieważne ile bitew przyszło im toczyć. Zawsze je wygrywali. A my sobie myślimy: „gdybym ja tak potrafił”.
To tylko pokazuje różnicę między ich i naszym sposobem myślenia w obliczu przeszkód i napotkanych wrogów. Ale bez trudności nie byłoby wytrwałości, a bez wrogów nie byłoby zwycięstwa w bitwie. Postrzegamy wielkich bohaterów i wielkich mistrzów jako nieprawdopodobne istoty, które triumfują nad przeszkodami, wrogami, marami. Oni nigdy nie ulegali zniechęceniu, nie zwieszali głów. Nie starali się też nikogo udobruchać. Nie istniały w ich słowniku takie określenia, jak „odkładanie na później” czy „depresja”. Nie mówiąc już o tym, że nie uznawali czegoś takiego, jak unikanie czy ustępstwo. Jakiekolwiek przeszkody czy niebezpieczeństwa spotykali, potrafili przekształcić je w osiągnięcia i stawali się lepsi. To właśnie odróżnia zwyczajnych ludzi od wielkich i trzeba to zrozumieć.
Są ludzie, którzy sądzą, że to niemożliwe, aby Karmapowie mieli w życiu jakieś nieszczęścia i cierpienie. Ale tak naprawdę było wręcz odwrotnie. Z wyjątkiem czystych krain, jak Sukhawati, nie ma na tym świecie miejsca bez cierpienia i trudności. Szczególnie w obecnym świecie, kiedy szerzy się pięć rodzajów zdegenerowania, jeśli ktoś myśli, że będzie tak po prostu głosił Dharmę, spotka się z niezliczonymi przeszkodami od mar i innych atakujących. Buddha powiedział: „Przeszkody są znacznie liczniejsze niż Dharma, która jest czymś niezwykle rzadkim”. Atakujący i przeszkody spadają jak deszcz, więc należy się liczyć z setkami niebezpieczeństw i cierpień. Przypomina to pole bitwy, kiedy otoczeni jesteśmy tysiącami wrogich żołnierzy. Nie ma ucieczki. Musimy robić, co tylko się da, aby się wydostać, nawet jeśli oznacza to ścieżkę, na której przeleje się krew. Mary i przeszkody są wszędzie wokół. Dlatego właśnie bodhisattwów nazywa się bohaterami. Wyraz sattwa możemy rozumieć jako „wojownik, bohater”. Gdyby nie było przeszkód i trudności, nie byłoby potrzeby wykazywać się odwagą, a bodhisattwowie nie musieliby mieć bohaterskich umysłów.
Również trudności, jakich doświadczali kolejni Karmapowie, różniły się intensywnością i postacią oraz tym, jak się objawiały. Jeśli nadarzy się w przyszłości okazja, chciałbym o tym opowiedzieć.
Przez całe swoje kolejne żywoty Karmapowie cierpieli z powodu trudności i strat, ale pozostawili nam skarbnicę pełną światła i klejnotów, biorąc całe cierpienie na siebie. Mówi się: „Im większe zdolności, tym większa odpowiedzialność. A im większa odpowiedzialność, tym większa presja”. Karmapowie przeszłości wiedzieli pod jak wielką presją byli i jak wielka odpowiedzialność na nich ciążyła.
Ponieważ my nie dźwigamy aż takiej odpowiedzialności, to nawet nie wiemy jakie mieli trudności i ile od nich wymagano. To, co wiemy, to, że mimo ogromnej odpowiedzialności i presji, nie bali się i nie zniechęcali. Nie starali się unikać trudności. Wszystkie przeszkody przekształcali w okoliczności pozwalające im stać się lepszymi i z wielką odwagą stawiali czoła przeciwnościom, zbierali nagromadzenia i przynosili pożytek innym.
Ważne jest, byśmy się od nich uczyli. Uskarżanie się na cierpienie nie ma sensu. Przez większość życia sprawy nie będą się układały po naszej myśli, gdyż cierpienie jest naturą życia. Kiedy w przyszłości coś się nie ułoży, powinniśmy natychmiast myśleć: „Taka przeszkoda stanęła na mojej drodze, cóż zrobić. Nawet jeśli był sposób, by temu zapobiec, stało się. Więc właśnie miałem możliwość ćwiczenia cierpliwości i zgromadzenia zasługi”. Nawet jeśli codziennie stajemy twarzą w twarz z wielkim niebezpieczeństwem, możemy przynajmniej uczynić z niego warunki stania się lepszym i zrobienia postępu. Stopień, w jakim potrafimy zmierzyć się z trudnościami i wciąż iść do przodu, nie poddając się, niezależnie od tego ile w życiu straciliśmy, jest równy temu, co nas wzmacnia i czyni odważniejszymi. Dzięki temu nie podupadniemy na duchu i nie poddamy się lenistwu, a już na pewno nie zrezygnujemy. Uczmy się więc przekształcać trudności i przeszkody w okoliczności będące wsparciem dla Dharmy i naszego rozwoju. Na tym kończymy omówienie trzeciego punktu.
Dziewiętnasty dobry czyn: wprowadzanie wrogości na ścieżkę
Nie mogąc tego znieść, nie patrzyłem przecież z góry
Na istoty cierpiące z powodu własnej niegodziwości.
Błędy i zaciemnienia są ich naturą,
Co czyni to jeszcze bardziej nieznośnym.
Mam to za jeden z mych dobrych czynów.
Jest takie powiedzenie pochodzące z Dobrych wyjaśnień sakji spisanych przez Sakja Panditę Kungę Gjaltsena:
Wielkie istoty doznają większej krzywdy
Od ich orszaku niż od ich wrogów.
Poza pasożytami w jego własnym ciele,
Jakież inne zwierzę mogłoby pożreć lwa?
Chodzi o to, że w przypadku wielkich istot, ludzi, wielkich lamów, to nie wrogowie wyrządzają im najwięcej szkody, lecz ich orszak, uczniowie i asystenci. Najbardziej szkodzą im ludzie, którzy im służą. „Poza pasożytami w jego ciele” oznacza, że żadna inna żyjąca istota nie odważyłaby się targnąć na lwa, ale organizmy żyjące w jego ciele mogą wyrządzić mu krzywdę. Jest to właśnie tego rodzaju sytuacja. Również w sutrach zostało powiedziane:
Dharma Buddhy nie może zaznać krzywdy
z rąk ludzi z zewnątrz czy innej religii,
kto więc może zaszkodzić naukom?
Otóż ludzie, którzy mówią, że utrzymują
nauki Buddhy i są buddystami,
to właśnie oni mogą zaszkodzić Dharmie.
Pomyślmy więc w jaki sposób nauki Buddhy mogą ulec zniszczeniu? Sam Buddha powiedział: „W przyszłości moje nauki pójdą w zapomnienie, kiedy ludzie je podtrzymujący, ci, którzy twierdzą, że są uczniami Buddhy, mnisi i mniszki zaczną się nawzajem oskarżać: Ja podążam za Dharmą, a ty nie. Zawsze będą oddawać się kłótniom, a to doprowadzi do rozłamu i zniszczy nauki”. A więc nauki Buddhy Śakjamuniego zostaną osłabione z powodu wewnętrznych nieporozumień. Nauki Buddhy Kaśjapy zniszczyło lenistwo bhikszu i ostatecznie zniknęły. Największym wrogiem okazali się uczniowie, którzy mówili, że są dzierżycielami nauk, nie ktoś spoza sanghi.
Karmapa Mikjo Dordże traktował ludzi z niemającą granic dobrocią i miłością, ale wielu nie doceniało tej życzliwości i ranili go. A on nie tylko, że nie odpłacał krzywdą na krzywdę, ale nadal otaczał ich wielką miłością. Dbał o te osoby bardzo, obdarzając je zarówno Dharmą, jak i rzeczami materialnymi, ale oni i tak mówili: „On wcale nie był dla nas dobry”. Nie mówili o nim nic przyjemnego. Ale dla zwyczajnych ludzi było to zrozumiałe.
Mimo to niektóre osoby, gesze i uczeni, przybywały do Mikjo Dordże z niezliczonymi darami. On wypełniał ich wszystkie dharmiczne życzenia, lecz kiedy później w swych naukach powiedział coś, co nie było zgodne z ich pragnieniami, krytykowali go, łajali i obrażali. Myśleli: „Karmapa nie okazał mi współczucia, nie uważał, że jestem kimś ważnym, więc wracam do domu, żeby kontynuować moją pracę naukową. Pewnego dnia będę sławnym uczonym i wtedy mu pokażę”. W ogóle im nie przyszło na myśl, by odpłacić za wielką życzliwość Karmapy. Przeciwnie, bardzo źle postępowali i jeszcze gorzej o nim myśleli.
Ale Mikjo Dordże się nie gniewał. W ogóle nie zmienił podejścia do nich i myślenia o nich. Wciąż być spokojny, mówił bez napięcia i spoglądał na nich z życzliwością. Nadal dawał im, cokolwiek było w danej sytuacji właściwe. Dzięki temu zdołał nieco ujarzmić umysły tych, którzy mieli trochę zasługi i w ten sposób stali się jeszcze bardziej otwarci na Dharmę. Ale w przypadku pewnych ludzi, nieważne jak się starał, rozumiał, że nie będzie w stanie w żaden sposób przynieść im pożytku. A jednak nie poddawał się i pełen współczucia chronił nawet tych o niewielkiej zasłudze i szczęściu. Zawsze się za nich modlił i w ten sposób i tak przynosił im pożytek. Nigdy ich nie porzucił.
Karmapa Mikjo Dordże zawsze na krzywdę odpowiadał dobrocią, wrogów uważał za przyjaciół i nigdy nie był stronniczy wobec żadnej ze szkół. Nigdy nie był skąpy, rozdawał wszystko bez ograniczeń. Nie kierował się przywiązaniem do przyjaciół ani niechęcią wobec wrogów. Dla siebie nic nie zatrzymywał, wszystko oddawał, nie przywiązywał się ani nie uciekał od pomocy czy krzywdy. Mówiono o nim, że był nieprzewidywalny, brakowało mu stabilności, łatwo zmieniał zdanie, był naiwny oraz, że jego sposób myślenia był ograniczony. Niektórzy uważali, że cokolwiek by nie robił, popadał w skrajności i nie wiedział jak praktykować przy właściwej okazji w odpowiednim czasie. Mówili, że owszem, jest lamą, ale ze światowego punktu widzenia, stroniono od niego. Jednak Mikjo Dordże nigdy nie winił ani nie patrzył krzywo na ludzi, którzy go w ten sposób lekceważyli. Można go było postrzegać od takiej strony. Zachowanie innych nigdy nie wyprowadzało go z równowagi być może dlatego, że nie żywił wielkich nadziei co do zwyczajnych ludzi, stąd też nigdy nie czuł się przez nich obrażony. Skąd o tym wiemy? Sangje Paldrup, jego asystent, był tego świadkiem.
Czasami, kiedy uczniowie przychodzili się z nim zobaczyć, nie mogli powiedzieć mu czegoś tak, jak chcieli, gdyż bali się, że go obrażą lub zmartwią. Mikjo Dordże zawsze im mówił: „Nie ma powodu, byście zamartwiali się, że ja mogę się poczuć zażenowany. Nigdy tak się nie zdarza. I nie gniewam się. Nie mam z tym żadnego problemu. To są zwykli ludzie, więc nie będą mogli wyjść poza naturę zwykłych ludzi. Jak to zostało powiedziane w Przewodniku na ścieżce bodhisattwy: „Krnąbrne istoty są tak liczne, jak nieograniczona jest przestrzeń”.”
On rozumiał dlaczego istoty są nieokiełznane, nieokrzesane i pełne negatywności, dlatego nigdy nie patrzył na nie źle. W Życzeniach Maitrei Maitreja mówi: „Buddha nigdy nie oczernia istot, których umysły są splamione”.
Kiedy Buddhowie i bodhisattwowie widzą, że istoty robią straszne rzeczy, pełne niewiedzy i zaślepione karmą, to niezależnie jak okropne byłyby to czyny, Buddhowie i bodhisattwowie nigdy nie odczuwają zażenowania i nie uważają, że te istoty są złe. I Mikjo Dordże był właśnie taki. Mimo że ludzie nie byli w stanie porzucić swej natury, nadal go krzywdzili i nie umieli właściwie odpłacić za jego dobroć, on wcale nie czuł się urażony. Sangje Paldrup słyszał, jak Karmapa to mówił.
Jego Świątobliwość powrócił do omawiania głównego punktu dziewiętnastej strofy:
Wprowadzanie wrogości na ścieżkę: kiedy ludzie nas krzywdzą lub są wobec nas wrogo nastawieni, pełni urazy, jak powinniśmy ich postrzegać i z jakich metod korzystać?
Na ten punkt składają się następujące:
1. Należy o tym myśleć w kontekście ośmiu światowych dharm:
(a) Są ludzie, którzy nas krzywdzą i nam grożą. Nawet jeśli uprzednio nie mieliśmy z nimi związku, bądź też okazywaliśmy im życzliwość, lecz teraz bez żadnego wyjaśnienia nas krzywdzą i robią to specjalnie, co powinniśmy zrobić?
(b) Kiedy inni nas obrażają i krytykują, jak należy postąpić?
Jego Świątobliwość wyjaśnił:
Kiedy ktoś krzywdzi nas świadomie, powinniśmy myśleć, że najprawdopodobniej jesteśmy w stanie określić, jakiego rodzaju owoców karmicznych ta osoba doświadczy w przyszłości. W kontekście karmicznej przyczyny i skutku, jeśli ktoś za życzliwość odpłaca krzywdą, doświadczy negatywnych skutków. Jeżeli to rozumiemy, wiemy, że doświadczy strasznych i nie dających się znieść konsekwencji, ponieważ znajduje się pod kontrolą silnie negatywnych stanów umysłu. Kiedy wpada w ten stan, powinniśmy odczuwać wobec niego wielkie współczucie.
Jeszcze z innego punktu widzenia, kiedy ktoś wyrządza im krzywdę, większość ludzi reaguje gniewem i doświadcza psychicznego cierpienia. Na ogół myślimy: zostałem obrażony, obwiniony, mentalnie zraniony. Rodzi się więc gniew i frustracja. Ale jak to jest, że jesteśmy zranieni i skrzywdzeni?
Zasadniczo wyróżniamy cztery rodzaje zranienia: 1. Utratę czegoś lub kogoś, kto jest dla nas ważny, 2. Bycie przez innych krytykowanym, gdy ktoś wymienia nasze wady, 3. Spowodowanie fizycznego i psychicznego cierpienia lub dyskomfortu, 4. Okazywanie pogardy i obrażanie.
Owe cztery rodzaje krzywdy pasują idealnie do ośmiu światowych dharm. Mamy cztery pozytywne i cztery negatywne dharmy. Te rodzaje zranienia odpowiadają czterem negatywnym dharmom, możemy więc je z nimi połączyć.
Wszystkie one ostatecznie sprowadzają się do przywiązania. Jeżeli zjawiska nie będą wprawiały nas w radość ani w smutek, będzie miało to natychmiastowy efekt w umyśle.
Weźmy pierwszą z czterech dharm: utratę lub nieuzyskanie czegoś, co chcemy mieć. Dotyczy to osób i rzeczy. I jeszcze drugą: utratę czegoś, co już mamy. Wynikiem jest psychiczne cierpienie. W przypadku utraty bądź nieuzyskania czegoś, co chcemy mieć, a także rozłączenia z kimś, kogo kochamy, doświadczamy mentalnego cierpienia. Co wówczas należy zrobić?
Kiedy utracimy portfel i pieniądze lub jakąś własność, kiedy doświadczymy strat finansowych, należy uznać to za praktykę szczodrości. Jeśli tak potrafimy o tym myśleć, to wspaniale. Szczodrość polega właśnie na oddaniu komuś czegoś, czego normalnie nie bylibyśmy w stanie dać, czegoś, co jest dla nas cenne i dlatego wahamy się, czy to coś oddać. Powinniśmy myśleć: „Jeśli nie będę tego miał, będzie mi tego brakowało. Ale ten biedny człowiek nie ma niczego, więc oddam mu to”.
Oddawanie innym czegoś, co nam nie jest potrzebne, co nam się nie przyda, przypomina pozbywanie się starych rzeczy. Nie jest to tak naprawdę szczodrość. Oddawać powinniśmy coś, co jest dla nas cenne i wartościowe. Jeżeli oddamy coś, czego będzie nam brakowało, jest to praktyka szczodrości. Jak mówi Przewodnik na ścieżce bodhisattwy: „Szczodrość to pragnienie dawania”. Szczodrość jest antidotum na skąpstwo. Również, jeśli potrafimy, nie powinniśmy myśleć źle o osobie, która coś nam zabrała. Ważne jest pozytywne podejście: oby ta osoba miała z tego pożytek i nigdy nie doświadczyła negatywnych skutków. Będzie to niezwykle korzystne. Na tym właśnie polega praktyka bodhisattwów.
Nasza pierwsza myśl, że coś straciliśmy, rozpuszcza się. Zamiast niej myślimy, że ofiarowaliśmy dar. Staje się to przyczyną nagromadzenia zasługi. To jak w przysłowiu: upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – za pomocą jednej metody osiągnęliśmy dwa cele.
Kiedy zdarza się, że ktoś nam bliski, kogo kochamy, nas opuszcza lub zdradza, jak należy myśleć? Powinniśmy to dobrze rozważyć.
Jego Świątobliwość wyjaśnił, że należy spojrzeć na taką sytuację z perspektywy własnej osoby. Jeżeli ktoś, kogo kochamy, odkrył, że go opuściliśmy lub zdradziliśmy, jeśli naprawdę w nas wierzy, to nadal będzie w nas wierzyć, nawet kiedy pojawi się taka sytuacja. Niezależnie od tego, jak bardzo ktoś będzie się starał nas rozdzielić i oczernić, osoba, która nas kocha, nadal będzie w nas wierzyć i nas nie opuści. To tak, jak kochająca matka. Jest tylko kilka osób, które zawsze będą po naszej stronie. Wielu może twierdzić, że są naszymi przyjaciółmi, ale kiedy znajdziemy się w złej sytuacji, tylko nieliczni nas wesprą. Tylko nieliczni będą w nas wierzyć.
Spójrzmy na historie wielkich istot, które były oczerniane lub wystawiane na ludzką podejrzliwość. Dewadatta rozgłaszał fałszywe oskarżenia pod adresem Buddhy, a nawet chciał go zabić. Również wielu ludzi spoza sanghi wpadło w szpony zazdrości, oczerniało Buddhę, tworzyło wobec niego podejrzenia, aby inni zaczęli mieć wątpliwości. Próbowali nawet zabić Buddhę. Ale wielkie istoty nie są nieszczęśliwe, nie mają żalu i nie myślą o zemście na tych, którzy je zdradzili. Raczej medytują na współczucie wobec osoby, która chce je zranić.
Weźmy na przykład kochającą matkę, której dziecko wchodzi w okres dojrzewania. Dziecko przestaje słuchać rodziców, potem przestaje przychodzić do domu. Matka nadal je kocha, niezależnie od tego, co ono robi. Nie odczuwa wobec dziecka dystansu, lecz jeszcze większą odpowiedzialność. Nie ma powodu, byśmy odczuwali złość lub żal wobec osoby, która nas porzuciła. Ten ktoś z czasem się zmieni i pewnego dnia być może zrozumie i pomyśli, co się stało.
Po pierwsze, my jako praktykujący Dharmę, nie powinniśmy oczekiwać od tych, których dobrze traktujemy, by odpłacali nam szacunkiem. Jeżeli bardzo dobrze kogoś traktujemy, myśląc, że przyniesie to jakieś pozytywne skutki, doświadczymy wiele bólu, kiedy tak się nie stanie.
Po drugie, bodhisattwowie muszą pracować dla dobra istot. Pożytek muszą przynosić wszystkim istotom, dobrym i złym. Dla dobra złych ludzi też muszą pracować. Byłoby więc nierealistyczne spodziewać się wdzięczności od kogoś o złym charakterze. Gdyby tak było, to moglibyśmy stracić zapał, jeśli zostalibyśmy przez kogoś takiego źle potraktowani.
Mahajana – nie pojazd podstawy – przytacza historię Śariputry, który wzbudził w sobie bodhiczittę, aby osiągnąć stan Buddhy. Postanowił, że doprowadzi wszystkie istoty do Przebudzenia i w tym kierunku praktykował. Ale pewnego razu pojawił się mara z myślą: „Powinienem stworzyć jakąś przeszkodę, więc zamienię się w bramina i przygotuję problem”.
Mara powiedział: „Daj mi rękę”.
Śariputra natychmiast odciął swoją prawą dłoń i podał mu ją lewą.
Gdy to uczynił, mara stwierdził: „Właśnie podałeś mi coś lewą ręką! To jest brak szacunku!” W Indiach taki gest był uważany za okazanie braku szacunku, ponieważ lewej dłoni używano w toalecie.
I w tym właśnie momencie Śariputra powiedział: „Jeśli tak trudno jest przynieść pożytek pojedynczej istocie, to jakim cudem miałbym przynieść go wszystkim istotom!” Tak właśnie Śariputra porzucił istoty i utracił bodhiczittę.
Taki jest ogólny wydźwięk tej opowieści. Kiedy bodhisattwa pracuje dla dobra wszystkich istot, największą przeszkodą jest oczekiwanie czegoś w zamian. Takie oczekiwanie staje się przeszkodą w drodze do Przebudzenia. Z punktu widzenia praktykującego Dharmę, zwłaszcza praktykującego bodhiczittę, należy zaakceptować wszystkie istoty z miłością i współczuciem i traktować je jednakowo. Musimy zrozumieć, że to oznacza przyjęcie nie tylko tych, które są dla nas dobre, lecz także tych, które są przeciwko nam i nas krzywdzą.
Należy się zastanowić i zrozumieć co sprawia, że istoty postępują tak, jak postępują i nie działać wobec nich z chłodnym wyrachowaniem. Należy je kochać i szanować tak, jak kochająca matka troszczy się o swoje dzieci. W ten sposób okażemy miłość i współczucie. W przeciwnym razie, jeśli coś nie będzie zgodne z naszymi oczekiwaniami, czy dana osoba stanie się naszym śmiertelnym wrogiem? Czy tak to działa? Kiedy coś nie pójdzie po naszej myśli i wyprowadzi nas to z równowagi, jeżeli ktoś nie zrobi tego, co chcemy, czy będziemy traktować go jako wroga? Tego rodzaju miłość jest przywiązana do naszych egoistycznych pobudek i jedynie do naszych własnych potrzeb. Nie jest to miłość polegająca na myśleniu tylko o potrzebach istot.
Jego Świątobliwość omówił następnie sytuację, kiedy inni nas obrażają i krytykują. Jak wówczas należy postąpić?
W Ośmiu strofach treningu umysłu Gesze Langri Thangpa, wielki mistrz kadam, mówi:
Kiedy inni, motywowani zazdrością, łają, obrażają
i w inny sposób bez powodu mnie źle traktują,
obym wziął porażkę na siebie,
a zwycięstwo ofiarował im.
Kiedy ktoś, powodowany zazdrością, krytykuje, gani lub obraża nas, bądź też przejawia jeszcze inne niewłaściwe zachowania, przyjmujemy porażkę na siebie, a zwycięstwo i pożytek oddajemy innym. Kiedy inni nas werbalnie obrażają, kiedy nas krytykują, należy myśleć: w umyśle tej osoby szaleją płomienie nienawiści i wiatry zazdrości, ponieważ ma mniejszą zasługę lub tak silne negatywne emocje, że wyraża je krzywdzącą mową.
Jeśli się nad tym dobrze zastanowimy, te osoby po prostu nie mają nad sobą kontroli. Negatywne stany umysłu są od nich silniejsze i kontrolują je. Przypomina to sytuację, gdy ktoś nas bije kijem. Nie jesteśmy źli na kij, on sam nas nie bije, lecz ktoś go używa, by nas uderzyć. Gdy inni nam uwłaczają, krytykują lub obrażają nas, to, patrząc z jednej strony, jest w tym nasza wina, a druga osoba podkręca dźwięk i sprawia, że jest wielki hałas. Tak naprawdę to nasze własne przywiązanie sprawia, że wina staje się niezwykle duża.
Takie sytuacje należy wykorzystać jako sposobność do spojrzenia do wewnątrz i przyjrzenia się sobie. Na ogół ludzie nie widzą dobrze własnych myśli. Chociaż innych widzimy za pomocą oczu, aby zobaczyć siebie, potrzebne jest nam lustro. Mamy dwoje oczu, aby widzieć innych, ale żeby zobaczyć własną twarz potrzebne jest jeszcze lustro. Podobnie jest z naszymi wadami. Widzimy tylko wady innych ludzi. Zawsze spoglądamy na zewnątrz i dlatego wydaje nam się, że wszystkie błędy robią inni. Własnych uchybień nie dostrzegamy.
Wielkie istoty widzą sprawy odwrotnie. Mówią: „Wszystkie wady są moje, wszystkie dobre właściwości należą do innych”. Gesze Langri Thangpa powiedział: „Choć czytam tak wiele tekstów, widzę tylko jedno: wszystkie wady są moje, a wszelkie dobre właściwości należą do istot. Choćbym nie wiem jaką księgę wziął do ręki, to jest jedyna krytyka, jaką w nich znajduję”.
Ojcowie założyciele kagju mówili: To, czy wiemy jak postępować we właściwy sposób i jakie złe uczynki porzucić, wynika z dostrzegania własnych wad i dobrych właściwości innych. Dopiero po dostrzeżeniu własnych wad będziemy mogli właściwie zrobić to, co należy. Jeśli jednak nie potrafimy ich dostrzec, popełniamy błędy i nie jesteśmy w stanie się ich wyrzec. Zrozumienie tego jest ważne.
Kiedy doświadczamy krytyki, powinniśmy myśleć, że to właśnie dzięki życzliwości innych możemy dostrzec nasze wady. Teraz możemy znaleźć sposób na poprawienie się i skorygowanie uchybień. W momencie, gdy ktoś nas o coś oskarża, sądzimy, że jesteśmy całkiem niewinni. Być może w tym momencie myślimy, że nie zrobiliśmy nic złego, ale w poprzednich życiach na pewno popełnialiśmy niewłaściwe uczynki. Jeżeli więc ktoś nas niesprawiedliwie oskarża, to z punktu widzenia karmicznej przyczyny i skutku, myślmy, że te oskarżenia to karma z poprzednich wcieleń.
Jeśli ktoś nas krytykuje, powinniśmy wiedzieć jak naprawić własne błędy, by ich więcej nie popełniać. Należy zachować spokój, opanowanie i dobrze się sobie przyjrzeć. Jeśli nauczymy się, jak korygować swoje postępowanie, staniemy się nowym człowiekiem.
W tym miejscu Jego Świątobliwość postanowił opowiedzieć pewną historię. Zdołał co prawda omówić tylko dwie dharmy, ale dodał, że pozostałymi zajmie się kolejnego dnia.
Historia dotyczyła Milarepy:
W Tybecie wszyscy mieli Milarepę za wzór praktykującego Dharmę. Wszystkie buddyjskie legendy są co do tego zgodne. Ale nawet w wypadku kogoś takiego, jak Milarepa, znaleźli się ludzie pragnący mu zaszkodzić. Milarepa zmarł na skutek otrucia. Ale kto podał mu truciznę?
Są różne wersje tej historii. W Historii wyzwolenia Milarepy Tsangnjon Heruka mówi, że otruł go pewien kadampa, Gesze Tsakpuła.
Najstarsze opowieści o Milarepie pochodzą od jego ośmiu najbliższych uczniów.
Czarna skarbnica, historia wyzwolenia spisana przez Karmapę Rangdziunga Dordże, mówi, że to nie Gesze Tsakpuła otruł Milarepę.
W rejonie Njangna i Ting żył pewien bonpo-szaman o imieniu Tingtyn Dziangbar. Zarabiał na życie praktyką szamańską, lecząc miejscowych i zapobiegając klęskom głodu. Ale ponieważ Milarepa przebywał w tamtym regionie, głód i epidemie były niezwykłą rzadkością. Więc bonpo stracił przychód. Nikt go nie zapraszał i nie miał nic do roboty. Przyczyną tej sytuacji było błogosławieństwo Milarepy, więc szaman usiłował go zabić, podając mu truciznę. Choć próbował wiele razy, Milarepa nie przyjmował trucizny.
Pewnego dnia Tingtyn Dziangbar spotkał trędowatą. Jej życie było niezwykle ciężkie, zaofiarował więc jej turkus, jeśli przekaże Milarepie jogurt. Zgodziła się, gdyż turkusy były w Tybecie wówczas bardzo cenne, w Indiach wymieniano je na złoto.
Bonpo powiedział: „Ten turkus będzie twój, ale najpierw, proszę, przekaż Milarepie ten jogurt”. Bez jej wiedzy wymieszał w nim truciznę. Trędowata zaniosła jogurt Milarepie. Ten spojrzał na nią, szeroko otworzył oczy i stwierdził: „No cóż, zjem ten jogurt, abyś mogła otrzymać swój turkus”.
Po zjedzeniu jogurtu Milarepa powiedział: „Biedactwo, jesteś w strasznym stanie. Jestem joginem, który porzucił lgnięcie do ego, więc twój negatywny czyn nie przyniesie owocu. Ale nie powinnaś pić z tej czarki”. Umył ją, nim oddał kobiecie.
Milarepa poważnie zachorował i wszyscy jego uczniowie płakali. Ale on spojrzał w niebo i zaśpiewał: „Oby wszelkie choroby, duchy, błędne czyny i zaciemnienia były dla jogina klejnotami. Oby dla nas były większą wartością i stały się zalążkiem poprawy”. Modlił się, aby bonpo pozbył się złych intencji, a kobieta uwolniła od swych problemów. Żaden z repów nie wiedział, że Milarepa został otruty. Nie wiedzieli, że szaman podał mu truciznę, a on im nie powiedział.
Tej samej nocy bonpo został ukarany przez dakinie i zmarł. Aby oczyścić jego czyny, Milarepa zaśpiewał:
„Biedny bonpo! Umarł przede mną. Myślał, że go zabiję, ale umarł wcześniej. To bardzo zła sytuacja. Oby wszystkie moje dobre uczynki i szczęście oraz dobre czyny trzech czasów oczyściły niegodziwe postępowanie bonpo. Obym ja wziął na siebie całe jego cierpienie i tym samym oczyścił go z niego. Oby zawsze, we wszystkich sytuacjach, spotykał dobrych przyjaciół i zawsze stronił od złych, niechaj otaczają go dobre istoty. Oby wzbudził w sobie bodhiczittę dla wszystkich istot”.
Jeden z jego uczniów, Drigom Repa, zapytał dlaczego Milarepa modlił się za szamana. Ten odparł: „Ów bonpo w przeszłości zabił lamę i odrodzi się w piekłach. Otruł również mnie”.
Nie wiedząc, czy mówiąc o zabiciu lamy, Milarepa miał na myśli siebie, Drigom Rinpocze zapytał: „Skoro wiedziałeś, że daje ci truciznę, dlaczego ją przyjąłeś?”
Milarepa odparł: „Wziąłem ją i modliłem się, myśląc, że to go wyzwoli”.
Drigom Rinpocze zapytał: „Czy jest możliwe, że to go wyzwoli?”
Milarepa odpowiedział: „Tak zapewne będzie”.
Z perspektywy Milarepy, kiedy nadszedł czas umierania, nie miało znaczenia czy przyczyną będzie otrucie, czy coś innego. Więc świadomie wypił truciznę.
Jego Świątobliwość podsumował:
Kiedy o tym myślę, jeśli ludzie mają wobec nas złe zamiary i chcą nas skrzywdzić, Milarepa zrobiłby co tylko w jego mocy, by pomóc, nie tylko, by przynieść tymczasowy pożytek, ale też ostateczne szczęście. Taki właśnie był dobry czyn Milarepy. Właśnie takie przykłady powinniśmy studiować i rozważać.