Jogin Milarepa
Główny uczeń Marpy, Milarepa (1028/1040-1111/1123), pozostaje najbardziej szanowanym duchowym mistrzem Tybetu, do dziś uznawanym przez wszystkich za największego tybetańskiego jogina. Jego medytacyjny wgląd i całkowite zaangażowanie w praktykę, będące do dziś nieodłączną cechą szkoły kagju, połączyły się z silnym strumieniem Dharmy przekazanej wcześniej przez Marpę.
Milarepa urodził się w pierwszej połowie XI stulecia jako jedyny syn w zamożnej rodzinie właścicieli ziemskich i kupców. Nowinę o jego przyjściu na świat witano z radością, a ojciec nadał mu imię Thypaga – „Radość słyszeć” – którym się posługiwał, zanim nazwano go Milarepą. Wczesne dzieciństwo spędził w dostatku, ale śmierć ojca zamieniła życie siedmioletniego chłopca w koszmar ubóstwa i nędzy.
Ostatnią wolą ojciec Milarepy upoważnił siostrę i jej męża do zarządzania swoim majątkiem, zanim syn osiągnie dorosłość. Potem cały spadek miał mu zostać przekazany. Lekceważąc zarówno prawo, jak i opinię publiczną, ciotka i wuj zagarnęli całą własność rodziny, a Milarepę, jego matkę i siostrę zrobili swoimi służącymi. W tym okresie Tybet pozbawiony był władzy centralnej, a większość kraju trafiła w ręce miejscowych magnatów, których nikt nie kontrolował. Dzięki temu pozbawione skrupułów możnowładztwo bezkarnie wykorzystywało poddanych, którzy nie mieli nadziei na jakąkolwiek obronę.
Gdy Milarepa osiągnął pełnoletność, jego matka zwołała zgromadzenie, podczas którego testament jej męża został ponownie odczytany publicznie. Zażądała dotrzymania jego zapisów. Jednak apel do sumienia ciotki i wuja oraz poszukiwanie moralnego wsparcia ze strony miejscowej społeczności skończyły się fiaskiem. Zamiast odzyskać swoje dziedzictwo, wszyscy troje otrzymali bolesne cięgi i zostali obrzuceni obelgami. Sąsiedzi, zastraszeni przez ciotkę, wuja i ich agresywnych synów, nie wsparli poszkodowanej rodziny. Pozbawiona możliwości obrony własnych dzieci przed bezwzględnością krewnych, matka Milarepy chwyciła się ostatniej nadziei: czarnej magii. Praktyki szamańskie – zarówno pożyteczne, jaki i te mające na celu przynoszenie szkody – istniały w Tybecie od dawna, zanim w VII pojawił się buddyzm. Nawiązując do tej tradycji, Milarepa opuścił dom, by odebrać nauki od potężnego szamana. Nigdy już nie ujrzał swojej matki.
Milarepa chciał opanować szamańską sztukę magii, by pomścić swoją rodzinę. Okazał się bardzo utalentowanym adeptem. Wykorzystując magiczną wiedzę, sprawił, że w domu wuja podczas wesela jednego z kuzynów zawalił się dach. Pod gruzami zginęło trzydzieści pięć osób, w tym kuzyn wraz z panną młodą. Nie usatysfakcjonowało to jednak matki Milarepy; posłała do syna wiadomość z prośbą o zesłanie burzy gradowej. Prośba została spełniona. Całoroczne uprawy wiejskiej społeczności zostały zniszczone – nikt nie miał wątpliwości, że szamańska moc Milarepy przewyższa brutalną władzę jego krewnych.
Wkrótce potem Milarepa zaczął żałować swoich czynów i martwić się ich karmicznymi konsekwencjami. W tamtym czasie buddyzm już od czterech wieków przenikał powoli do lokalnej kultury, zarazem rozumienie podstawowych zasad karmy stało się częścią prawd życiowych społeczeństwa. Zatem Milarepa zdawał sobie sprawę, że jego zabójcze zaklęcia z pewnością ściągną na niego bolesne konsekwencje, jeśli nie w tym życiu, to w następnym. Ta świadomość skłoniła go do poszukiwania Dharmy, która pozwoliłaby mu wyrwać się z napędzanego karmą koła samsary i stać się źródłem pożytku dla innych, a nie nieszczęścia. Błąkał się od jednego nauczyciela do drugiego, aż w końcu trafił przed próg Marpy Lotsały, niezwykle życzliwego lamy, który za pomocą umiejętnych metod umożliwił mu realizację obu tych celów.
Zanim jeszcze Milarepa poprosił o przyjęcie do grona uczniów, Marpa dowiedział się ze swoich snów, że nadejdzie niezwykły uczeń. Jednak na początku przez długi czas poddawał Milarepę ciężkim próbom. Wiedział, że musi on przeżyć wiele przykrych doświadczeń, by oczyścić wcześniej nagromadzone negatywności. Marpę przepełniało ogromne współczucie, ale chciał wytyczyć Milarepie taką drogę, która doprowadzi go do najwyższego możliwego celu: pełnego Przebudzenia.
Na pozór sposób, w jaki Marpa traktował na początku Milarepę, wydawał się bardzo surowy, ale dzięki swej przenikliwej mądrości nauczyciel miał świadomość, że inna droga miałaby jeszcze bardziej bolesne konsekwencje. Najpierw nakazał uczniowi samodzielnie zbudować kamienne wieże, po czym za każdym razem kazał je burzyć i wznosić od nowa – tak długo, aż plecy Milarepy zamieniły się w jedną wielką krwawiącą ranę. Wtedy Marpa okrył jego plecy kawałkiem tkaniny i kazał mu pracować dalej. Poza tym wielokrotnie odmawiał udzielenia jakichkolwiek instrukcji do praktykowania Dharmy, mimo że Milarepa rozpaczliwie o nie prosił. Reakcją na jego prośby były jawne lekceważenie i wzgarda.
Stosunek Marpy do Milarepy, choć ostatecznie przyniósł spodziewane rezultaty, nie powinien być brany za typowy przykład relacji lamy i ucznia. Marpa ostrzegł później Milarepę, że takie traktowanie byłoby nieodpowiednie w przypadku większości uczniów. Milarepa osiem razy doświadczył skrajnego przygnębienia, ale nigdy, nawet na chwilę, nie stracił zaufania do mistrza. Gdy w końcu zaczął myśleć o samobójstwie, Marpa z radością obwieścił mu koniec okresu prób i przekazał wszystkie potrzebne nauki Dharmy, tantryczne abhiszeki i osobiste pouczenia oraz wyznaczył mu miejsce na odosobnienia medytacyjne i dał prowiant.
Milarepa rozwinął w sobie skrajne wyrzeczenie konwencjonalnego życia – dokonał tego w wyniku własnych bolesnych przeżyć, żalu za wyrządzone krzywdy oraz z chęci praktykowania Dharmy przekazanej przez Marpę. Podczas odosobnień w jaskiniach na ośnieżonych szczytach gór, okryty kawałkiem bawełny, wytrwale kontynuował praktyki jogiczne, których nauczył go Marpa. W wielu spontanicznie śpiewanych radosnych pieśniach, zebranych później w Stu tysiącach pieśni Milarepy, wyrażał swe głębokie zrozumienie, że to, co osiągnął dzięki praktykowaniu czystej Dharmy, przewyższa wszystko, czym mogłoby go obdarzyć życie, które porzucił.
Milarepa nie przerywał medytacji nawet w niewyobrażalnie trudnych warunkach. Opisał siostrze swoją praktykę tymi słowami: „Każda osoba żyjąca na świecie okazuje nam wielką życzliwość, jak rodzony ojciec czy matka. Odrobina trudu, którą muszę włożyć w to, by wyzwolić wszystkie te osoby z cierpienia, to doprawdy niewiele. Ludzie mogą mówić, że jestem odrażający i pożałowania godny, bo żyję w górach niczym dzikie zwierzę. Ale tym właśnie sprawiam radość wszystkim Buddhom i Bodhisattwom. Na całym świecie nie ma większego szczęścia niż to.”
Przez całe lata Milarepa żywił się wyłącznie gotowaną pokrzywą, żyjąc w miejscach skutych lodem, wystawiony na działanie żywiołów, wyposażony tylko w postrzępiony kawałek tkaniny i własną determinację, aby przebudzić się dla pożytku istot. Ten ogromny, podbudowany Dharmą, upór wystarczył — w końcu Milarepa osiągnął Przebudzenie, inspirując niezliczonych naśladowców jako żywy przykład tego, że radykalna przemiana świadomości jest możliwa w w ciągu jednego tylko życia.