Rady płynące z serca. Karmapa odwiedza ośrodek Bodhicharya w Berlinie
6 września 2015Gjalłang Karmapa świętuje 55. rocznicę założenia Wioski Dzieci Tybetańskich (TCV)
23 października 2015Ostatnimi czasy świat nawiedza wiele nowych problemów, wiele konfliktów i walk. W wyniku wojen ogromna liczba ludzi zmuszona jest opuszczać swój kraj i szukać schronienia na uchodźstwie. Ich sytuacja sama w sobie jest już wielkim problemem, a dodatkowo wywołała poważny kryzys emigracyjny w Europie. Nazywamy to kryzysem, dlatego że bardzo trudno jest podjąć decyzje, które ten problem rozwiążą. W Europie, pośród ludzi, którzy już tu mieszkają, często dochodzi do konfliktów na tle etnicznym. Jest to zatem czas, w którym wartość szczególną mają – poza niezbędną wiedzą – takie wartości jak współczucie, siła ducha, troska o innych, wzajemna sympatia i tolerancja. Przyglądanie się temu, co obecnie dzieje się na świecie, stanowi – myślę – dobrą podstawę do rozwijania tych wartości.
Sam jestem uchodźcą. Bez względu na to jak oficjalnie określa ten status rząd Indii, podobnie jak wielu innych Tybetańczyków, mieszkam na uchodźstwie. Taki wybór jest dla nas jedynym możliwym sposobem zachowania naszej religii, duchowości, kultury i języka. Zachowanie ich w naszym kraju jest niezwykle trudne, więc tak dobrze jak potrafimy, staramy się je chronić jako uchodźcy. Są też pośród nas tacy, którzy za granicą szukają lepszego życia. Bieda, jakiej doświadczają w swoim kraju, zmusza ich do osiedlania się w krajach bardziej zamożnych, w których mogliby zaznać większego dostatku.
Ale pamiętajmy, że problem, z jakim teraz się głównie borykamy, dotyczy ludzi, których życiu zagraża niebezpieczeństwo, więc dla nich uchodźstwo to po prostu szansa na przeżycie. To inny poziom zagrożenia, inna skala, konieczność natychmiastowego działania. Tybetańczycy szukają schronienia poza granicami swego kraju, by zachować swe tradycje, zaś uchodźcy, o których słyszymy dzisiaj w mediach, uciekają przed śmiercią. Zastanówmy się zatem, co możemy dla nich zrobić, jak możemy im pomóc. Doszliśmy do takiego momentu historii świata, w którym musimy rozważyć dobro tych ludzi, z troską przyjrzeć się ich sytuacji i zaoferować jakąś pomoc.
Doświadczenia tych uchodźców są dramatyczne. Najpierw musimy zrozumieć przyczyny ich cierpienia – jakie przyczyny i warunki doprowadziły do jego powstania? Dopiero posiadając dobrą wiedzę na ten temat możemy dołączyć motywację miłości i życzliwości, by nie tylko przeciwdziałać cierpieniu, ale też udzielić doraźnej pomocy doświadczającym cierpienia ludziom, okazać im praktyczne wyrazy współczucia. Jak wiemy, jedną z bezpośrednich przyczyn ich uchodźstwa jest wojna. Uciekają przed zbrojną agresją i innymi zagrożeniami. Powinniśmy zatem pamiętać o tych zagrożeniach, rozważać bezpośrednie przyczyny i warunki, które zmuszają ludzi do ucieczki z kraju. Dopiero wtedy będziemy w stanie wzbudzić w sobie autentyczne poczucie troski, sympatii i życzliwości oraz wyrazić je w formie jakiejś praktycznej pomocy. W przeciwnym razie bolesne rezultaty tej wojny będą się pomnażać.
Czasami nie analizujemy dość głęboko cierpienia innych, nie wnikamy w jego przyczyny, a co za tym idzie nie jesteśmy w stanie w żaden sposób wpłynąć na ich los i dość łatwo nam go po prostu zignorować. Dopiero świadomość warunków wywołujących cierpienie i głębsza refleksja nad sytuacją skazanych na nie ludzi sprawia, że miłość i współczucie pojawiają się w nas w sposób naturalny i pomaganie im przychodzi nam również w naturalny sposób.
Wszystkie istoty posiadają naturalny potencjał współczucia. Głęboko w to wierzę. Jednak współczucie większości ludzi jest stronnicze. Jeśli czyjeś cierpienie nie dotyczy nas bezpośrednio, nie przejmujemy się nim zbytnio. Dopóki cierpienie innych nie zaczyna wpływać na nasze własne życie, autentyczne współczucie się w nas nie pojawia. Dlatego tak ważne jest, by rozwijając współczucie przełamywać samolubne ograniczenia. Nie dotyczy to tylko współczucia, ale też wszystkich czterech niezmierzonych wartości: współczucia, miłości i pozostałych. Powinniśmy pielęgnować je tak, by wyrastały poza nasze samolubstwo, by stały się wszechobejmujące, rozległe.
Praktyka rozwijania miłości i współczucia polega na przesuwaniu punktu ciężkości – z samouwielbienia na uwielbienie innych. Zamiast cały czas traktować siebie i swoje potrzeby w sposób nadrzędny, powoli i coraz bardziej staramy się brać pod uwagę dobro innych aż w końcu to ich dobro stanie się ważniejsze. Taki jest cel tej praktyki, kierunek naszego rozwoju.
Jeśli zatem naprawdę chcemy wynieść naszą miłość i współczucie poza sam fakt mówienia o nich, nadać im autentyczny, głęboki charakter, musimy osłabić egoizm tak dalece, jak tylko potrafimy. Jeżeli zastanawiacie się, czy możliwe jest całkowite wyzbycie się myśli o sobie i swoim dobru, odpowiedź brzmi – nie. Całkowite zaprzestanie myślenia o sobie nie jest możliwe. To nie jest naszym celem. Chodzi raczej o zredukowanie myślenia TYLKO o sobie i o osłabienie tendencji do ignorowania pożytku i szczęścia innych. Chodzi o pogłębianie troski o innych, o nadawanie jej większej mocy. To jest naszym prawdziwym celem. O to również głównie chodzi w praktyce Czenrezika (tyb.), Szlachetnego Awalokiteśwary (skr.).
Czym jest Czenrezik
W tradycji buddyjskiej uważa się, że Czenrezik jest uosobieniem, czy też skupia w sobie całą energię współczucia wszystkich Buddhów, która przejawia się w formie bóstwa. Kiedy zatem wykonujemy medytację Czenrezika, pozwalamy tej energii wypełnić nasz umysł, serce,ducha. Zapraszamy energię współczucia do naszego wnętrza. Ta praktyka pozwala nam złączyć się z energią nieograniczonego współczucia, ze źródłem tego współczucia, a nawet samemu stać się jego źródłem. Staramy się nim stać.
Czenrezik przejawia się w różnych formach – w formie bóstwa o dwóch ramionach, czterech ramionach a nawet tysiącu ramiom. Czenrezik przejawia się na wiele sposobów. Instrukcje, jakimi się z wami podzielę, dotyczą Czteroramiennego Czenrezika i możemy powiedzieć, że to jest niejako jego podstawowa forma. Cztery ramiona reprezentują cztery właściwości, choć ściślej mówiąc powinniśmy je nazywać czterema aktywnościami, które wypływają z tych właściwości. Są nimi tak zwane cztery niezmierzoności, czyli niezmierzona miłość, współczucie, radość i bezstronność, czy też równość. I podkreślę jeszcze raz – nie chodzi o same właściwości, ale o powiązane z nimi działanie. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego cztery niezmierzoności reprezentuje czworo ramion a nie na przykład cztery głowy. Coż, patrząc na to z perspektywy naszego ludzkiego ciała, głównym narzędziem wykonywania jakiejkolwiek pracy są nasze ręce. Zatem cztery sposoby działania, powiązane z czterema niezmierzonościami, przejawiają się za pomocą jego czterech ramion i rąk. Symbolizuje to sposób, w jaki Czenrezik przynosi pożytek innym – poprzez niezmierzoną miłość, współczucie, radość i bezstronność. Pokazuje to jak bardzo jest on oddany i przejęty losem innych istot. Myślę, że już sama forma Czenrezika, który ma jedną głowę i cztery ramiona, stanowi jasny przekaz: Gdy w grę wchodzi dobro innych, więcej rób i mniej myśl. Mniej myślenia, więcej działania.
Żyjemy w epoce informacji, które z jednej strony pozwalają nam lepiej rozumieć świat, ale z drugiej przeładowanie informacjami czyni nasze życie bardzo złożonym, skomplikowanym. Czasami mamy takie poczucie, że informacje spadają na nas niczym bomby, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Kluczową sprawą w epoce informacji jest, jak się zdaje, zdolność przekształcania wiedzy w uczucia, przenoszenie jej z umysłu do serca. Powinniśmy wykorzystywać informacje tak, by wspierały nasze serce, by zręcznie je przeobrażały.
Rejon Tybetu, w którym się urodziłem i dorastałem, odznaczał się dużą prostotą. Ludzie wiedli proste życie i nie deliberowali za dużo, zaś w każde wykonywane działanie wkładali sto procent uwagi. Podobnie, jeżeli w coś wierzyli, ufali temu całkowicie. W rezultacie ich intencje, myśli i działania były doskonale zsynchronizowane. Każda rozwijana wewnętrznie intencja od razu przekładała się na czyny. Można powiedzieć, że ta właściwość była charakterystyczną cechą mieszkańców tych okolic. Obecnie zaś informacji mamy w nadmiarze i myślimy w nadmiarze, kombinujemy, nie prowadzimy już prostego życia. Z tego powodu trudno nam rozwinąć stuprocentowe zaufanie do naszych myśli, wierzeń czy idei, a co za tym idzie nasze działania nie zawsze całkowicie odzwierciedlają nasze prawdziwe intencje. Innymi słowy nie oddajemy się naszym aktywnościom bez reszty, nie wyrażamy otwarcie swoich wierzeń. To, co dzieje się w naszych umysłach, jest zawiłe i skomplikowane, trudno temu w pełni zaufać.
Praktyka Czenrezika pomoże nam zaufać naszemu współczuciu. Pozwoli nam je w sobie odnaleźć, poznać i się z nim w pełni utożsamić.
Cztery niezmierzoności
Jak powiedziałem wcześniej, Czenrezik jest uważany na uosobienie wielkiego współczucia wszystkich Buddhów dziesięciu kierunków, które przejawia się w formie bóstwa. Zaś jego czterema właściwościami, czy też czterema rodzajami aktywności, są tak zwane cztery niezmierzoności. Tradycyjny sposób objaśniania tych właściwości uwzględnia ich tradycyjną kolejność: miłość, współczucie, radość i bezstronność. Jednak praktykując cztery niezmierzoności musimy przyjąć inną kolejność i najpierw skupić się na bezstronności, czy też równości, a następnie wrócić do miłości, współczucia i radości. Oczywiście, jeżeli sami, bez szczególnych wskazówek, zaczynamy rozwijać tę praktykę, możemy kierować się własnym instynktem i zastosować inną kolejność. Powinniśmy wówczas najpierw wybrać tę właściwość, z której wyniesiemy największy pożytek lub z którą czujemy się najsilniej związani. Tak czy inaczej możemy zignorować tradycyjny sposób praktyki i podejść do niej z punktu widzenia osobistego rozwoju.
Istoty, wobec których rozwijamy cztery niezmierzoności, to te z którymi stykamy się na co dzień. To po pierwsze istoty nam bliskie, z którymi łączy nas miłość i sympatia, oraz istoty nam obojętne i nieznane, a także te, których nie lubimy, które stwarzają problemy. Zawsze musimy uwzględniać te trzy kategorie istot, które w tradycyjnych tekstach zwykło się określać jako wrogowie, przyjaciele i pozostali. Generalnie przyjęło się, że celem praktyki czterech niezmierzoności jest rozwijanie miłości, współczucia i życzliwości wobec wszystkich istot: przyjaciół, wrogów i pozostałych, czyli osób nam obojętnych. Można zatem odnieść wrażenie, że ostatecznie naszych wrogów powinniśmy traktować dokładnie tak samo jak naszych najlepszych przyjaciół. Cóż, w teorii to jest możliwe, ale w praktyce raczej niewykonalne, więc nie musimy ustawiać sobie poprzeczki aż tak wysoko. Starajmy się po prostu stopniowo zwiększać miłość i współczucie wobec tych, którzy są nam nieżyczliwi. Skupmy się na punkcie wyjścia a potem stawiajmy kolejne kroki. W rzeczywistości zawsze będą nas otaczać istoty nam bliższe i istoty nam niechętne, więc nie musimy się zbytnio tym faktem przejmować. Niezwykle istotne jest jednak unikanie sytuacji, w której nie jesteśmy w stanie rozwinąć choćby najmniejszej dozy życzliwości, sympatii czy zrozumienia wobec wrogich nam ludzi. To pierwszy cel, do którego zdążamy.
Prowadzi to nas do pierwszej praktykowanej niezmierzoności, czyli równości, bezstronności. Ta właściwość polega na patrzeniu na świat z punktu widzenia tego, co leży u jego podstaw: że wszystkie istoty, bez względu na to czy są nam życzliwe, obojętne, czy wrogie, chcą być szczęśliwe i nie chcą cierpieć. Z tej fundamentalnej perspektywy wszystkie istoty są równe. Jej świadomość jest podstawą praktyki bezstronności. Z niej dalej wypływa świadomość, że wszystkie istoty mają takie same prawo doświadczać szczęścia i wszystkie one mają takie samo prawo, by unikać cierpienia. Powinniśmy mieć tego głęboką świadomość i darzyć tę prawdę szczerym szacunkiem.
Spróbujmy rozmyślać w ten sposób nawet wobec kogoś, kto nam szkodzi. Być może jest taka osoba, która nam kiedyś w życiu zaszkodziła lub zraniła nas, więc teraz pragniemy się jej zrewanżować, czy odpłacić podobną krzywdą. Cóż, generalnie jest to dość powszechne uczucie i w praktyce być może nikt nie mógłby nam tego zakazać. Ale z punktu widzenia bezstronności i równości zauważmy, że ta osoba też chce być szczęśliwa i nie chce cierpieć. Tego faktu nie powinniśmy ignorować. Równałoby się to odmawianiu jej podstawowych praw i wolności. Z tej perspektywy szukanie odwetu na niej nie ma żadnego sensu.
Z naszymi wrogami łączy nas to, że też są ludźmi. Z wszystkimi istotami łączy nas to, że tak samo pragną szczęścia. Nasze podstawowe pragnienia są więc takie same i szanowanie ich jest niezwykle istotne. Na świecie żyje tak wiele różnych ludzi, narodowości, grup, że czasami zapominamy, iż na najbardziej podstawowym poziomie jesteśmy tacy sami. Zapominamy o tym, co nas łączy. Zatracamy poczucie wspólnej tożsamości. Zamiast tego utrzymujemy postawę stronniczości: poczucie przywiązania do jednych i niechęci wobec drugich. Gdybyśmy jednak potrafili zachować bezstronność i świadomość równości, odczuwalibyśmy mniej strachu i wątpliwości. Nasza relacja z innymi opierałaby się na podstawowym poczuciu wspólnego człowieczeństwa. Wiem to z własnego doświadczenia.
Jest więc tak, że niektórzy są nam bliscy i życzliwi, a inni są nam obcy i wrodzy. Nie ma sensu udawać, że możemy wszystkich traktować tak samo. Byłoby to niezwykle trudne. Istnieją ludzie o bardzo trudnym charakterze, od których wolelibyśmy trzymać się z daleka. W naturalny sposób zatem jedni będą nam bliżsi, wobec innych będziemy utrzymywać dystans, z jednymi będziemy mieć lepszy kontakt, z innymi gorszy – i nie ma w tym nic złego. Należy jednak do tego dołożyć głębokie zrozumienie, że w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami i równie mocno pragniemy szczęścia i unikamy cierpienia. Podobnie jest w przypadku naszych wrogów, którzy nam szkodzą i ranią – oni też są ludźmi i pragną doświadczać szczęścia. Nie możemy myśleć: Nie obchodzi mnie, że cierpi. Albo jeszcze gorzej: Życzę mu tylko bólu i cierpienia. W bezstronności chodzi o osłabienie takiego właśnie nastawienia. Myśląc o wrogu pamiętajmy, że choć z jednej strony czyni nam krzywdę, z drugiej strony – też jest człowiekiem. Zamiast temu zaprzeczać, praktyka bezstronności i równości pomaga nam coraz bardziej szanować ten fakt.
Świadomość podstawowej równości wszystkich istot, które tak samo unikają cierpienia i szukają szczęścia, jest podstawą rozwijania miłości i współczucia. Wspólne doświadczenia są głównym powodem, dla którego w ogóle rozważamy rozwijanie miłości i współczucia wobec wszystkich istot. Jak wspominałem wcześniej, dopóki cierpienie innych nie zaczyna bezpośrednio wpływać na nasze życie, nie przejmujemy się nim zbytnio. Nie zastanawiamy się, przez co ci ludzie przechodzą. Wrażenie, że nic nas z tymi ludźmi nie łączy, przeszkadza w rozwinięciu takiej miłości i takiego współczucia, które wyróżnia szczerość, głębia i siła. Gdybyśmy wszyscy utrzymywali taką postawę, nikt nigdy nikomu by nie pomagał, także my sami na próżno błagalibyśmy o pomoc. Dawalibyśmy niewiele miłości i równie niewiele otrzymywalibyśmy w zamian. Naturą rzeczy jest współzależność, wzajemne dawanie i przyjmowanie. Jeżeli więc nie okazujemy szczerej, autentycznej miłości, miłość, którą otrzymujemy, również zaczyna słabnąć.
Aby tego uniknąć, spróbujmy traktować praktykę miłości i współczucia jak codzienny obowiązkowy trening. Próbujmy swoich sił w miłości i współczuciu, sprawdzajmy jak daleko możemy się posunąć, czy dalibyśmy radę zrobić krok dalej. Może ta miłość mogłaby być jeszcze trochę silniejsza, jeszcze bardziej bezstronna. Róbmy sobie testy wytrzymałości i testy siły. W ten sposób miłość i współczucie będzie w nas naprawdę rosnąć.
Jednocześnie powinniśmy pracować z pewnymi wyobrażeniami i oczekiwaniami. Myślimy sobie: Teraz będę naprawdę praktykował miłość i współczucie, będzie wspaniale, będę to robił z radością, ofiaruję istotom wielki dar miłości i współczucia. Ale mając tego rodzaju naiwne nastawienie, ciężko będzie nam sprostać pojawiającym się przeszkodom, szczególnie tym czyhającym w naszym wnętrzu. Powrót na ziemię może być bardzo nieprzyjemny. Pamiętajmy, że miłość i współczucie oraz związana z nimi praktyka nie zawsze jest tak prosta jak się zdaje. Trzeba będzie stawić czoło swoim wewnętrznym przeszkodom, które w gruncie rzeczy bywają antytezą miłości i współczucia. One będą się pojawiać i musimy się nauczyć z nimi pracować. Trening, do którego was teraz nakłaniam, nie zawsze jest przyjemny i radosny. Bądźmy więc realistami i unikajmy wygórowanych oczekiwań.
Oczekiwanie, że wszystko pójdzie dobrze i bez przeszkód, jest główną przyczyną zastoju w praktyce, poczucia braku spełnienia i wrażenia, że ona nas w żaden sposób nie wzbogaca. Mamy nadzieję, że nasza praktyka będzie przyjemna tak dla nas, jak i dla innych, a w rzeczywistości pojawiają się mało przyjemne uczucia lub blokujące nas uwarunkowania. Poddajemy się wtedy, tracimy zapał i myślimy, że nie damy rady. Ironia takiej sytuacji polega na tym, że szukamy jakiejś sztucznej formy spełnienia i z takim nastawieniem prosimy naszego Guru o błogosławieństwo, by nasza praktyka przebiegała pomyślnie, czyli przysparzała nam więcej miłych wrażeń. To postawa nierealnej nadziei, która nam w niczym nie pomoże.
W praktyce bardziej skuteczną, zręczniejszą metodą pogłębiania duchowej praktyki jest oczekiwanie, że przeszkody się pojawią. Powinniśmy z nadzieją ich wypatrywać, domagać się tego, by nasze doświadczenia wystawiały nas na próbę, odsłaniały nasze ukryte słabości. Naszą największą nadzieją powinno być to, że w chwili takiej próby będzie nas stać na pełną szczerość i otwartość. I że każda sytuacja będzie dla nas okazją ćwiczenia miłości i współczucia. Z taką postawą nasza praktyka będzie osadzona w rzeczywistości i może przynieść prawdziwe owoce, coś co można nazwać duchowym sukcesem.
W buddyzmie osoby, które w pełni angażują się w praktykę czterech niezmierzoności, nazywamy Bodhisattwami. Tybetańskim odpowiednikiem tego terminu jest dziang ciub sem pa (བྱང་ཆུབ་སེམས་དཔའ།). Dziang ciub znaczy bodhi, czyli przebudzony, a sem pa znaczy bohaterski, odważny. Bodhisattwowie są bohaterscy i odważni, gdyż wyróżnia ich wielka siła ducha i serca, dzięki której praktyka miłości i współczucia ich nie przeraża i nie zniechęca. Nie boją się niesprzyjających okoliczności. Ich heroizm polega na odważnym stawianiu czoła wszelkim przeciwnościom. Gdyby wszystko zawsze przebiegało przyjemnie i radośnie, wszyscy już bylibyśmy bohaterami. Bohaterskość Bodhisattwów polega jednak na odważnej akceptacji trudności. Bodhisattwowie sobie ufają i nieustannie dodają sobie otuchy i siły.
Jutro przekażę wam instrukcje do praktyki Czenrezika, która głównie sprowadza się do wizualizacji Czenrezika ponad głową. To jest właśnie jedna z metod dodawania sobie otuchy podczas rozwijania czterech niezmierzoności. Wizualizacja tego bóstwa ponad głową jest punktem wyjścia do coraz głębszej współpracy z Czenrezikiem aż do autentycznego poczucia, że my sami również jesteśmy Czenrezikiem, uosobieniem współczucia wszystkich Buddhów. Że to przez nas wyraża się energia współczucia wszystkich Buddhów. Myśląc, że sami staliśmy się przekaźnikiem takiego współczucia, dodajemy sobie jeszcze więcej odwagi. Wtedy być może pozwolimy sobie na wyjście poza wygodny nawyk lenistwa, który polega na myśleniu, że nie stać nas na wielkie współczucie. Identyfikowanie się z Czenrezikiem dodaje odwagi i siły, która z kolei podpowiada nam: Dasz radę, potrafisz to zrobić, możesz sobie na to pozwolić. Praktyka Czenrezika jest przekazywana jako zręczna metoda rozwijania współczucia, choć oczywiście nie każdy czerpie z niej taką inspirację. Jednak dla tych, których ona inspiruje, którzy czują z nią jakiś związek, stanowi wielką pomoc w przełamywaniu nawykowych skłonności, obaw i przeszkód. Choć nadal mamy skłonność do złości czy zazdrości, głupio jest je okazywać, kiedy jesteśmy Czenrezikiem. Jak tu się wtedy na kogoś złościć? Przypomina to trochę przemienianie się w superbohatera lub zdobywanie nadzwyczajnych mocy i zdolności. Ostatecznie to po prostu zręczna metoda wspierania umysłu, przekraczania nawykowych skłonności i lenistwa: Stać mnie na wielkie współczucie, potrafię je rozwinąć i tak właśnie zrobię.