Warunki odrodzenia w Dełacienie
3 marca 2012O byciu Karmapą, istocie religii, zachciankach i uzależnieniach
25 lutego 2013Wywiad dla Karmapa Youth (przy współpracy z Dharma Rocks i Rigpa Youth), 2012
Jakie nauki przyniosłyby najwięcej pożytku młodym buddystom z Zachodu?
To bardzo złożone pytanie i niełatwo na nie odpowiedzieć. W dzisiejszych czasach młodzi ludzie muszą stawić czoło wielu wyzwaniom – niełatwo jest odnaleźć spokój, stabilność i sens życia. Owe wyzwania wiążą się z naszym światem zewnętrznym, stanowią je na przykład produkty nowych technologii. Ciężko powiedzieć, jakie nauki w takiej sytuacji są najbardziej odpowiednie.
Ogólnie mówiąc, nauki buddyjskie zawierają bardzo rozległe i szczegółowe wyjaśnienia dotyczące tego, czym jest umysł i jak rozwinąć spokój umysłu, jak odnaleźć sens istnienia i jak nawiązać sensowną relację z samym sobą. Na tym głównie skupiają się nauki buddyjskie, a zatem młodzi ludzie mogą znaleźć tu sporo wiedzy, która pomoże im radzić sobie z wyzwaniami współczesności. Niełatwo jednak stwierdzić, które z tych nauk okażą się najbardziej przydatne w rozwiązaniu ich indywidualnych problemów.
Jeżeli możemy przeznaczyć tylko godzinę w ciągu dnia na praktykę Dharmy, jaka powinna to być praktyka?
Jeżeli mówimy o tzw. formalnej praktyce i chcemy widzieć w sobie poważnych adeptów tej praktyki, to musimy włożyć w nią sporo wysiłku i uczynić z niej główny element naszych codziennych aktywności. Gdy zaś możemy przeznaczyć na nią niewiele czasu w ciągu dnia, wówczas byłoby najlepiej gdybyśmy wykonywali praktykę szine. Codzienne obowiązki sprawiają, że stajemy się bardzo zajęci, poważni i spięci, a praktyka szine pozwala nam się uspokoić, spocząć w stanie rozluźnienia i wyciszenia. Dzięki niej możemy wyzbyć się poczucia ciężaru i rozwinąć poczucie przestrzeni. co jest bardzo pomocne. Pamiętajmy jednak, że na praktykę buddyjską należy patrzeć z perspektywy długofalowej. Poczucie spokoju i przestrzeni, które odczuwamy podczas medytacji, z czasem powinniśmy wprowadzać we wszystko, cokolwiek robimy. Jeśli praktyce poświęcamy, dajmy na to, jedną godzinę dziennie, doświadczenia jej towarzyszące nie powinny nas opuszczać również podczas pracy, nauki, w żadnej sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Praktyka powinna stać się częścią naszego emocjonalnego życia, wejść w sferę naszych uczuć. Na dłuższą metę chodzi o to, by nigdy nie zatracać owego doświadczanego w trakcie medytacji poczucia wyciszenia, spokoju i przestrzeni. Lepiej zatem spojrzeć na tę kwestię z tego punktu widzenia – przyniesie to dużo większe korzyści.
Większość z nas nie chce lub nie może przyjąć święceń mnisich, czy też żyć w jaskini jak dawni jogini. Jak łączyć ścieżkę z pracą, rodziną i być wartościowym członkiem społeczeństwa?
Ogólnie mówiąc, istnieją dwa rodzaje praktykujących Dharmę: mnisi i mniszki oraz ludzie świeccy. Obie te społeczności praktykują Dharmę – i pod tym względem nie różnią się od siebie; czynią to jednak w odmienny sposób. Mnisi i mniszki starają się poświęcać cały swój czas słuchaniu, przemyśliwaniu i medytacji, eliminując z życia wszelkie inne aktywności. Ludzie świeccy zaś dzielą swoje życie na czas, gdy zajmują się swoim świeckim życiem i czas, w którym praktykują Dharmę. Możemy zatem wysunąć wniosek, że ludziom świeckim dużo trudniej jest praktykować Dharmę, gdyż trudno jest ją połączyć z innymi aspektami życia. Harmonijne współistnienie życiowych zadań i praktyki nie jest łatwe. Jednym słowem, świeccy praktykujący muszą radzić sobie z dodatkowym wyzwaniem, którego mnisi i mniszki nie mają.
Buddha jednak, nauczając Dharmy dla pożytku wszystkich istot, wszystkie je brał pod uwagę, a ludzi świeckich jest na świecie dużo więcej niż wyświęconych. Oni więc również mają szansę wyciągnąć korzyści z praktyki Dharmy. Jeśli potrafimy angażować się w praktykę, łącząc ją zarazem z aktywnościami codziennego życia, wówczas nasz związek z Dharmą staje się bardzo silny i znaczący. Ludzie świeccy w bardzo bezpośredni sposób postrzegają świat wraz z jego problemami, wyzwaniami i doświadczeniami. Mają więc niezwykle bogaty zasób wiedzy na temat otaczającej ich rzeczywistości, podczas gdy mnisi i mniszki są nieco odizolowani od świata, żyją na uboczu społeczeństwa, nie doświadczają zatem pewnych aspektów społecznego życia. Mogą mieć duże zrozumienie tego życia, ale brak im bezpośredniego doświadczenia przeżywanego przez ludzi świeckich. Jeśli zatem ludzie świeccy są w stanie prawdziwie praktykować Dharmę, łącząc ją z innymi aspektami życia, może to przynieść bardzo dobre rezultaty.
Niektórzy mają wielkie zamiłowanie do sztuki, muzyki czy sportu. Jak można te sfery życia wykorzystać na ścieżce, by nie były tylko źródłami rozproszenia?
Każde zewnętrzne działanie można wykonywać na wiele sposobów. Pełny obraz tego działania zależy zarówno od tego, czy potrafimy poprawnie je wykonać, jak i od nastawienia, z jakim je wykonujemy. Podejście do tego co robimy sprawia, że nabiera to różnego znaczenia. Na przykład, ktoś może nic nie wiedzieć o praktyce Cio, ale jednocześnie jest w stanie poprawnie grać na dzwonku i damaru. Ta czynność będzie jednak miała odmienne znaczenie w sytuacji, gdy znawca praktyki Cio zagra na tych instrumentach. Podobnie rzecz się ma z tworzeniem sztuki, muzyki czy uprawianiem sportu. Z jednej strony mamy zewnętrzne działanie, a z drugiej sposób, w jakim o nim myślimy. Owo myślenie kształtuje wpływ, jaki działanie na nas wywiera. Jeżeli potrafimy nadać tym aktywnościom większe znaczenie, tak aby nie były jedynie czymś, co robimy na zewnątrz, wówczas mogą stanowić one swoiste przedłużenie praktyki Dharmy. Dla przykładu, kiedy tworzymy dzieło sztuki, naszą motywacją może być wykreowanie czegoś zewnętrznie pięknego lub innowacyjnego. Z punktu widzenia praktyki można jednak pójść krok dalej i dać wyraz temu, co wewnętrzne: wyrazić piękno umysłu. Mówiąc inaczej, przekładanie naszego wewnętrznego świata na to, co robimy na zewnątrz, może owo zewnętrzne działanie przeobrazić.
Kultura Zachodu kładzie nacisk na indywidualność i wolność osobistą, wielu z nas ma problemy z akceptacją autorytetów, a co za tym idzie, ze zrozumieniem roli Lamy i oddania dla Lamy. Jak należy je rozumieć?
Rozumiem, że pytanie dotyczy różnic pomiędzy Wschodem a Zachodem – w ich podejściu do indywidualności, autorytetów i wolności. Ja sam bardzo lubię sposób, w jaki ludzie z Zachodu przedstawiają pojęcia jednostki, wolności osobistej i praw człowieka. Jestem wielkim fanem tych pojęć i uważam je za bardzo ważne; z drugiej jednak strony należy przyjrzeć się otoczeniu jednostki i temu, czy realizuje ona swe prawa w zdrowy sposób. Nasze otoczenie charakteryzuje współzależność. Wolność osobista jest ważna, ale należy pamiętać, że żyjemy we współzależnym świecie. Pojawia się zatem pytanie, jak zrównoważyć te dwie rzeczy? Problem sprowadza się do tego, że musimy określić granice naszej osobistej wolności, czy choćby zaakceptować fakt, że wolność ta musi mieć jakieś granice. Wolność osobista nie oznacza, że możemy robić dosłownie wszystko, co nam się podoba. I nie wystarczy pogodzić się z tym we własnym wnętrzu, musimy też w praktyce przestrzegać pewnych ograniczeń. Harmonijne współistnienie tych dwóch aspektów jest ważnym zagadnieniem, które należy dobrze przemyśleć.
W przypadku relacji pomiędzy uczniem i mistrzem należy podkreślić, że wchodzimy w nią z własnej woli i mamy pełną swobodę wyboru rodzaju tej relacji, sposobu w jaki chcemy odnosić się do danego nauczyciela. W historii buddyzmu nie znamy przypadku, gdy ktoś został zmuszony przez nauczyciela do bycia jego uczniem lub do wykonywania jakichś działań. To też nie byłoby poprawne rozumienie sposobu, w jaki należy polegać na nauczycielu. Uczniem stajemy się z własnej woli i sami decydujemy o tym, jak nasza relacja z nauczycielem ma wyglądać. W praktyce uczeń powinien najpierw zaakceptować podstawowe zasady tej relacji, zanim w nią wejdzie. Są, na przykład, ludzie, którzy lubią ryzyko i często odwiedzają niebezpieczne miejsca. Innych może to dziwić i zaskakiwać, bo sami nigdy nie zdecydowaliby się na nic takiego. Jednak osoba, która wybiera się w te niebezpieczne podróże, dokonuje własnego wyboru i należy tę wolność wyboru uszanować. Podobnie, kiedy wchodzimy w relację z nauczycielem, trzeba to robić świadomie. Ważne jest, aby przy tym pamiętać, że nawet jeśli ofiarowaliśmy mistrzowi całych siebie – ciało, mowę i umysł – możemy mu śmiało powiedzieć, że zadanie, które nam wyznaczył, nas przerasta, że nie jesteśmy w stanie go wykonać. Nie ma w tym nic złego. W tej relacji nie ma miejsca na przymus. Głównym pytaniem jednak pozostaje to, jak wykorzystujemy naszą wolność osobistą we współzależnym świecie.
Inną ważną sprawą w relacji mistrza i ucznia w buddyzmie jest to, że istnieją różne poziomy nauczycieli. A w zależności od tego poziomu zmienia się również styl relacji z nauczycielami. Kiedy, na przykład, rozpoczynamy naukę języka angielskiego, to godzimy się jednocześnie na to, by nasz nauczyciel wtrącał się w sposób, w jaki uczymy się tego języka. Oczekujemy od niego, że poprawi nas, gdy będziemy mówić po angielsku z błędami. Byłoby jednak dziwne i trudne do zaakceptowania, gdyby ten sam nauczyciel pouczał nas, z kim mamy wejść w związek małżeński, albo gdzie mamy mieszkać. Te sprawy nie mają bowiem nic wspólnego z celem, dla którego zostaliśmy uczniem tego nauczyciela. Podobnie jest w przypadku nauczycieli Dharmy, czy duchowych przyjaciół – przyznajemy im prawo, by udzielali nam rad dotyczących naszej praktyki duchowej, rad, które bezpośrednio dotyczą tej praktyki. Ale nie musimy przy tym stosować się do wskazań, które wykraczają poza domenę duchowości, typu: „musisz ożenić się z tą dziewczyną” albo „musisz zamieszkać w tym miejscu”, itp. Niemniej, kiedy w grę wchodzi relacja pomiędzy nauczycielem i uczniem z poziomu wadżrajany, mamy do czynienia z nauczycielem wyższego pokroju i świadomie godzimy się na to, by wszystko, co nauczyciel nam powie, przyjmować z szacunkiem i wolą poważnego rozważenia. Taka relacja, oczywiście, zależy od naszych własnych potrzeb i predyspozycji. Tego rodzaju relacji nie trzeba też nawiązywać na samym początku ścieżki.
Wielu buddystów z Zachodu boi się, że miłość i romantyczny związek stanie się przeszkodą w ich praktyce. To częsty dylemat osób, którzy pragną intymności, ale jednocześnie chcą, by ich praktyka przebiegała bez większych problemów. Jak powinniśmy postrzegać osobiste związki w odniesieniu do praktyki duchowej?
Wcześniej omówiliśmy zdrowy sposób określania granic w relacji z naszym duchowym nauczycielem i powiedziałem, że gdy w grę wchodzi nasza duchowa praktyka, nauczyciel ma prawo wtrącać się i udzielać nam rad. Więc gdy zadajesz mu pytanie o to, czy dany związek jest dobry dla twojej praktyki, jaki będzie miał na nią wpływ, nauczyciel może się do tej [prywatnej sprawy] odnieść. Jak najbardziej zrozumiałe jest zatem to, że osoby praktykujące Dharmę zadają sobie pytanie, czy dany związek będzie dla nich odpowiedni z punktu widzenia rozwoju duchowego.
Moim zdaniem, romantyczny związek należy postrzegać jako duchową praktykę, to nie są dwie odrębne sprawy. Jeżeli potrafimy praktykować Dharmę we właściwy sposób, możemy stać się źródłem prawdziwej miłości. Jeżeli zaś tego nie potrafimy, nie będziemy również kochać w szczery, prawdziwy sposób. Dlatego związek pomiędzy dwojgiem ludzi jest autentyczną praktyką Dharmy. Nie powinniśmy patrzeć na te dwie sprawy jak na dwie niezależne od siebie rzeczy. Romantyczny związek czy związek pomiędzy członkami rodziny to związek dwóch umysłów, związek, który zależy od pracy nad umysłem, od sposobu w jaki reagujemy na to, co dzieje się w umyśle drugiej osoby. Możemy więc postrzegać go jak praktykę Dharmy, jako metodę lepszego zrozumienia umysłu, metodę pracy nad umysłem. Czasami, mimo najlepszych starań, przegrywamy i związek się kończy, ale mimo wszystko, jako osoby praktykujące Dharmę, powinniśmy podchodzić do naszych związków jak do treningu duchowego. Inne podejście byłoby niezrozumiałe i dziwne.
Poza tym nie musimy się kompletnie wyzbywać przywiązania. Niektórzy uważają, że skoro romantyczny związek łączy się z pewnym przywiązaniem, nie powinniśmy się w to angażować. Ale na początku naszego związku możemy sobie pozwolić na przywiązanie i potem powoli, krok po kroku, pracować nad tym, by tego przywiązania było coraz mniej. Należy przy tym podkreślić, że wyzbycie się przywiązania faktycznie wyzwala w nas prawdziwą miłość. Są ludzie, którzy uważają, że przywiązanie jest warunkiem miłości, że nie ma miłości bez przywiązania. Taką logiką często się kierujemy. Ale z punktu widzenia buddyzmu, prawdziwie kochać możemy dopiero wtedy, kiedy pozbędziemy się przywiązania. Zatem główną praktyką buddyjską, treningiem duchowym, który wykorzystujemy będąc w związku, jest stopniowe uwalnianie się od przywiązania i przekazywanie prawdziwej miłości. Jeżeli tak będziemy praktykować, to nasz związek przebiegać będzie dobrze, a nawet jeżeli zakończy się rozstaniem, będziemy mogli sobie powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, by nie zranić drugiej osoby – a to przyniesie pożytek obojgu.
BS