
Nadzieje przywódcy buddyzmu tybetańskiego
6 czerwca 2014
Rozwijanie wewnętrznego spokoju
7 czerwca 20147 czerwca 2014 r.
Berlin, Estrel Convention Center
Jego Świątobliwość Karmapa rozpoczął ten wykład od stwierdzenia, że planeta, którą zamieszkujemy, jest jedynym znanym nam miejscem w kosmosie zdolnym podtrzymywać życie. Jednocześnie życie to przejawia się na niewyobrażalną ilość sposobów – jedno drzewo bywa domem setek gatunków owadów. Sami ludzie, którzy tworzą tylko jeden gatunek istot, różnią się między sobą. Każdy z nas posiada własny, unikalny rysunek linii papilarnych. Działamy w różny sposób, inaczej wyglądamy, prowadzimy inny styl życia. Razem tworzymy zbiór różnorodnych stworzeń, które są ze sobą połączone i zależą od siebie nawzajem. Słoń jest olbrzymim i cenionym zwierzęciem, podczas gdy niewielkie owady wydają się nieistotne. Ale przecież pszczoły, na przykład, zbierając nektar zapylają rośliny. Wszystko co żyje w tym współzależnym świecie ma wielką wartość.
W buddyzmie tybetańskim istnieje dobre określenie tego rodzaju relacji – nazywamy ją związkiem matki i dziecka (mabu drelła). Nie chodzi w nim tylko o więź dwóch osób, lecz o dobre nastawienie, które łączy nas z całym ożywionym i nieożywionym światem.
Mówiąc o „jaźni” czy też „ja” zazwyczaj mamy na myśli coś, co istnieje niezależnie, w izolacji, samo z siebie. W konsekwencji daje nam to poczucie, że różnimy się od innych. Ale jak to naprawdę wygląda? Przecież nie powstajemy sami z siebie. Ciało, które jest główną podstawą naszego wrażenia odrębności, pochodzi od rodziców; sami go nie stworzyliśmy. Jeżeli nadal uważamy, że jesteśmy niezależni, przyjrzyjmy się temu, skąd bierze się nasze pożywienie i ubranie. Przecież tworzą je inni ludzie – bez nich padlibyśmy trupem. Karmapa podkreślił, że w krajach rozwiniętych, wskutek globalizacji, produkty spożywcze i ubrania są często sprowadzane z bardzo daleka. Wykonują je robotnicy w niezwykle ubogich rejonach świata, ludzie, których w ogóle nie znamy, ale korzystamy z efektów ich pracy.
Jego Świątobliwość nadmienił, że jego wspomnienia z dzieciństwa różnią się od doświadczeń dzisiejszych dzieci.
Wiodłem zwyczajne życie nomada. Moi rodzice nie spędzali całych dni w pracy. Wieczorami wszyscy siadaliśmy przy palenisku i słuchaliśmy opowieści snutych przez dziadków. Cała rodzina żyła w atmosferze ciepła i bliskości. Mając siedem lat musiałem ją opuścić i zamieszkać na trzecim piętrze klasztoru Tsurphu. Tam żyło się zupełnie inaczej niż pośród nomadów, gdzie wszędzie wolno mi było chodzić – mogłem biegać, gdzie dusza zapragnie, po całej otwartej przestrzeni. Nikt też się nie obawiał przejeżdżających samochodów… Do murowanego domu przenosiliśmy się tylko na zimę a resztę roku spędzaliśmy w namiotach.
Po czym nagle zamknięto mnie w czterech ścianach na trzecim piętrze głównego budynku klasztoru. Miałem niewiele czasu na zabawę i czułem się mało komfortowo, byłem trochę nieszczęśliwy. W rodzinnym domu zostali moi towarzysze zabaw, dzieci w moim wieku, zaś w klasztorze otaczali mnie starsi, poważni mnisi. Jak miałem się z nimi bawić?
Tsurphu odwiedzało wielu gości z Tybetu i z zagranicy, ale oni również byli dużo starsi od Karmapy a w dodatku traktowali go jak swego nauczyciela. Z początku czuł się dziwnie, nieco opuszczony, ale z czasem zaczął doceniać zabawki zostawiane przez obcokrajowców i rozumieć, że troszczy się o niego bardzo wiele osób. Stopniowo ludzie ci zaczęli zastępować mu rodziców i towarzyszy zabaw. Powoli rosło w nim poczucie, że oprócz biologicznych rodziców miał także wielu rodziców przybranych, którzy troskliwie się nim opiekowali.
Po tych przykładach miłości i troski Karmapa przeszedł do tematu współczucia. Jak powiedział, ono znaczy dużo więcej niż zwyczajna sympatia lub empatia, które w gruncie rzeczy noszą w sobie posmak oddzielenia od innych. Współczucie jest głębsze, nakazuje nam „wyjść poza siebie” i doświadczyć tego, co odczuwa ktoś inny. Współczucie rodzi się w nas naturalnie i łączy nas z resztą istot w bardzo bezpośredni sposób. Stawiamy siebie na ich miejscu i przeżywamy ich radości i smutki. „Otwieramy na nich swoje serce”.
Globalizacja przyczyniła się do tego, że żyjemy coraz bliżej siebie i lepiej rozumiemy swą wzajemną współzależność. Mając tego świadomość nie możemy myśleć tylko o własnym szczęściu, musimy rozwinąć więcej odwagi, by pomagać innym i dbać o ich dobro.