Rozmowa o Tybecie ze studentami
25 lipca 2016O tym co sprawia, że stajemy się Boddhisattwą
11 sierpnia 2016Współczucie jest korzeniem przebudzonej działalności Karmapów. W naszej linii, czy nawet w całej Dharmie, Karmapom przysługuje rola osoby, która wprowadza w życie aktywność wszystkich Buddhów. Można również powiedzieć, że Karmapa wykonuje ich pracę lub że ich reprezentuje czy że jest uosobieniem ich działalności. Podstawą tej roli jest wielkie współczucie. Zasiawszy ziarno współczucia, możemy oczekiwać wielkich plonów. Jak powiedziałem wcześniej, cały proces rozpoczyna się od podstawowej zmiany nastawienia.
Oczywiście, z perspektywy intelektu, wiedzy czy filozofii zrozumienie pojęć „miłości” i „współczucia” nie jest trudne, ale wprowadzenie ich w życie tak, by przynosiły praktyczne, namacalne rezultaty – to już inna para kaloszy. Co więcej, czasami możemy odnosić wrażenie, że ten świat nie jest przyjazny dobrym ludziom, że ludzie dobrego serca nie są tu mile widziani. Ludzie o złym nastawieniu zdają się być lepiej traktowani i faktycznie jest ich jakby więcej. Proste i dobre życie, robienie czegoś, co dobrze służy innym, jest marzeniem mniejszości, a przez to rozwijanie takich intencji napotyka wiele wyzwań. Zdaję też sobie sprawę z tego, że was, ludzi świeckich – w przeciwieństwie do mnichów i mniszek – problem ten dotyczy najbardziej. Nauczyciele duchowi tacy jak ja, żyją niemal wyłącznie Dharmą; oczywiście nie jesteśmy w stanie zaangażować w Dharmę stu procent naszego czasu, ale z pewnością jest to większość. Jednak nawet w tak przesyconym Dharmą życiu niełatwo jest praktykować miłość i współczucie. Wiedzcie zatem, że ja naprawdę rozumiem, jak trudno rozwijać te przymioty, gdy ma się niezliczoną ilość spraw na głowie, gdy jesteśmy wciągani w różne spory itd. Tak czy inaczej zadaniem duchowych nauczycieli jest uporczywe powtarzanie tego, co jest naprawdę ważne, przypominanie o rzeczach, które mają prawdziwą wartość. W tym duchu chciałbym teraz rozwinąć temat współczucia.
Nie jesteśmy źli z natury
Zło nie jest prawdziwą naturą człowieka; patrząc z perspektywy tego, co jest naszą najgłębszą podstawą, źli ludzie nie istnieją. Gdybyśmy spytali kogokolwiek, jak chciałby być postrzegany przez innych, każdy powie, że chce się prezentować w dobrym świetle, nikt nie chce być dla innych demonem zła. Wszyscy chcemy być odbierani jako dobrzy ludzie, różnią nas natomiast nawyki zachowania. Rodzaj tych nawyków wyraża się w różnorodnym poziomie rozwoju ludzi.
Już na poziomie religii panuje wielka różnorodność ludzkich postaw i zachowań, gdyż wyrastamy pośród różnych kultur i wierzeń. Wychowałem się w społeczności buddyjskiej, co miało decydujący wpływ na mój charakter i działania. Ktoś, kto pochodzi z katolickiej rodziny, może mieć nieco odmienny styl bycia. Podobny wpływ wywiera na nas określona kultura. Ale można spojrzeć też na bardziej subtelne różnice, choćby w ramach jednej rodziny, gdzie każdy z jej członków jest nieco inny, bo z różnych powodów, pod wpływem różnych czynników, rozwinął inne życiowe nawyki. W ten sposób kolejne warstwy przyswojonych nawyków różnią poszczególnych ludzi i społeczeństwa. Na poziomie naszej najgłębszej natury te różnice nie istnieją – tutaj wszyscy jesteśmy prostymi ludźmi, których zupełnie nic nie dzieli. Ale nawyki sprawiają, że choć jesteśmy równi, zaczynamy siebie wzajemnie oceniać i choć jesteśmy tacy sami, zaczynamy się rozróżniać i dzielić.
Zatem warstwy rozmaitych nawyków odbierają nam wrodzone poczucie wspólnoty i odseparowują od innych ludzi. Nawyki oddalają nas od siebie, podczas gdy z poziomu naszej podstawowej natury jesteśmy sobie bardzo bliscy. To bardzo ważna kwestia dla praktykujących Dharmę, gdyż celem większości wykonywanych przez nas praktyk jest usunięcie projektowanych, sztucznie kreowanych ocen czy pojęć. Wolni od nadpisanych wyobrażeń możemy spocząć w naturalnym stanie, w którym absolutnie nic nie dzieli nas od innych istot. Te projekcje, sztuczne pojęcia czy wyobrażenia po tybetańsku określane są słowem „drotak” [སྒྲོ་བཏགས་], które ma ciekawe znaczenie. „Dro” znaczy „pióro,”, zaś „tak” znaczy „nosić” lub „przyczepić”. Kiedy, na przykład, chcemy, aby bambusowa strzała poleciała daleko, musimy doczepić do niej pióro. Analogicznie, nagromadzone w umyśle nawykowe, sztuczne koncepcje, tworząc różnego rodzaju podziały, znacznie oddalają nas od innych istot. Zaś celem praktyki Dharmy – praktyki współczucia i miłości – jest ich usunięcie i przywrócenie nas do naturalnego stanu tak, jakbyśmy wracali do domu.
Z natury jesteśmy tacy sami – wszyscy tak samo pragniemy szczęścia i nie chcemy cierpienia. Brak podziałów jest naszą prawdziwą, wrodzoną cechą – do niej właśnie odwołuje się praktyka Dharmy, gdy mówimy o „wracaniu do domu”. Gdybym, na przykład, przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, zapewne po jakimś czasie przyjąłbym amerykański sposób myślenia, mówienia itd., gdyż te wszystkie cechy nie są wrodzone, tworzą się i zmieniają pod wpływem nawyków. Nawyki są więc w gruncie rzeczy nietrwałe, można je osłabić i wejść w kontakt z naszym prawdziwym, wolnym od podziałów, pierwotnym stanem. Takie ciągłe powracanie do niego przynosi wiele pożytku.
Nawyk określonego sposobu myślenia o innych sprawia, że zaczynamy wyolbrzymiać pewne cechy tych ludzi – z czasem, na przykład, zaczynamy się ich bać i trzymamy się od nich z daleka. Coraz mocniej wierzymy naszym wyobrażeniom, nie dostrzegając prawdziwego obrazu sytuacji. Zamiast więc skupiać się na tym, co nas od tych ludzi dzieli, pamiętajmy, że ostatecznie jesteśmy tacy sami – to nam pomoże uspokoić lęk. Zazwyczaj robimy odwrotnie – zarówno jako jednostki, jak i społeczeństwa czy państwa – wkładamy sporo wysiłku w to, by podkreślić swoją odmienność. Konkurujemy z innymi zarówno na prywatnym poziomie o to, kto będzie bogatszy, kto zbuduje więcej domów itd., oraz jako państwa – o to, które szybciej się rozwija, które posiada więcej fabryk itp. Chcemy się odróżniać, a raczej sprawiać wrażenie, jakby cokolwiek różniło nas od innych. Ale to wszystko tylko wyobrażenia i pojęcia o naddanym znaczeniu. Bez względu jak wiele wysiłku włożymy w ich tworzenie, pierwotnej natury nie da się zmienić, w końcu i tak – jako ludzie – pozostaniemy tacy sami.
Ilustruje to historia, jaką przeżyłem podczas ucieczki z Tybetu, o której już kiedyś opowiadałem. Jak łatwo sobie wyobrazić, bardzo baliśmy się chińskiej policji. Sam widok umundurowanych przechodniów wywoływał w nas strach – do tego stopnia, że przestaliśmy dostrzegać w nich ludzi. Im więcej o nich myśleliśmy, tym większa stawała się nasza trwoga. W pewnym momencie jasno ujrzałem schemat, z jakim podchodziliśmy do tych osób, i powiedziałem do towarzyszy: „Policjanci też są ludźmi, możemy z nimi normalnie rozmawiać, przecież nie są upiorami. Nie ma się czego bać.”
Najlepszym wyrazem współczucia i praktyki rozwijającej współczucie jest pragnienie doprowadzenia wszystkich istot bez wyjątku do stanu największego, autentycznego szczęścia, które będzie całkowite i niezmienne. To jest najwyższy cel tej praktyki. Mówiąc o wszystkich istotach mam na myśli istoty, które tak samo jak my doświadczają radości i cierpienia. Każda istota obdarzona umysłem doświadcza tych samych podstawowych uczuć – to stanowi fundament naszej miłości, troski i szacunku wobec wszystkiego, co żyje. Nawyk pragnienia, by osiągnęły one najwyższą formę szczęścia i były wolne od wszelkiego cierpienia, sprawia, iż mając styczność z nimi staramy się im pomóc najlepiej jak potrafimy. Bez względu na okoliczności zawsze zdobędziemy się na wysiłek, by przybliżyć istoty do ostatecznego szczęścia i oddalić je od cierpienia. W naszej codziennej praktyce pamiętanie o tym, kim są istoty – że tak samo jak my mają umysł, że tak samo jak my dążą do szczęścia i unikają bólu – jest niezwykle pomocne.
Jak uczyć się na przykładach wielkich mistrzów
Wracając do istoty sprawy – generalnie wszyscy chcemy być dobrymi ludźmi i pomagać innym. Główne pytanie raczej dotyczy tego, jak to zrobić. Łatwo się w tym pogubić, ale na szczęście mamy wiele przykładów ludzi, którzy już to osiągnęli. Jednym z nich jest Dusum Khjenpa, drugim Milarepa – oni faktycznie byli w stanie przynosić prawdziwy pożytek istotom. Pamiętajmy jednak, że to tylko przykłady. My, starając się ich naśladować i rozwijać podobne współczucie, nie musimy robić wszystkiego dokładnie tak jak oni. Ich przykład ma być dla nas zachętą, pod tym względem historie ich życia są najlepszymi wskazówkami, jakie mogli nam zostawić. Nie ma przy tym potrzeby odtwarzania każdego szczegółu ich biografii w naszym życiu, jakbyśmy próbowali odrysować każdy drobny detal rysunku. Takie naśladownictwo może się przydać początkującym uczniom sztuk pięknych, którzy najpierw kopiują rysunki swoich nauczycieli, ale z czasem, kiedy nabiorą doświadczenia, mogą tworzyć własne dzieła sztuki, wykreować własny unikalny styl. Podobnie przykłady wielkich mistrzów powinny nas uczyć i inspirować do rozwijania współczucia, miłości i bodhiczitty, ale możemy to robić w odmienny sposób. Niektórzy popadają w skrajność i poznawszy historię Milarepy, starają się żyć dokładnie tak jak on – pozbywają się swoich ubrań, przywdziewają bawełniane szaty i tak dalej. To nie ma zbyt wielkiego sensu, jest skrajną formą imitacji.
Szukanie inspiracji w przykładach życia wielkich mistrzów przeszłości jest jednak niezwykle użyteczne, gdy stykamy się z inną wielką skrajnością popularną w dzisiejszym świecie, jaką jest konsumpcjonizm. W tym przypadku dobrze jest również spojrzeć na styl życia współczesnych mistrzów, ale znowu – nie bądźmy zbyt radykalni. Uczmy się od duchowych nauczycieli, ale nie oczekujmy, że powiedzą nam dokładnie, co mamy robić, a my będziemy tylko wypełniać ich rozkazy. Oni powinni być dla nas głównie modelem przymiotów, które musimy rozwinąć sami.
BS