Podsumowanie, czyli co znaczy „kagju”
14 czerwca 2016Moda na uważność a prawdziwy trening umysłu
15 czerwca 2016Siedemnasty Karmapa Ogjen Trinle Dordże jest głową buddyjskiej szkoły karma kagju. To ten, który „urzeczywistnia aktywność Buddhy”. Linia Karmapów jest najstarszą tradycją inkarnowanych lamów w Tybecie, starszą od linii Dalajamów o ponad dwa stulecia. Po dramatycznej ucieczce z Tybetu zimą 1999 roku Gjalłang Karmapa zamieszkał nieopodal Dalajlamy w Dharamsali, będącej de facto stolicą Tybetańczyków na uchodźstwie. Dla swoich rodaków jest bohaterem, który uciekając z Tybetu wyprowadził w pole Chińczyków, czym skierował na siebie uwagę świata.
Dzisiaj trzydziestoletni, pełen energii Karmapa, uznany jako inkarnacja poprzednika zarówno przez Dalajlamę, jak i chiński rząd, jest jednocześnie duchowym przywódcą i młodym głosem Tybetu. Na swoich barkach dźwiga ciężkie brzemię, jako że Tybetańczycy zarówno w ojczyźnie, jak i na emigracji, często widzą w nim nową twarz światowego buddyzmu, szczególnie po odejściu obecnego Dalajlamy. Odnajdywanie jego inkarnacji stanowi zazwyczaj długi proces, może więc upłynąć wiele lat nim nowy Dalajlama będzie mógł odegrać swoją przywódczą rolę i poprowadzić Tybetańczyków. Sytuacja ta potęguje znaczenie Karmapy, zwłaszcza że Tybetańczycy oczekują od niego, że poprowadzi ich z powrotem do Tybetu. Powszechnie uważa się, że z chwilą odejścia obecnego Dalajlamy rząd chiński – wykorzystując okres „bezkrólewia” – jeszcze bardziej wzmocni kontrolę nad przejętym regionem.
Przez całe lata rząd Indii – po trosze uginając się pod presją Chińczyków, po trosze kierując się własną podejrzliwością – nie zezwalał Karmapie na opuszczanie kraju. Sytuacja ta się na szczęście zmieniła i w tym roku, uzyskawszy zgodę stosownych władz, Jego Świątobliwość wyruszył w swoją trzecią już podróż do Europy, by nauczać w kolejnych, do tej pory nieodwiedzanych krajach.
Jako wpływowa postać na światowej scenie, Karmapa stara się odnosić do aktualnych problemów, a szczególnie do zmian klimaticznych i ich wpływu na region Himalajów. Mówi też wiele o pokoju na świecie. Jego działania postrzegane są często jako buddyjska odpowiedź na problem globalnego ocieplenia.
Saransh Sehgal przeprowadził wywiad z Siedemnastym Karmapą podczas Jego wizyty w Paryżu. Rozmowa obejmowała całą gamę tematów, w tym problemy środowiska naturalnego, przyszłą rolę Karmapy (szczególnie po odejściu Dalajlamy), a także kwestię tybetańską.
Wasza Świątobliwość odwiedza Europę po raz trzeci. Jakie to uczucie?
Poprzednio odwiedzałem tam tylko jeden kraj, Niemcy. Podczas tegorocznego pobytu miałem okazję przyjechać do Szwajcarii i Francji, więc mogłem zobaczyć też inne części Europy. Jest więc inaczej. Mam wrażenie, że zrobiłem postęp.
Podczas nauk Wasza Świątobliwość kładł duży nacisk na sprawę światowego pokoju i środowiska naturalnego. Teraz jesteśmy w Paryżu, gdzie niedawno podpisano porozumienie dotyczące zmian klimatu i gdzie również odbyły się marsze w intencji pokoju, szczególnie po zamachach terrorystycznych z zeszłego roku. Co Wasza Świątobliwość ma do powiedzenia w tych dwóch bliskich jego sercu kwestiach?
Ogólnie rzecz biorąc, gdy nauczamy Dharmy, zawsze skupiamy się na pokoju na świecie. Dążymy do pokoju, bo gwarantuje on żyjącym na tym świecie istotom szczęście. Rozmowy o pokoju jako takim nie są zatem niczym szczególnym. Obecnie nastały jednak szczególne czasy, w których sytuacja osiągnęła stan krytyczny. Na świecie wybucha coraz więcej konfliktów. Mamy wprawdzie coraz szerszy dostęp do wszelkich informacji, jesteśmy powiązani ze sobą bardziej niż dotychczas, zarazem jednak przybywa konfliktów, o których nie mamy pojęcia. Niezależnie więc od tego, ile informacji do nas dociera, nie potrafimy wykorzystać swej wiedzy w pożyteczny sposób, co przyczynia się do narastania konfliktów.
Niezmiernie istotne jest zatem, byśmy potrafili udoskonalać, przekształcać swój umysł, a zwłaszcza, byśmy rozwijali prawdziwie serdeczne związki z otoczeniem – chodzi mi tu zarówno o związki międzyludzkie, jak i o te ze środowiskiem. Jest to esencja Dharmy. Zwłaszcza teraz, gdy sytuacja jest naprawdę napięta, Dharma może przynieść nam pożytek.
A zatem pytanie do Waszej Świątobliwości jako do aktywisty na rzecz środowiska: jakie działania my, przedstawiciele ludzkości, powinniśmy natychmiast podjąć, by odniosły skutek?
Nie uważam się wcale za aktywistę, ale jest kilka rzeczy, które możemy zrobić dla środowiska. Moim zdaniem rzecz najważniejsza, to nauczyć się kontrolować własne pragnienia. Żyjemy jednak w kulturze i czasach zalewu informacji i media owe pragnienia potęgują. Ma to poważny wpływ na środowisko. Dlatego właśnie uważam, że kontrolowanie pragnień jest rzeczą absolutnie niezbędną.
Zmiany klimatyczne to bardzo aktualny temat, zwłaszcza w obliczu nieustannego topnienia himalajskich lodowców. Wyżyna Tybetańska, którą niektórzy określają mianem Trzeciego Bieguna, doświadczyła już drastycznych zmian, których skutki widoczne są z kolei na subkontynencie indyjskim. Wasza Świątobliwość założył nawet Khorjug – organizację, której głównym celem jest ochrona środowiska w rejonie Himalajów. Co można zatem zrobić, by nie pomnażać szkód?
Ponieważ urodziłem się w Tybecie, mam z nim silny i bezpośredni związek. W sensie obyczajów, Tybetańczycy są częścią Himalajów. Ważne jest więc, byśmy skupili się na problemie środowiska w tym rejonie. Myślę, że koniecznie trzeba w tym kierunku sporo zrobić, więc dlatego się tego podjąłem.
Wielu ludzi na świecie zna ten problem – są świadomi, że w Tybecie, w Himalajach topnieją lodowce. Jednak mieszkańcy tego regionu niekoniecznie rozumieją, dlaczego tak się dzieje. Ważne jest zatem, aby zwłaszcza lokalna społeczność zdała sobie sprawę, iż topnienie lodowców wpływa nie tylko na ich otoczenie, ale także na całą Azję. Że wpływa ono na cały dosłownie świat. Należy więc w ludziach tych rozbudzić świadomość, i dlatego właśnie moja organizacja stawia sobie za cel nadrzędny edukację mieszkańców Himalajów w zakresie ochrony środowiska naturalnego.
Przez setki lat styl życia Tybetańczyków był zgodny z naturą, ale obecnie ludzie zwracają się ku tak zwanej nowoczesności. Powinni więc mieć świadomosć, jaki przyniesie to skutek. Mieszkańcy Himalajów muszą się zastanowić, co stanowi o zgodności ich życia z naturą i z jakimi wyborami się to wiąże.
Dużą część winy za zniszczenie środowiska naturalnego Himalajów zrzuca się na chiński rząd, szczególnie jeśli chodzi o ekosystem Wyżyny Tybetańskiej. Jakie jest na ten temat zdanie Waszej Świątobliwości?
Jeśli chodzi o Chińczyków, myślę, że popełniono błędy strategiczne. Rząd w Pekinie ignoruje nadzieje i pragnienia Tybetańczyków. Błędem jest kontynuowanie polityki, która rani uczucia mieszkańców Tybetu i przynosi coraz to nowe rozczarowania.
Rzeczywiście w Tybecie doszło do dużej dewastacji środowiska naturalnego. Z jednej strony można powiedzieć, że winę za to ponoszą chińskie władze. Ale z drugiej strony to samo dzieje się w każdym innym kraju świata wraz z jego rozwojem. Tak więc problem sprowadza się raczej do sposobu, w jaki dążymy do rozwoju materialnego w obecnych czasach.
Tak czy inaczej, wpływ na mieszkańców Tybetu i środowisko naturalne Wyżyny Tybetańskiej jest duży. Chińska polityka przyczynia się do wielu problemów, dotyczy to też samej sprawy Tybetu. Dlatego bardzo trudno jest tam zabrać głos. Tym niemniej, jeśli chodzi o środowisko, sytuacja jest krytyczna, a jej efekty dotkną nie tylko Tybet, ale też Chiny i kraje ościenne.
Ponieważ sytuacja w Tybecie wpływa także na sąsiednie kraje, powinny one również mieć w tej sprawie prawo głosu. Tak naprawdę, mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek, by ingerować w to, co dzieje się w Tybecie. Sytuacja ekologiczna Tybetu wiąże się ze stanem środowiska naturalnego Azji i całego świata. Powinna obchodzić nas wszystkich i wszyscy powinniśmy dążyć do jej polepszenia. Uważam, że to bardzo ważne.
Jak układają się relacje między Waszą Świątobliwością a JŚ Dalajlamą? Świat już teraz widzi w Karmapie przyszłą twarz globalnego buddyzmu (szczególnie po odejściu JŚ Dalajlamy). Jak Wasza Świątobliwość się na to zapatruje?
Myślę, że nasze relacje są bardzo proste. Można powiedzieć, że między nami jest związek nauczyciela i ucznia lub innymi słowy, jesteśmy duchowymi przyjaciółmi. Jest to więc przede wszystkim związek dharmiczny. Poza tym nie mamy żadnych relacji natury politycznej.
Ale oczywiście wiele osób, w tym i ja, martwimy się o to, co się stanie, kiedy Jego Świątobliwość odejdzie – jaki los czeka społeczność tybetańską na emigracji, Tybetańczyków w ojczyźnie i jak ogólnie rozwinie się kwestia tybetańska. Ponieważ my, Tybetańczycy, tak bardzo polegamy na Dalajlamie, naprawdę trudno jest przewidzieć, jak potoczą się sprawy, gdy go zabraknie. Być może sobie nie poradzimy, może się pogubimy – nie wiadomo.
Natomiast jeśli chodzi o moją dodatkową odpowiedzialność czy też rolę, jaką przyjdzie mi wtedy odegrać, to myślę, że sprawa jest jasna. Jako Karmapa już teraz mam wiele obowiązków, którym nie łatwo jest podołać. Ponieważ jestem młody, w przyszłości być może spadną na mnie dodatkowe zadania, choć nie posiadam żadnych szczególnych mocy, które są mi przypisywane.
Jakie są poglądy Waszej Świątobliwości na kwestię tybetańsko-chińską? Czy możliwe jest zaangażowanie Karmapy w dialog z rządem chińskim, dotyczący spraw związanych z Tybetem?
To bardzo złożone pytanie. Oczywiście, chciałbym się zaangażować duchowo. Społeczność buddyjska w Chinach coraz bardziej się rozrasta, a towarzyszy temu ogromny rozwój materialny. Umysły i serca wielu ludzi pozostają przy tym, niestety, puste. Chińczycy spragnieni są duchowych wskazówek i rozwiązań.
Już w przeszłości my, Karmapowie, mieliśmy duchowe związki z Chińczykami, związki, które liczą sobie ponad 600 lat. Jednak ja sam znajduję się w tej chwili w trudnym położeniu, gdyż moja sytuacja nie jest łatwa; mojemu przybyciu do Indii towarzyszyło wiele podejrzeń. To komplikuje sprawy, gdyż nawet – mimo mojej szczerej motywacji – jeżeli coś w tej kwestii uczynię, ludzie mogą być podejrzliwi i nie okazać zrozumienia. Niemniej nie zamierzam porzucać swych nadziei i aspiracji.
Nadal zdarzają się samospalenia, zarówno wśród Tybetańczyków w kraju, jak i, czasami, na emigracji. Mimo apeli Waszej Świątobliwości sytuacja ta nie ulega zmianie. Co Wasza Świątobliwość chciałby powiedzieć na ten temat?
Od samego początku kilkakrotnie apelowałem do Tybetańczyków, by cenili swoje życie, ponieważ [w Chińskiej Republice Ludowej] są w mniejszości. Dlatego życie każdego Tybetańczyka jest cenne i ważne dla naszej sprawy. Moi rodacy powinni żyć, to jedyna droga.
Myślę jednak, że moje prośby bądź nie dotarły do rodaków w Tybecie z różnych powodów, choćby blokady informacyjnej, bądź też nie zostały dobrze przyjęte i rozpowszechnione. Uważam, że tu, na emigracji, mamy szersze spojrzenie na świat niż Tybetańczycy w kraju. Powinniśmy więc proponować rozwiązania [tym, którzy mieszkają w Tybecie].
Biorąc pod uwagę aktualną sytuację w Tybecie, jakie przesłanie miałby Wasza Świątobliwość dla rodaków w kraju?
Nie mam żadnego szczególnego przesłania. Tybetańczycy w kraju są dla mnie źródłem inspiracji, mimo że żyją w bardzo trudnych warunkach. Ich szczera motywacja i oddanie sprawie Tybetu, a także naszej kulturze i religii, są bardzo silne.
Tybetańczycy w Tybecie darzą mnie szacunkiem. Ja również spoglądam na nich z szacunkiem i mam nadzieję, że będę mógł przysłużyć się naszej kulturze i religii.
W Tybecie są ludzie, którzy czekają na Waszą Świątobliwość, w tym rodzina i rodzice. Czy Wasza Świątobliwość jest w stanie przewidzieć, kiedy powrót do ojczyzny będzie możliwy?
Oczywiście martwię się o moich rodziców, bo starzeją się, a bardzo chciałbym ich zobaczyć. Nieraz wiele rozmyślam o tym, jak i kiedy mógłbym się z nimi spotkać, jednak trudno jest tu cokolwiek przewidzieć. Pragnę tego z niezmienną siłą, choć w obliczu faktów nadzieja na spotkanie jest raczej nikła – nie mogą przecież przyjechać i odwiedzić mnie w Indiach. Dlatego powinienem podjąć jakieś wysiłki.
W ciągu ostatnich dwóch, trzech lat liczba Tybetańczyków uciekających z kraju bardzo spadła. Dlaczego przybywa ich na emigrację mniej? Jakie są tego powody?
Myślę, że powodów jest wiele. Jednym z najważniejszych jest uszczelnienie granicy, przez co jej przekroczenie jest teraz o wiele trudniejsze. Chińczycy użyli w tym celu nowoczesnych technologii, więc ucieczka jest obecnie prawie niemożliwa.
Może są też jeszcze i inne powody. Słyszałem, że wielu Tybetańczyków uczyło się w przeszłości w Indiach, ale później doszli do wniosku, że nie ma sensu dalej tu mieszkać. Niesprecyzowany status Tybetańczyków w Indiach oraz problemy w znalezieniu pracy, nawet po uzyskaniu dobrej edukacji, sprawiają, że perspektywy osiedlenia się na subkontynencie nie wyglądają dobrze.
Tak więc wielu ludzi stara się znaleźć schronienie w innych krajach lub wraca do Tybetu. Myślę, że wewnątrz społeczności tybetańskiej w Indiach istnieją pewne problemy, tak że na całą tę sytuację składa się wiele okoliczności.
Saransh Sehgal jest dziennikarzem piszącym o Tybecie i sytuacji geopolitycznej regionu Himalajów. Obecnie mieszka w Wiedniu.