Moda na uważność a prawdziwy trening umysłu
15 czerwca 2016Gjalłang Karmapa o cykliczności życia
22 czerwca 2016Jesteś Karmapą od ponad dwóch dekad i masz miliony wyznawców. W ciągu tych dwudziestu lat świat bardzo się zmieniał – co sądzisz o wyzwaniach, przed którymi stoimy?
Kiedy po raz pierwszy powiedziano mi, że jestem Karmapą, wydawało mi się to bardzo proste. Sądziłem, że będę dostawał więcej zabawek i będzie się ze mną bawiło więcej osób. Szybko przekonałem się, że byłem w błędzie, poznając ciasne ramy wyznaczonego tradycją otoczenia, które uniemożliwia prowadzenie życia zwykłego chłopca. Potem znalazłem się w Indiach, zostawiając rodziców, przyjaciół, cały swój Tybet – w obcym kraju, w centrum wydarzeń politycznych i związanych z nimi podejrzeń, czasem tracąc wręcz z oczu drogę, kierunek i zadając sobie pytanie, po co mi to było.
Zgodnie z tradycją na Karmapie spoczywa oczywiście odpowiedzialność duchowa, tyle że natłok i charakter współczesnych wydarzeń sprawiają, że ludzie potrzebują odmiennego przewodnika. Nie tylko pouczeń religijnych, ale i innych wskazówek, idei. Moje zadanie wydaje się przez to trudniejsze, bardziej skomplikowane. Tak to czuję.
Żyjemy w bardzo niespokojnych czasach – wojny i terroryzm w Iraku, Syrii, Jemenie, niepokoje w Europie. Czy współczucie naprawdę może być na to receptą?
Jestem przekonany, że empatia, współczucie są nam przyrodzone. To właściwości, przymioty wrodzone. Mają je wszyscy ludzie, ale też wyłączają je pod wpływem warunków i okoliczności. W ten sposób stajemy się mniej empatyczni i coraz bardziej agresywni. Nikt nie rodzi się terrorystą. Złość zaszczepiają otoczenie i okoliczności. Dlatego powinniśmy cofnąć się do kwestii podstawowych: poprawiać, budować lepsze środowisko, sprzyjające rozwijaniu współczucia. To trochę podobne do, powiedzmy, zdolności językowych. Wszyscy je posiadamy, ale musimy móc robić z nich użytek. Dziecko zamknięte na odludziu po kilku latach zapomni każdy język i w ogóle oduczy się mówić. Uważam więc, że musimy wrócić do podstaw.
Jedną z konsekwencji wojen i terroru są miliony uchodźców na całym świecie. Państwa zamykają właśnie przed nimi drzwi, jak więc ludzie mieliby otworzyć dla nich serca?
To oczywiście ważny problem w Europie. Moim zdaniem samo przyjęcie uchodźców nie rozwiązuje go jednak, ponieważ nie sięga źródeł, które są, na przykład, na Bliskim Wschodzie. Państwa Zachodu powinny czuć się odpowiedzialne i za tę kwestię. Jeśli tego nie zrobią, będą napływać kolejni uchodźcy i ich cierpieniom nie będzie końca. Dlatego i tu trzeba wrócić do kwestii podstawowej – do sytuacji w tych krajach, na Bliskim Wschodzie, tam, gdzie toczą się wojny. Sprawdzić, jak możemy pomóc, co zmienić, by wrócił tam pokój i harmonia. W ten sposób rozwiążemy problem podstawowy.
Inna skrajna sytuacja: wielu mnichów buddyjskich biorących udział w pogromach w Birmie albo samospalenia buddystów w Tybecie i poza jego granicami – czy aprobujesz dawanie upustu gniewowi w taki sposób?
Sytuacja w Birmie, czy Mjanmie, jest bardzo smutna. Czytałem o tym. Nie do przyjęcia jest zaangażowanie mnichów i w ogóle praktykujących buddystów w takie konflikty i przemoc. Budda, jak wiadomo, uosabia pokój i współczucie, a my idziemy jego ścieżką. W żadnych okolicznościach nie wolno nam odstępować od zasad i nauk Buddy. Powinniśmy wierzyć w moc współczucia i nie tracić spokoju. A jeśli taki konflikt podsycają mnisi – po prostu nie wiem, co mam powiedzieć. To nie sprowadza się do opinii o jednej osobie, ale odciska na reputacji wszystkich buddystów. Fatalny pomysł i szkodliwe działanie.
I druga kwestia, samospalenia. Od samego początku nawołuję, by ludzie cenili swoje życie. Przede wszystkim jesteśmy mniejszością, więc każdy Tybetańczyk powinien żyć dla naszej sprawy. Nawet jeśli nie krzywdzi się w ten sposób innych, ofiarą pada własne, cenne życie. Wśród samospaleńców są matki czworga, pięciorga dzieci – to bardzo smutne. Myślę, że slogany o bohaterach i bohaterkach są tu zupełnie nie na miejscu. Musimy wziąć pod uwagę nie tylko cierpienia tych ludzi, ale także ich przyjaciół i bliskich. Co więcej, choć składają oni w ofierze życie, nie widać żadnych rezultatów. To najsmutniejsze. I dlatego uważam, że samospalenia trzeba zatrzymać.
Jesteś autorytetem dla wielu osób na całym świecie. Jak powinno się wyrażać współczucie w czasach waśni między religiami, zwłaszcza islamofobii? Jak przekonać ludzi, że wszystkie religie w gruncie rzeczy nauczają tego samego?
Z jednej strony to trudne. Oglądając wiadomości, sam mam czasem problem z obudzeniem w sobie współczucia wobec tych ludzi. Jest to o wiele łatwiejsze, jeśli pamiętamy, że poddano ich praniu mózgu, zaszczepiono skrajne poglądy. Zapewne władają nimi bardzo szkodliwe emocje: złość i nienawiść, które są paliwem ignorancji. A ten stan zasługuje na nasze współczucie. Sami dobrze znamy takie emocje. Kiedy wpadamy w złość, tracimy kontrolę. Nie jesteśmy sobą, popełniamy koszmarne błędy. To podobna sytuacja. Być może ktoś poddał ich praniu mózgu, zmanipulował – i z tej perspektywy współczuć jest już bardzo łatwo.
Jako jeden z nielicznych przywódców religijnych popierasz prawa i ideę równości kobiet. Dlaczego? Czy doczekamy kobiety na tronie wielkiego lamy, na przykład Dalajlamy czy Karmapy?
Dlaczego? Może przez matkę, której nie widziałem już niemal szesnaście lat? Nie mogąc jej pomagać, ponieważ jest daleko, na znak wdzięczności staram się zrobić coś pożytecznego dla innych kobiet. Powoduje mną chyba to.
W tej chwili Tybetańczycy nie są gotowi na zaakceptowanie Dalajlamy czy Karmapy w postaci kobiety. Raczej nie. Ale w przyszłości, czemu nie? System reinkarnacji nie wyklucza żadnej formy odrodzenia. Mężczyzna, kobieta, a nawet zwierzę czy coś innego – możliwe jest wszystko. Moim zdaniem, nie ma więc tu problemu.
Jego Świątobliwość Dalajlama oświadczył, że najprawdopodobniej będzie ostatnim w tej linii. Ponieważ Panczenlama został uwięziony, miliony Tybetańczyków następnego przywódcę widzą w Tobie. Czy to wielka odpowiedzialność i presja?
Nie czuję dodatkowej presji, ponieważ nie mogę być osobą, o której mówią ludzie. „Następny Dalajlama”? Nim może być wyłącznie Piętnasty Dalajlama.
A następnym najwyższym przywódcą?
Oczywiście mamy młodych liderów – i zobowiązania dla nich wobec narodu tybetańskiego, jego przyszłości i sprawy. Ja jestem już Karmapą, a Karmapa jest już częścią historii Tybetu. Bardzo ważną, jako pierwsza, najstarsza linia. Wystarczy więc, że należycie wywiążę się z tej roli – na inne stanowiska nie ma w niej miejsca. Czuję wielkie brzemię odpowiedzialności i nie mogę wziąć na siebie kolejnego.
Nie mając wyboru, w pewnej chwili ludzie i tak zwrócą się do Ciebie.
Ludzie są wolni i decydują za siebie. Ja też mówię w swoim imieniu, bo jestem człowiekiem.
Na Zachodzie brakuje wiedzy na temat reinkarnacji. Sam zostałeś uznany za wcielenie Karmapy jako siedmiolatek. Co mówi nam o reinkarnacji twoja historia? Jakie jest jej przesłanie?
Kiedy miałem siedem lat, przyjechali ludzie prowadzący poszukiwania. Najpierw przepytywali moich rodziców, nic im nie mówiąc. Ale gdy wrócili, powiedzieli: wasz syn jest inkarnacją Karmapy. Mieli ze sobą list Szesnastego Karmapy z nazwą i opisem miejsca, imionami rodziców. Wszystko to było w liście. Zgadzało się – więc jesteś Karmapą. W tradycji tybetańskiej są, rzecz jasna, różne metody rozpoznawania inkarnacji, ale nasza wygląda właśnie tak. Bez względu na to, czy wierzy się w odrodzenie, czy nie, według mnie chodzi tu przede wszystkim o podjęcie odpowiedzialności, o stworzenie sposobności służenia czującym istotom. To właśnie główne przesłanie, bo nawet będąc zwykłym człowiekiem możesz służyć całej ludzkości, jeśli masz wielkie serce, jeśli masz motywację.
Media informują, że do Tybetu płyną dziś ogromne pieniądze, a z nimi dostatek i wygody. Czy Tybetańczycy nie zapomną przez to o swojej sprawie?
Nie sądzę. Rozwój materialny jest niezaprzeczalny, ale sam nie zapewni ludziom zadowolenia. Do tego trzeba jeszcze wolności wewnętrznej i możliwości robienia z niej użytku. Wolności osobistej, wolności religii, wolności słowa i tak dalej. To bardzo ważne kwestie i potrzeby. Rozwój materialny może zapewnić chwilowy komfort i satysfakcję, ale na dłuższą metę do szczęścia i zadowolenia trzeba czegoś więcej.
Należysz do wielusetletniej tradycji, ale patrzysz na świat w sposób bardzo nowoczesny. Interesujesz się środowiskiem naturalnym i zmianami klimatycznymi. Jesteśmy w Paryżu, w którym trwają tropikalne ulewy i powodzie. Niepokojące zjawiska klimatyczne zachodzą wszędzie, również w Tybecie. Co o tym wszystkim sądzisz?
Uważam, że wiele tych katastrof i problemów jest dziełem człowieka. Jako ludzie jesteśmy za nie odpowiedzialni i powinniśmy to sobie uprzytomnić, bo inaczej trudno wyobrazić sobie zmiany na lepsze. Media i środki masowego przekazu podsycają, moim zdaniem, naszą zachłanność i chciwość. Musimy nauczyć się kontrolować swoje pragnienia. Rozumieć, czego chcemy i potrzebujemy. Oraz odróżniać jedno od drugiego, ponieważ chcemy wszystkiego, a w istocie potrzebujemy naprawdę niewiele. Zasoby naturalne – w przeciwieństwie do naszej zachłanności – są ograniczone. Dlatego też powinniśmy się kontrolować, bo inaczej doprowadzimy do katastrofy.
Podglądałem, co wyświetla się na twoim laptopie, i wiem, że jesteś wielbicielem nowinek technologicznych. Czatujesz z Dalajlamą?
Nie wydaje mi się, żeby Jego Świątobliwość korzystał z aplikacji mobilnych. Nie sądzę też, żeby miał smartfon. Nie jestem z nim w codziennym kontakcie. Kiedy czegoś potrzebuję, korzystam z kanałów oficjalnych.
Niemniej to bardzo ważna kwestia, związana z zachodzącymi zmianami. Nie możemy już być bardzo tradycyjni. Powinniśmy mieć dostęp do tego, co umożliwia nam bardziej bezpośredni kontakt i więź. Tak, to bardzo ważne.
Opowiadasz się więc za zamianą telepatii na telefonię?
Jak najbardziej.
Świat przychodzi uczyć się od Karmapy. A czego ty uczysz się od swoich uczniów?
Do tej pory udawało mi się pełnić obowiązki czy, jeśli wolisz, odgrywać rolę Karmapy. I jakoś to przeżyłem – głównie dzięki wsparciu i miłości przyjaciół i uczniów. To dla mnie główne źródło energii.
Wasza Świątobliwość, bardzo dziękuję za to spotkanie.
Dziękuję.
Przekład: AK