Abhiszeka Mańdziuśriego i objaśnienie związanego z nią zobowiązania
4 kwietnia 2015Praktyka medytacji a leczenie depresji i stanów lękowych
4 kwietnia 20154 kwietnia 2015 r. – KTC, Mount Laurel, New Jersey
Po raz pierwszy w trakcie tej podróży Jego Świątobliwość Karmapa zatrzymał się w jednym ze swoich amerykańskich ośrodków Dharmy, Karma Thegsum Choling w New Jersey. Tego popołudnia pomyślnej pełni i zaćmienia Księżyca Karmapa wygłosił publiczny wykład na temat medytacji dla ok. 700 członków i przyjaciół ośrodka. Rozpoczął nawiązaniem do swoich niedawnych wizyt w siedzibach firm Google i Facebook, gdzie widział sale do medytacji i rozwijania uważności, z których korzystali pracownicy. Jego Świątobliwość przyznał, że stwarzanie warunków do medytacji jest wspaniałą sprawą, ale jednocześnie zwrócił uwagę na pewne zagrożenie:
Medytacja z natury jest czymś bardzo osobistym, intymnym, czego każdy z nas doświadcza w swój indywidualny sposób, zależny od potrzeb i skłonności, w oparciu o własną introspekcję. Dlatego uważam, że nie wolno jej sprzedawać czy używać do innych komercyjnych celów.
Karmapa powrócił do tego tematu również w dalszej części wykładu, zwracając uwagę na to, jak w ostatnich czasach skomercjalizowała się praktyka jogi, którą zaczęto traktować jak zwyczajne ćwiczenia fizyczne, choć tradycyjnie należy ona do praktyk duchowych wymagających surowej dyscypliny.
Ostatnio wiele ludzi interesuje się buddyzmem, a w szczególności medytacją. Traktują ją oni jednak jak swego rodzaju terapię duchową, duchowy masaż. Chcą jedynie osłabić stres, presję codziennych zmagań i rozluźnić umysł. To jest bardzo przydatne, ale nie odpowiada pełnemu procesowi medytacji nauczanej w buddyzmie. Ten bowiem wymaga pewnego szczególnego wysiłku. Wykonywanie medytacji z nadzieją na odprężenie i rozluźnienie może prowadzić do wielkiego rozczarowania. Tak naprawdę intensywna praktyka medytacji z początku bywa bardzo nieprzyjemna, gdyż nasze nawyki są silne, a medytacja stara się je zmienić. Podważa fundamenty, na których budujemy swoją osobowość, co może być bolesne.
Następnie Jego Świątobliwość przeszedł do omawiania buddyjskich metod medytacji: śamathy i wipassany. Pierwsza z nich, stanowiąca podstawę dalszych praktyk, tradycyjnie powinna być wykonywana w odosobnionym, cichym miejscu, przez okres od trzech do sześciu miesięcy.
Ciche i odosobnione miejsce nie odnosi się jedynie do spokojnego otoczenia. Chodzi także o porzucenie tego wszystkiego, co nas rozprasza, czyli telefonów, komputerów, internetu itp.
Na Zachodzie istnieje wiele grup, które raz w tygodniu poświęcają kilka godzin na wspólną praktykę, ale Karmapa wyraził opinię, że to za mało, by naprawdę rozwinąć doświadczenie śamathy. Wysunął zatem propozycję, która po wykładzie wzbudziła wiele dyskusji pośród słuchaczy:
Obecnie bardzo rzadko organizuje się kilkumiesięczne grupowe odosobnienia poświęcone medytacji śamathy. Dlatego zachęcam was, abyście tworzyli na Zachodzie więcej miejsc i warunków do wykonywania kilkumiesięcznych, intensywnych kursów poświęconych tej praktyce.
Podnosząc poprzeczkę jeszcze wyżej, Karmapa podkreślił, że śamatha musi służyć nam jako antidotum na kleśa, szkodliwe emocje.
Celem tej praktyki nie jest wewnętrzny spokój i rozluźnienie. Jej zadaniem jest to, abyśmy stali się lepsi, aby poprawił się nasz charakter, aby nasze kleśa osłabły i w końcu zniknęły na zawsze. Niektórzy sądzą, że w medytacji chodzi o relaks, dobre samopoczucie, odprężenie, ale to nie prawda. Śamatha ma stanowić antidotum na nasze kleśa.
Nie wystarczy praktykować na poduszce, w pokoju. Swoje doświadczenie musimy także przenieść w pomedytacyjną fazę praktyki, we wszystko co robimy, również w naszą pracę. Kluczową sprawą jest stosowanie jej w sytuacjach, które wyzwalają większe emocje.
Po tych wyjaśnieniach Karmapa zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań. Pierwsze dotyczyło tego, że dzisiaj jest niezwykle trudno znaleźć takie odpowiednie do praktyki miejsce, jakie opisał Jego Świątobliwość.
W XXI wieku wraz z wielkim postępem materialnym rozwinęliśmy ekstremalną tendencję do konsumpcjonizmu i zachłanności – brzmiała odpowiedź. – Zachęcają nas do tego, oczywiście, różne media, a lgnięcie do materialnych rzeczy przeszkadza w odosobnieniu i utrzymywaniu braku rozproszenia. Nawet jeśli jedna rzecz nie budzi w nas większej żądzy i chciwości, na pewno znajdzie się jakaś inna, gdyż świat komercji wykorzystuje wiele sztuczek psychologicznych, by nas omamić. Myślę, że gdyby ktoś podarował iphona Milarepie – on też bawiłby się nim przez kilka godzin.
Powszechny dostęp do wszelkiej maści dóbr i urządzeń tworzy swego rodzaju sieć, z której – raz złapani – nie potrafimy się wyplątać. Gdybyśmy umieli wejrzeć w siebie i dostrzec nierealność konsumpcjonizmu, odzyskalibyśmy swą niezależność. Takie poczucie niezależności to punkt wyjścia dla rozwijania wewnętrznego odosobnienia, czy też wolności od rozproszenia, niezbędnej do praktyki śamathy.
Kolejna osoba poprosiła o radę, jak pozbyć się przeszkód w praktyce. Jego Świątobliwość odpowiedział, że nie powinniśmy naszych trudności nazywać przeszkodami.
Z punktu widzenia Dharmy, lepiej jest gdy praktykujący ją ludzie doświadczają trudności, gdyż to daje im okazję, by się czegoś nauczyć i zastosować praktykowane metody. Wówczas pokonywanie przeciwności staje się zarazem praktyką Dharmy.
Problemem jest to, jak postrzegamy te przeciwności. Jeśli potrafimy w nich dostrzec szansę pogłębienia praktyki, to wykorzystujemy je w najlepszy możliwy sposób. Odsuwanie ich od siebie nie ma sensu.
W odpowiedzi na pytanie o najlepszą metodę rozwijania mądrości Karmapa odpowiedział, że musimy odróżniać zewnętrzną mądrość od wewnętrznej.
Mądrość dotycząca zewnętrznego świata to po prostu wiedza, którą zdobywamy poprzez studiowanie. Ale zazwyczaj nasz umysł chce wiedzieć wszystko o wszystkim za wyjątkiem samego siebie.
Dlatego najważniejszą sprawą jest rozwinięcie mądrości płynącej z poznania własnego umysłu. Myślę, że to podstawa prawdziwej mądrości. Mówimy wtedy, iż „poznanie jednego wyzwala wszystko”, gdyż tego rodzaju wgląd jest wszechobejmujący i pozwala sile, intensywności naszej mądrości swobodnie rosnąć.
Następna osoba zapytała, jak praktykować nieustannie, przez 24 godziny.
Nie ma takiej praktycznej możliwości, by móc wykonywać formalną praktykę cały dzień i noc. Możliwe jest jednak ciągłe utrzymywanie umysłu w stanie medytacji. Kluczem do tego jest rozpoczynanie dnia od rozwinięcia silnej intencji, mocnego postanowienia. Zaś po stworzeniu takiego zobowiązania musimy sobie o nim od czasu do czasu przypominać.
Smartfony mogą być w tym bardzo pomocne, gdyż możemy ustawić je tak, by buczały, dzwoniły lub śpiewały, gdziekolwiek się znajdujemy. Włączamy zatem alarm, który co dwie, trzy godziny będzie nam przypominał, by powrócić do stanu medytacji – w ten sposób będziemy w stanie go podtrzymywać.