Audiencja dla wolontariuszy Mynlamu
5 marca 2018Gjalłang Karmapa uczestniczył w ceremonii 49. dnia
8 kwietnia 2018(tłumaczenie zachowuje styl wypowiedzi mówionej)
4 marca 2018, Bodhgaja
To ostatni dzień 35. Kagju Mynlam Cienmo, któremu na moją prośbę, wkładając w to wiele wysiłku, przewodniczył JE Goszir Gjaltsab Rinpocze. Początkowy plan zakładał, że Rinpocze będzie musiał uczestniczyć tylko w najważniejszych wydarzeniach, ale w rezultacie stawiał się na każdą sesję, na którą mógł przybyć, nie opuszczając ani jednego dnia. Okazał przy tym wiele życzliwości, za którą w imieniu wszystkich mnichów, mniszek i świeckich uczestników Mynlamu, z całego serca dziękuję.
Podobnie Kjabdzie Mingjur Rinpocze uprzejmie udzielił wskazówek do medytacji podczas przedmynlamowych sesji nauk. Zaś podczas samego Mynlamu brał udział w wielu różnych wydarzeniach, większych i mniejszych, za co jemu również w imieniu wszystkich serdecznie dziękuję.
W tym roku, podczas mojej nieobecności, wszyscy członkowie Komitetu Organizacyjnego Mynlamu Kagju przyjęli odpowiedzialność za poszczególne zespoły i współpracowali ze sobą dokładnie tak, jakbym był tam obecny. Efekty ich pracy również nie różniły się od tych, które powstałyby przy moim osobistym udziale, dlatego chciałbym skorzystać z okazji i przekazać serdeczne podziękowania Lamie Ciedrakowi, nadrzędnemu pracownikowi Mynlamu, oraz wszystkim innym. Bardzo dziękuję.
Podobnie, mnisi i mniszki z różnych klasztorów, pomimo wielkiego upału, świecili przykładem pod każdym względem – motywacji, zachowania i wszystkiego innego. Nawet w tym palącym słońcu. Więc chciałbym powiedzieć: dziękuję bardzo wam wszystkim.
Również wy, którzy przybyliście z zagranicy. W tym roku daty Mynlamu się zmieniały, co przysporzyło wam wiele trudności, w tym finansowych, a tu na miejscu jest bardzo gorąco, przez co zrobiło się jeszcze trudniej. Ale dzięki waszemu uczestnictwu, Kagju Mynlam stało się międzynarodowym wydarzeniem. Myślę, że to pokazuje, iż bez względu na to, skąd pochodzimy, nasze życzenia są takie same – życzenia pokoju, życzenia szczęścia wszystkich istot. Chciałbym wam za to z głębi serca podziękować.
Miejsce, w którym odbywa się Mynlam, to święta Bodhgaja w Szlachetnym Kraju Indii. Rząd Indii, federalny jak i lokalny rząd Biharu, oraz lokalna administracja przekazują nam wiele różnorodnego wsparcia. Podobnie administracja Świątyni Mahabodhi nieustannie nas wspiera, nie tylko w przeszłości, również teraz. Chciałbym przy tej okazji wyrazić swoje uznanie i podziękować im wszystkim.
Początkowo sądziłem, że nie będę miał dzisiaj zbyt wiele do przekazania. Ale teraz myślę, że to dobra okazja, aby powiedzieć o kilku sprawach, co może przynieść pożytek.
Przede wszystkim wiele osób pyta o termin 36. Mynlamu Kagju. Wielu chciałoby, aby terminy kolejnych Mynlamów były z góry ustalone i się nie zmieniały. Sporo ludzi o tym wspomina. My ze swej strony zawsze wkładamy wiele wysiłku w stworzenie ostatecznego planu, ale czasami zdarza się, że w tym samy czasie organizowane są wydarzenia z udziałem innych lamów, innych wielkich lamów, lub Mynlamy innych tradycji. Gdy nakładają się na siebie, sytuacja staje się problematyczna zarówno dla nich jak i dla nas. Dlatego kilka razy musieliśmy przesuwać, zmieniać daty naszego Mynlamu. Nie chcieliśmy tego robić, ale okoliczności nie pozostawiały nam innego wyboru.
Zrobimy wszystko, co możemy, by uniknąć takich sytuacji w przyszłości. W najbliższych dniach odbędziemy kilka spotkań, by ustalić termin kolejnego Mynlamu. Będziemy o tym otwarcie dyskutować i ogłosimy naszą decyzję tak szybko, jak tylko się da, w internecie, aby wszyscy mogli się przygotować. Zrobimy, co w naszej mocy, aby poinformować was tak szybko, jak tylko możliwe.
W tym roku nie mogłem osobiście uczestniczyć w Mynlamie. Ale, jak już wspomniałem, wszystko przebiegło znakomicie i było dobrze zorganizowane. Tak samo, gdybym brał w nim udział.
Spoglądając na swoje dotychczasowe życie, wspominam, jak w wieku siedmiu lat rozpoznano mnie jako Karmapę, a potem gdy miałem czternaście lat, opuściłem Tybet i przyjechałem do Szlachetnego Kraju Indii. Będąc chłopcem, który nie bardzo rozumiał, czym jest Karmapa, zostałem przywieziony [do Tsurphu] i posadzony na tronie Karmapy a potem stopniowo przejmowałem jego obowiązki. Karmapę reprezentuje ponad dziewięćset lat historii i szesnaście wcieleń. Nie śmiem nawet robić sobie nadziei na takie wyrzeczenie i urzeczywistnienie, czy aktywność, którą wypełniali. Nie wierzę, aby stała się moim udziałem. Jednak, ponieważ w jakimś stopniu dosięgło mnie błogosławieństwo Karmapy, robię co mogę. Robię wszystko, co potrafię, ale jestem tylko zwyczajnym człowiekiem, więc bez względu na to, jak bardzo się staram, w wielu sytuacjach to po prostu za mało. Wielu sytuacjom nie mogę sprostać.
Wielu ludzi uważa, że poprzez samo bycie Karmapą można stać się niezwykłą osobą, ale ze mną tak nie jest. Nawet jeśli jestem Karmapą, prawda jest taka, że nadal muszę się bardzo starać. Gjalła Gotsangpa powiedział, że inkarnacja lamy, czy tulku powinien spędzić dwanaście lat na oczyszczaniu, praktyce medytacji, by usunąć pozostałe splamienia. Trzeba zatem praktykować medytację i osiągnąć to w odosobnieniu.
Zatem, nawet gdy jesteśmy tulku, czy wcieleniem wielkiego lamy, nadal czeka nas wiele pracy. Jeśli o mnie chodzi, nie mam żadnych podstaw czy powodów, by twierdzić, że jestem reinkarnacją wielkiego lamy. Ponieważ jestem zwyczajnym człowiekiem, muszę [we wszystko] wkładać wiele wysiłku, nawet więcej niż inni ludzie. Ale bez względu na to, jak bardzo się staram, nie osiągam satysfakcjonującego poziomu. Nigdy nie dochodzę do poziomu, w którym jest już dobrze. Dzieje się tak dlatego, że ludzie pokładają we mnie tak wielkie nadzieje. Staram się najlepiej jak potrafię, by im sprostać. Robię wszystko, na co mnie stać, z czystą motywacją.
Gdy byłem mały, wielu ludzi udzielało mi takich rad: Musisz uważać. Wiele osób uznaje się za Karmapę, więc musisz być od nich lepszy. Często to słyszałem, ale jakoś nigdy nie kierowała mną intencja „uważania”, nawet niechciana, mająca na celu rywalizowanie z każdym, o kim mówiło się, że jest Karmapą. Mogę tylko powiedzieć, że moja motywacja była zawsze czysta, kimkolwiek jestem, by dawać z siebie co najlepsze, bez względu na okoliczności.
Gdy uczyłem się w Tybecie, edukacja jakiej udzielali mi moi nauczyciele, nie zawsze była najlepsza. Jednym z powodów mojej ucieczki do Indii, była możliwość studiowania i otrzymania linii przekazu Dharmy. Dlatego przyjechałem. Więc po przyjeździe, wszystko powinno iść lepiej niż w Tybecie, ale w mojej edukacji nadal pozostawały duże braki. Z jednej strony można powiedzieć, że byłem po prostu zbyt leniwy. Poza tym jestem dość bystry, więc bez względu na temat studiów, szybko zaczynałem się nudzić i stwierdziwszy, że już to rozumiem, traciłem zainteresowanie. Ponadto pojawiały się problemy związane z lamami i khenpo, którzy mieli mnie uczyć. Zapraszaliśmy najlepszych lamów i khenpo kagju, ale oni wszyscy mają swoje klasztory i ośrodki Dharmy, które muszą utrzymywać i dbać o nie. Prowadzą własną działalność, więc nie mogli spędzać ze mną całego swojego czasu. Dlatego czasami miałem lekcje, a czasami nie. Takie sytuacje zdarzały się bardzo często.
Kiedyś przyszła mi do głowy taka myśl, że gdybym poszedł do klasztoru gelukpy, zapisał się niejako, i odbył w nim pełne studia, to mógłbym być dobrym uczonym. Ale rozważając to później, gdybym przeniósł się do klasztoru gelukpy i uczył się tam, to z jednej strony nie byłoby w tym nic złego, ale z drugiej, ponieważ noszę tytuł Karmapy, w przyszłości mógłby pojawić się problem, w sensie historycznym, że głowa szkoły kagju zrobiła coś takiego. Oczywiście, mam za sobą wiele różnych dyskusji z gesze gelukpy, ale nigdy nie zapisałem się do ich klasztoru. Więc to jest pewien problem. Moje studia nigdy nie osiągały wysokiego poziomu, ani nawet dobrego. Cała wiedza, którą obecnie posiadam, wzięła się głównie z tego, że coś mnie zaciekawiło i włożyłem wysiłek w to, by się więcej na ten temat dowiedzieć. Nigdy nie otrzymałem dobrze zorganizowanej, rzetelnej edukacji.
Inną sprawą jest to, że rozpoznano mnie jako Karmapę, kiedy miałem zaledwie siedem lat. Byłem jeszcze małym chłopcem. Dorastałem w klasztorze Tsurphu. Otaczali mnie sami dorośli. Więc musiałem robić, co mi kazali, nie mogłem wyrazić swoich potrzeb. Z początku, oczywiście, nie wiedziałem, co powinienem lub nie powinienem robić, ale też poza słuchaniem się ich, nie miałem swobody wyrażania tego, co powinienem lub nie powinienem robić. Prawdę mówiąc, gdy byłem mały, było mi bardzo ciężko. W sensie władzy, na przykład, czangdzo (główny sekretarz) posiadał wszelką władzę, więc gdy ludzie przynosili mi prezenty, najpierw musieli pokazać je czangdzo, który je pierwszy otwierał. W owym czasie podejrzewano, że ktoś mógłby w ten sposób przynieść bombę lub truciznę. Ale odebrane prezenty nigdy już do mnie nie wracały, niemal wszystkie.
Czasami ludzie przekazywali pieniądze, abym mógł je ofiarować rodzicom. Ci, którzy znali moją sytuację, robili to potajemnie. Wtedy zawsze wiele osób stało wokół, więc kiedy nikt nie patrzył, szybko wciskali banknoty pod mój materac. Tak było, kiedy byłem mały. Nigdy nie czułem się wolny.
Potem przybyłem do Indii. Indie to wolny kraj, demokratyczny, więc miałem nadzieję, że tu będę mógł robić, co chcę. Taką miałem nadzieję. Ale kiedy tu przybyłem, nikt z nas nic nie wiedział o tym kraju. W tym czasie, pośród moich doradców, choć mieli czystą motywację, nie było nikogo, kto mógłby mną pokierować, na kogo mógłbym w stu procentach liczyć. Nie wiedzieli, jak się tutaj załatwia sprawy. W rezultacie nie miałem dobrych doradców, więc kiedy rozpoczęliśmy dyskusje z indyjskim rządem, pojawiła się dysharmonia i doszło do kłótni, a to z kolej najprawdopodobniej zrodziło podejrzenia.
Tak czy inaczej, spędziłem w Indiach osiemnaście lat, przez cały czas pokonując nieustające trudności i kłopoty, o czym dobrze wiecie. Mówiono, że przysłali mnie Chińczycy, że byłem chińskim szpiegiem. Wiele się wydarzyło, ale mimo tego robiłem, co mogłem. Parłem naprzód ponieważ, pomimo wszystko, czułem, że nie mogę porzucić nauk, nauk kagju. Myślałem sobie, że to dla pożytku Tybetu, dla pożytku wszystkich istot. Z takim nastawieniem nie poddawałem się.
Z drugiej strony po przyjeździe do Indii spotkało mnie też wiele szczęścia. Miałem wielkie szczęście spotkać JŚ Dalajlamę i usłyszeć jego nauki. Miałem wiele okazji, by otrzymać dogłębne nauki Dharmy od Ciamgona Tai Situ Rinpocze i Goszira Gjaltsaba Rinpocze. Podobnie, mogłem otrzymać dogłębne nauki Dharmy od Tengi Rinpocze, Bokara Rinpocze, Jongdzin Thrangu Rinpocze. Uważam, że to było wielkie szczęście.
Ale mieszkam w klasztorze Gjuto, a uczniowie serca mieszkają gdzie indziej – Situ Rinpocze w Szierablingu a Gjaltsab Rinpocze w Sikkimie. Nigdy nie mieliśmy okazji spędzić dłuższego czasu razem. Jakby nas porozrzucano. Gdy czytam biografie poprzednich Karmapów, oni zawsze mieszkali razem z uczniami serca. Gdziekolwiek się udawali, zawsze byli razem, czy to podczas nauk Dharmy, czy w innych sytuacjach, dbali o siebie nawzajem. Wtedy opiekowali się sobą wzajemnie. W moim życiu to się jeszcze nie zdarzyło, co wywołuje we nie uczucie wielkiego rozczarowania.
Mówiąc wprost, po odejściu Szesnastego Karmapy doszło do wielkiego rozłamu w linii kamtsang. Nie muszę omawiać tych starych zdarzeń.
Z tego powodu dochodzi do niezgody pomiędzy Labrangami. Wiele się wydarzyło odkąd przybyłem do Indii. O niektórych z tych zdarzeń wiecie, o innych zaś nie. Pomiędzy Labrangami dochodziło do wielkiej dysharmonii, co bardzo mnie martwi. Jednego razu zaprosiłem Ciamgona Tai Situ Rinpocze i Goszira Gjaltsaba Rinpocze do Delhi. Obaj są jak księżyc na bezchmurnym niebie, niesplamieni żadnymi błędami. Ale poprosiłem ich, by przekazali swoim asystentom i tym poniżej, że w linii kamtsang doszło już do jednej katastrofy. Doszło do wielkiego konfliktu. Doszło do okropnego naruszenia samaja. Poprosiłem obu Rinpoczów, by powiedzieli im – proszę róbcie wszystko, by ponownie do tego nie doszło. Obiecali spełnić moją prośbę. Prawdę mówiąc, wyrażanie takiej prośby przypomina uczenie Czenrezika mantry Mani – powinno być zbędne. Ale byłem drobiazgowy i małostkowy, więc poprosiłem.
Co więcej, z myślą, że może to przynieść jakiś pożytek naukom karma kagju, spotkałem się z Kunzingiem Szamarem Rnpocze. Wtedy ludzie z naszej strony mówili, że tworzenie takiego związku nie jest dobre. Całkiem sporo ludzi tak twierdziło. Ci z mojego bliższego otoczenia wręcz protestowali. Ale nie zmieniłem zdania. Myślałem o dobru nauk i poszedłem na spotkanie z Szamarem Rinpocze. Nie przyniosło ono żadnych konkretnych owoców. Jednak teraz, kiedy Rinpoczego już między nami nie ma, czuję się lepiej z tym, że mogłem przynajmniej się z nim spotkać i powiedzieć, co myślę.
Wszyscy wiemy, jak ważną rolę w historii karma kagju odgrywał Szamar Rinpocze. Ale ostatnie kilka lat czy dekad przyniosły wydarzenia, które niektórych ludzi skłaniają do tego, by nie recytować modlitw o długie życie Szamara Rinpocze, że powinniśmy usunąć go z modlitw do linii przekazu. To świadczy o niedostrzeganiu najistotniejszej rzeczy, że Szamar Rinpocze to ktoś więcej niż Czternasty Szamar Mipham Ciekji Lodro. Linia Szamara – od Thongdena Drakpy Senge po obecnego – jest nieodłączną częścią linii karma kamtsang. To imię nie należy do jednej osoby, to nie jest jedna osoba.
Zatem bez względu na to, jak według was złe zdają się działania ostatniego Szamarpy, nie możemy czarno zabarwiać całej jego linii. Uważam, że powinniśmy rozwijać wobec niego pozytywne nastawienie. Powinniśmy brać pod uwagę cały buddyzm i przyszłość naszej linii.
Teraz, po odejściu Szmara Rinpocze, bardzo ważne jest to, aby nie stwarzać problemów związanych z jego odrodzeniem. Gdyby doszło do sytuacji, w której mielibyśmy dwie różne inkarnacje, przyniosłoby to szkodę naukom kamtsang w ogóle a w przyszłości nasza linia rozłamałaby się na dwie frakcje, z której każda będzie wrogo patrzeć na drugą. To byłoby bardzo niedobre pod każdym względem.
W głębi serca wierzę, że może dojść do pojednania i sam podjąłem pewne starania, by do niego doprowadzić. Ale to nie jest zadanie dla jednej osoby. Musimy pamiętać, że obie strony muszą być na to otwarte. Jeżeli będziemy nadal oczerniać i krytykować się nawzajem, to nie przyniesie nic dobrego.
Podążamy za tymi samymi naukami kamtsang. Mamy tych samych guru. Nosimy takie same czapki. Ale nadal lgniemy do własnej frakcji. Bez względu na to jak bardzo mamy rację, jeżeli z takim stronniczym nastawieniem będziemy tylko dążyć do wygranej, do pokonania drugiej strony – to popełnimy wielki błąd, nie byłoby w tym nic dobrego.
Często mówimy o stronie Szamarpy i stronie Situpy, że jest się po jednej stronie lub po drugiej. Ale w gruncie rzeczy nie jesteśmy po stronie Situpy, ani po stronie Szamarpy. Jesteśmy po stronie karma kagju. Jeśli zamiast tego, przepełnieni własnymi splamieniami, trzema truciznami, stajemy się zazdrośni i stronniczy, twierdząc zarazem, że „jesteśmy po stronie Wadżradhary”, to nie przyniesie żadnego pożytku.
Tacy ludzie mówią też: Jestem czysty. On jest czysty. On jest czystym kagjupą. Ale oni nie są czyści. Ale czystość zależy od naszej praktyki. Nie zaś od tego, którą stronę wspieramy. Powinniśmy o tym pamiętać.
Kolejna sprawa dotyczy mojego pobytu w Ameryce. Jestem za granicą już dość długo, a ostatnich sześć miesięcy w Ameryce. Są zapewne osoby, które [na swój sposób] tłumaczą powody mojej nieobecności. Bez względu na to, co one mówią, chciałbym wyjaśnić, co było jej głównym powodem. Podczas badań w Niemczech wykryto u mnie pewien problem ze zdrowiem. Potem musiałem jechać do Ameryki, by pomóc mojemu najstarszemu asystentowi, więc będąc tam, postanowiłem zająć się schorzeniem, które wykryto u mnie w Niemczech. To są moje powody.
Inną sprawą jest to, że przez wiele lat nigdy nie miałem okazji, by naprawdę odpocząć – zarówno na ciele jak i umyśle. Po powrocie do Indii od razu robię się bardzo zajęty i wszystko nabiera szalonego tempa, więc nie będzie czasu na odpoczynek. Zatem teraz odpoczywam. Robię to z uwagi na przyszłość. Są jednak zapewne ludzie, którzy twierdzą, że stoją za tym jakieś moje prywatne interesy, lub jakiś ukryty plan, ale to nieprawda.
Krótko mówiąc, jakąkolwiek decyzję podejmuję, cokolwiek robię, inni myślą: On jest Karmapą. To oczywiste, że tak ma być. Ale dla mnie to nie jest takie oczywiste. Wszystko jedno, jaką podejmę decyzję lub co zrobię, zawsze dzieje się to jakimś kosztem. Mogę powiedzieć, że zawsze robiłem wszystko, co mogłem z czystą motywacją. Ale ludzie i tak zmyślają. Czasami wymyślają różne rzeczy, bo mnie nie lubią. Cóż mogę na to poradzić? Ale też wielu naszych ludzi przedstawia nieprawdziwe powody, gdyż nie zna lub nie rozumie moich prawdziwych intencji. Szczególnie teraz, gdy przebywam w Ameryce, nawet osoby z mojego otoczenia mają wiele własnych pomysłów. Podobnie rzecz się ma z innymi ludźmi.
To mnie smuci i rozczarowuje. Kiedy ludzie patrzą na to, co próbuję robić, przyjmują, że to dla mnie naturalne. Ale ja naprawdę muszę dużo poświęcać, nic nie przychodzi mi łatwo. Kiedy staram się nie zwracać na to uwagi i przeć do przodu ale jednocześnie ludzie wokół mnie mi nie wierzą, to nie ma powodu, abym nadal udawał i ciągnął to dalej. To mnie smuci.
Z perspektywy czasu, od Pierwszego Karmapy Dusum Khjenpy do teraz Karmapowie angażowali się tylko w praktykę Dharmy, nigdy nie brali udziału w polityce. Teraz przyszedł ciężki czas dla Krainy Śniegu i doszliśmy do punktu, w którym ważne jest podejmowanie działań dharmicznych i politycznych. Dlatego z pewnością potrzebujemy politycznego przywódcy, lidera. Ale ja się w tym nie orientuję. Nie wiem, jak udzielać politycznych rad, a poza tym takie działanie byłoby niewłaściwe dla kogoś, kto nosi tytuł Karmapy.
Według mnie zaangażowanie w politykę przynosi tylko tymczasowe rezultaty i pożytki. Dodatkowo politycy nieustannie zmieniają zdanie. Polityka jest stronnicza – wchodzimy do jakiejś partii, by szukać korzyści dla tej partii. Dharma zaś nie dzieli na partie lecz przynosi pożytek wszystkim istotom w całej przestrzeni. Ludzie Dharmy nie zmieniają nagle przekonań. Dharma chroni nas w tym i przyszłym życiu, prowadzi nas teraz i w przyszłości. Dharma i polityka różnią się całkowicie.
Ponieważ przyjąłem rolę przywódcy religijnego, mogę kontynuować tylko działalność na rzecz Dharmy.
W Tybecie martwiłem się, że zostanę wciągnięty w politykę, więc przeniosłem się do Indii. Zawsze myślałem, że tutaj nie będę musiał zajmować się polityką, bo nie mam do tego predyspozycji. Nie wiedziałbym, jak to robić i nie mam na to ochoty. To jest kolejna rzecz, którą powinniście wziąć pod uwagę.
Jednym słowem, z mojego punktu widzenia, nie posiadam żadnych właściwości wyrzeczenia i urzeczywistnienia poprzednich Karmapów. Gdybym nadal udawał, że je mam, i oszukiwał ludzi, gromadziłbym wiele złej karmy. Fakt, że mógłbym przy tym stać się bogaty, wpływowy czy lubiany, ani mnie nie cieszy, ani nie daje powodów do dumy czy zbytniej pewności siebie.
Czasami myślę, że to nie ma sensu. Nie ma sensu tak wciąż oszukiwać innych. Czasami myślę, że byłoby lepiej żyć jak zwyczajni ludzie, jako zwyczajna osoba praktykująca Dharmę. Takie myśli nachodzą mnie czasami, a ostatnio się nasilają. Bo przez wiele lat ciężko pracowałem i nie mogę tak pracować sam. Jeden słup nie utrzyma całego budynku, prawda? Każdy musi tak samo ciężko pracować, pomagać. Mówimy, że każdy potrzebuje kogoś, kto o niego zadba. Nie można wciąż tylko dbać o innych, trzeba też mieć kogoś, kto zadba o nas. Nie można samemu, bez wsparcia innych, przynosić pożytku naukom i istotom.
My buddyści wierzymy w karmiczną przyczynę i skutek. Wierzymy we współzależność. Współzależność znaczy, że każda sytuacja pojawia się w wyniku wielu przyczyn i okoliczności. Nie można niczego osiągnąć nie stwarzając choćby jednej przyczyny czy warunku. Każdy musi wziąć to pod uwagę.
Pokrótce, nasza linia kagju, a w szczególności karma kamtsang jest jak jedna wielka rodzina. W tej rodzinie Gjalłang Karmapa pełni rolę ojca. Ale ojciec nie może brać na siebie całej odpowiedzialności. Potrzebuje wsparcia całej rodziny, wszystkich jej członków. Podobnie, patrząc na historię linii kagju, w tym karma kamtsang, ponieśliśmy wiele strat. Na przykład, kiedy mongolski Gushri Khan najechał Tybet i zniszczył wiele klasztorów karma kamtsang, po czym wiele tradycji i wyjaśnień poszło w zapomnienie. Wydarzyły się wtedy straszne rzeczy. Potem zaś, po roku 1959, nastała Rewolucja Kulturalna. Teraz więc mamy szansę ożywić nasze nauki, aby znowu rozkwitały. Chciałbym więc prosić wszystkich, by dostrzegli w tym także szansę dla siebie, by włożyli w to własne siły.
Czasami ludzie zdają się nie rozumieć mojego sposobu myślenia. Jakby nie potrafili zrozumieć mojego punktu widzenia. Całkiem możliwe, że tak właśnie jest. Najważniejszą kwestią w mojej pracy jest dalekosiężna perspektywa. Wychodzenie w przyszłość tak dalece, jak to tylko możliwe, ciągłe myślenie o przyszłości. Niektórym trudno jest przyjąć taką perspektywę. Ale kiedy ma się przywódcę, kiedy uwierzy się w jakiegoś przywódcę, wówczas nawet w sytuacjach, gdy nie od razu rozumie się wszystkie jego plany i decyzje, nadal trzeba mu ufać i go wspierać. Nie chcę przez to powiedzieć, że musicie wspierać mnie. Nie oczekuję, że mnie zrozumiecie. Ale tak to ogólnie powinno wyglądać – bez względu na to, kto jest tym przywódcą teraz lub w przyszłości. Dobrze jest o tym pamiętać.
Na tym dzisiaj kończę. Poruszyłem kilka różnych problemów i jeśli przy tym popełniłem jakiś błąd lub powiedziałem coś niewłaściwego, to błagam o wybaczenie.
Teraz proszę zadedykujcie całą zasługę zebraną podczas tego Kagju Mynlam Cienmo długiemu życiu JŚ Dalajlamy i spontanicznemu spełnieniu jego życzeń. Aby mógł szybko powrócić do Tybetu i tam obrócić rozległym i dogłębnym kołem Dharmy. Dedykujcie ją również długiemu życiu lamów wszystkich tradycji oraz temu, by Sangha dziesięciu kierunków żyła w zgodzie utrzymując czystą dyscyplinę. Oraz temu wszystkiemu, co opisuje Wielka modlitwa życzeń, którą zaraz wyrecytuję. Wszyscy, proszę, twórzcie takie życzenia i dedykacje.