
Karmapa spotyka się z ekoaktywistami i ogląda kolekcję rzadkich rękopisów w Yale
7 kwietnia 2015
Miejski aktywizm Karmapy: sadzenie drzew na ulicach New Haven
8 kwietnia 2015Przesłanie wygłoszone przez Jego Świątobliwość Karmapę 7 kwietnia 2015 roku na Uniwersytecie Yale z okazji przyznania mu przez tę uczelnię specjalnego wyróżnienia – Chubb Fellowship – głównie w uznaniu Jego wielkiego zaangażowania w ochronę środowiska regionu Himalajów. Pytania uzupełniające zadawali: profesor Andrew Quintman i profesor Maria Valentaker z Wydziału Studiów Religijnych.
Witam wszystkich i życzę tashi delek. Chciałbym podziękować pracownikom Uniwersytetu Yale, którzy umożliwili mi tę wizytę i zaprosili mnie tutaj. Dziękuję również wszystkim za przybycie.
Jest to moja trzecia wizyta w Stanach Zjednoczonych i kiedykolwiek tutaj jestem wypełnia mnie niezwykłe uczucie wolności i radości. Szczególnie podczas obecnej podróży, która daje mi możliwość odwiedzenia kilku amerykańskich uczelni, wielką radość sprawiają mi spotykania ze studentami i poznawanie ich studiów i stylu życia.
Poprosiliście mnie o podjęcie tematu współczucia i środowiska. Wielu ludzi pyta mnie o to, skąd czerpię inspirację do swojej ekologicznej działalności. Dlatego na początek, w ramach wprowadzenia, nieco o tym opowiem.
Urodziłem się w dość odizolowanej części Wschodniego Tybetu, gdzie wtedy nie docierały jeszcze udogodnienia współczesnej cywilizacji. Żyłem więc pośród dziewiczej, nieskalanej natury. Przez pierwsze siedem lat życia było to jedyne środowisko, jakie znałem, i mogłem nawiązać z nim bardzo bliską, intymną więź, która żyje we mnie do dziś. W tej tradycyjnej nomadzkiej kulturze naturę traktuje się jak żywy organizm, jak żywą istotę. Góry i źródła wody, dla przykładu, postrzegaliśmy jak domostwa różnego rodzaju istot, które nazwałbym świętymi duchami. Każdy element przyrody był częścią jednego żywego systemu. W rzekach czy strumieniach nikt nie śmiał ani prać, ani nawet myć swoich rąk. Do domowego ogniska nie wolno było wrzucać żadnych śmieci czy zanieczyszczeń. Całe środowisko było dla nas świętością.
Dla ludzi przywykłych do takiego stylu życia pojawienie się tworzyw sztucznych stanowi trudne wyzwanie – gdyż po raz pierwszy mają oni do czynienia z prawdziwymi śmieciami. Wcześniej wszystko, nawet odpadki, znajdowało jakieś zastosowanie, a to czego naprawdę nie dawało się już do niczego wykorzystać, ulegało całkowitej biodegradacji. Pojawienie się plastiku i innych syntetycznych materiałów zmusza ludzi w tym regionie do szukania nowych sposobów utylizacji śmieci, co stanowi tylko jeden z wielu przykładów zmian, jakie następują w ich tradycyjnym stylu życia.
Jako dziecko nie dysponowałem oczywiście żadną wiedzą ani filozoficzną, ani naukową, a mój kontakt z przyrodą miał charakter czysto emocjonalny. Dzięki temu teraz, kiedy wiem nieco więcej, moje podejście do ochrony środowiska nie opiera się na suchych teoriach naukowych, moja wiedza nadal podparta jest silnymi uczuciami. Myślę, że aby móc w pełni zrozumieć konieczność troski o środowisko, musimy najpierw nauczyć się dostrzegać związek, jaki łączy nas zarówno z nim, jak i z innymi istotami. Do tego zaś potrzebne jest zrozumienie naszej wzajemnej współzależności. To, że mamy co jeść, mamy w co się ubrać, a nawet sam fakt, iż możemy posługiwać się swoim ciałem – wszystko to jest możliwe dzięki zaistnieniu różnorodnych rzeczy, ludzi i środowiska. Świadomość owej wzajemnej zależności współcześnie jest nie do przecenienia, gdyż nader często czujemy pewien dystans wobec otaczającej nas natury. Dzielimy świat na podmiot i przedmiot, przy czym środowisko traktujemy niezwykle przedmiotowo, jakby oddzielała nas od niego jakaś wielka odległość lub niewidzialna bariera. Powinniśmy usunąć tę barierę, zniwelować dystans dzielący nas od środowiska. Dopiero wtedy w pełni odczujemy więź łączącą nas z przyrodą oraz uświadomimy sobie, jak niewiele, jeśli cokolwiek, nas od niej dzieli.
W Tybecie związek pomiędzy środowiskiem a istotami zwykło się porównywać do naczynia i jego zawartości. Środowisko wszystkich nas niejako zawiera i trzyma w sobie. Jesteśmy jego treścią, jego budulcem. Nadszedł czas, abyśmy zaczęli w pełni zdawać sobie sprawę ze znaczenia tej zależności i rozwinęli świadomość tego, że tak jak środowisko wpływa na nas, my również mamy wpływ na środowisko. Niektórzy zdają się myśleć, że natura jest czymś tak niezwykle rozległym i potężnym, że żadne z naszych poczynań nie jest w stanie jej zaszkodzić. Niestety, mamy aż nadto dowodów na to, że tak nie jest. Współzależność ta działa w obie strony.
Co więcej, nie wystarczy posiadać samą wiedzę i zrozumienie, gdyż nie zawsze potrafimy się z nimi utożsamić. Przecież samo zrozumienie znaczenia ochrony środowiska nic nie da, jeśli na co dzień nie będziemy o nie dbać. To co wypływa z wiedzy i zrozumienia musi stać się nam tak bliskie, że w naturalny sposób zmieni nasz styl życia, rozbudzi nowe uczucia, przeniknie do naszych serc.
Powinniśmy brać pod uwagę, iż wszystko to, co dzieje się ze środowiskiem, prędzej czy później dotknie nas samych, zacznie wpływać na nasze własne życie. Stanie się czynnikiem oddziałującym na nasze szczęście. Dlatego właśnie uważam, że różne tradycje duchowe i religijne mogą odegrać wielką rolę w propagowaniu służby społecznej, jaką jest sprawowanie opieki nad przyrodą. Mam na myśli nie tylko tradycje buddyjskie, lecz wszystkie religie świata – każda z nich ma tu do odegrania jakąś rolę. Jeśli wspólnie podejmiemy się tego zadania i skorzystamy z mądrości naszych przodków, utrzymywanej przez wiele rodzimych kultur, które nadal są jej niezwykle oddane, wówczas z pewnością odkryjemy, że ochrona środowiska nie jest jedynie suchym poglądem naukowym i musi przerodzić się w styl życia.
W różnych okresach naszej historii religia i nauka zdawały się sobie zaprzeczać, walczyły one ze sobą, atakowały się nawzajem, czy też, grzeczniej mówiąc, wzajemnie się obalały. Ale przecież my wszyscy, istoty zamieszkujące tę planetę, mamy ze sobą tak wiele wspólnego, przechodzimy przez te same doświadczenia, zależymy od tego samego środowiska. W oparciu o ten wspólny fundament – wspólnej wiedzy i doświadczenia – powinniśmy przyjąć, że troska o świat natury jest sprawą dużo ważniejszą niż poglądy religijne. Jeśli zaś swoją rolę honorowego zarządcy tej planety oprzemy na miłości i współczuciu, sprzeczność pomiędzy religią a nauką zaniknie. Możemy przyjąć i wspólnie dzielić odpowiedzialność za środowisko i zacząć praktycznie stosować wiedzę udostępnianą przez naukowców. Musimy przestać żyć tak, jakby do nas nie docierała.
Himalaje i Płaskowyż Tybetański uważane są za niezwykle ważne źródło wody, które zasila wielkie rzeki Azji. Z tego względu często też nazywa się go Trzecim Biegunem. Stan środowiska i ochrona zasobów wodnych w tym regionie powinna być przedmiotem szczególnej wagi. Organizacja, którą założyłem w buddyjskich klasztorach Himalajów stara się szkolić mnichów i mniszki, uczyć ich najlepszych metod ochrony środowiska, by potem mogli oni przekazywać je członkom swoich lokalnych społeczności. Zaangażowani w ten projekt reprezentanci klasztorów od samego początku niezwykle emocjonalnie, z wielkim entuzjazmem podeszli do całego zagadnienia, brakowało im jednak praktycznej wiedzy i ekspertyzy naukowej. Realizacja naszych planów wymaga zatem wsparcia i pomocy ludzi nauki. To przykład dobrej współpracy pomiędzy instytucjami religijnymi i naukowymi, do której każda ze stron wnosi odmienne umiejętności i doświadczenia.
Wasza Świątobliwość, serdecznie dziękujemy.
Chcielibyśmy rozpocząć od nawiązania do tezy, którą przedstawiłeś wcześniej, iż współ- czucie musi opierać się na niezachwianej sile serca. Praca na rzecz ochrony środowiska z czasem może zniechęcać, gdyż potrafi być niezwykle przytłaczająca. Jak podtrzymywać w sobie siłę ducha, by nasze współczucie nie słabło?
Aktywiści, szczególnie ekoaktywiści, inwestują w swoją pracę wiele emocji. Gdy zatem wiele lat działalności nie przynosi znaczących rezultatów, popadają w zgorzknienie i złość. Szczerze mówiąc, nawet człowiek z zewnątrz, wysłuchawszy wszystkich prezentowanych przez ekologów złowieszczych przepowiedni dotyczących przyszłości naszej planety, może popaść w przygnębienie.
Sądzę, że aktywizm przejawia się na dwóch poziomach. Pierwszy z nich dotyczy wszystkich nas, którzy popieramy inicjatywy bardziej zagorzałych aktywistów. Drugi zaś dotyczy osób, zazwyczaj nazywanych właśnie aktywistami, które świadomie przyjmują na siebie odpowiedzialność i podejmują wysiłki w celu doprowadzenia do pewnych zmian – w tym wypadku zmian w zakresie ochrony środowiska. Uważam za wielce istotne, aby ci z nas, którzy nie są bezpośrednio w sprawę zaangażowani, też przyjęli pewną odpowiedzialność i okazywali więcej wsparcia żarliwszym aktywistom. Nie mamy przecież żadnego powodu, by tego nie robić. Poza tym my również nie musimy być całkowicie bierni. Posłużę się swoim przykładem. Względy ekologiczne były po części powodem, dla którego przeszedłem na wegetarianizm. Każdy może się na taki krok zdobyć. Nie wymaga to członkostwa w żadnej organizacji ani olbrzymiej wiedzy. To bardzo prosta rzecz, która mimo swej prostoty, kiedy już zmieni nasze życie, staje się źródłem wielkiej pewności siebie i odwagi. Obdarza nas świadomością, że nie jesteśmy bezsilni.
W swojej książce „Szlachetność serca” starasz się dociec, co należy zrobić, by nasze szczytne idee zaczęły się przekładać na szlachetne uczucia. Co sprawia, że w końcu udaje nam się pokonać nasze nawyki i pragnienia, takie jak jedzenie mięsa czy rozbujały głód kupowania. Co sprawia, że wychodzimy poza poziom dobrych życzeń i zaczynamy działać?
Ponownie mogę posłużyć się swoim przykładem – swojego wegetarianizmu. Kiedyś jadłem mięso, przestałem je jeść dopiero osiem lat temu. Jednak przez te wcześniejsze lata wiedziałem, że jedzenie mięsa nie jest dobre. Jak to zmienić? W tym wypadku mostem łączącym intencje z działaniem jest silne współczucie, odwaga, siła ducha. Mam na myśli tego rodzaju odwagę, która pozwala nam podjąć stanowczą decyzję, że kończymy z tym raz na zawsze i że bierzemy odpowiedzialność za swoje czyny i za swoje życie. Aby do tego doszło, musimy wyjść poza samo intelektualne zrozumienie i włączyć swoje uczucia. Głębokie uczucie, oparte na zrozumieniu, zainspiruje nas do działania. Powinniśmy zatem częściej słuchać swego serca.
Wspomniałeś dzisiaj o relacji pomiędzy nauką i religią. To bardzo ważny i złożony temat. Czy mógłbyś go nieco rozwinąć? Od wielu lat naukowcy mówią nam o zmianach klimatu i zanieczyszczeniu środowiska, ale ostatnio wielu z nich zaczyna podkreślać, iż ta kwestia wykracza poza badania naukowe – że to problem moralny. Twoja praca zaś jest niezwykle zachęcającym przykładem harmonijnego łączenia tez naukowych i religijnych.
Jak powiedziałeś – ochrona środowiska jest u podstaw zagadnieniem moralnym. Jego kluczowym elementem, który czyni go zagadnieniem moralnym, jest ludzka zachłanność, pazerność. One są główną przyczyną degradacji środowiska. Zachłanność już sama w sobie jest szkodliwa, ale ostatnimi laty przemysł reklamowy mocno ją w nas rozbudza, dokarmia. Problem polega na tym, że ludzka chciwość i zachłanność jest nieograniczona, ale zasoby naturalne kiedyś się wyczerpią. Dlatego my wszyscy, którzy w wielkim stopniu od tych zasobów zależymy, musimy kontrolować swoją pazerność. Przywódcy religijni, poza przekazywaniem instrukcji do praktyk duchowych i wykładaniem, powinni zatem udzielać również moralnych wskazówek dotyczących troski o środowisko. To oni właśnie potrafią odwoływać się bezpośrednio do naszych uczuć, wzbudzać entuzjazm i inspirować swoich naśladowców do dokonania szczerego zobowiązania. Jeśli nie przestaniemy postrzegać środowiska jako czegoś od nas odrębnego, jeżeli wciąż będziemy ignorować fakt, że w gruncie rzeczy jest ono częścią nas, przenika zarówno nasze ciało, jak i umysł, wówczas nigdy nie zmienimy swojej postawy. Zaś przywódcy duchowi, którzy gotowi są udzielać takiego właśnie moralnego wsparcia opartego na potwierdzonych badaniach naukowych, mogą nas na te zmiany otworzyć.
Wasza Świątobliwość, mówiłeś o potrzebie usuwania rozgraniczenia pomiędzy podmiotem i przedmiotem. Istnieje wiele technik medytacyjnych, które mogą nam w tym pomóc, ale zastanawiam się, czy stosowanie tych technik faktycznie zrodzi w nas naturalne poczucie szacunku i troski o środowisko?
Tak, w buddyzmie tybetańskim stosuje się wiele praktyk medytacyjnych, które pomagają rozpuścić poczucie mentalnej bariery oddzielającej nas od innych istot. Jedną z nich jest kontemplowanie równości nas wobec innych, które polega na pogłębianiu elementarnej, empatycznej świadomości, że tak jak ja chcę być szczęśliwy i nie chcę cierpieć, inni pragną tego samego, i że pod tym względem jesteśmy tacy sami. Kiedy zaś weźmiemy to sobie głęboko do serca, zaczynamy w końcu tym żyć. Innym rodzajem medytacji jest wymiana siebie na innych (tong len), kiedy to stawiamy siebie w miejscu innego człowieka, jego zaś umieszczamy na swoim miejscu i tak dalece jak tylko potrafimy wyobrażamy sobie, jak on się czuje i przez co przechodzi. Z pewnością da się tego rodzaju metody zaadaptować do rozwijania więzi ze środowiskiem.
Drzewa, na przykład, niejako wydychają to, co my później wdychamy, i wdychają dwutlenek węgla, który my wydychamy. Nasz wydech jest ich wdechem, a nasz wdech ich wydechem. Nie musimy sobie nawet tego wyobrażać, tak po prostu jest. Taka wymiana oddechu pomiędzy nami a roślinami może być dobrą metodą medytacji, gdyż przypomina nam o tym, że stanowimy niejako dwa uzupełniające się elementy tego samego systemu.
Kolejne pytanie dotyczy zmian klimatu i globalnego ocieplenia, które stanowią główną przyczynę obecnej zapaści ekologicznej. Nadal jednak wielu ludzi zaprzecza jej istnieniu. Co mógłbyś doradzić osobom rozmawiającym na ten temat z członkami rządów, którzy utrzymują, że ochrona środowiska nie jest w cale konieczna.
Cóż, nie na wszystko znam odpowiedź… ale może zwróćmy uwagę na to, że zmiany klimatu to długotrwały i rozległy proces, bardzo skomplikowany, złożony z wielu drobniejszych etapów. Takich powolnych, stopniowych przemian nie odczuwamy z dnia na dzień. Myślę jednak, że gdy staną się one mocno odczuwalne i oczywiste dla wszystkich, będzie już za późno, by im zaradzić. Ludzie zaś ignorują je w dwojaki sposób. Jedni, jak niektórzy politycy, zaprzeczają im całkowicie. Inni zaś, czyli znakomita większość z nas, nie odczuwa wszystkich zawiłych procesów związanych ze zmianami klimatu, więc nie uświadamia sobie ich prawdziwych skutków. Stąd biorą się różne zabawne reakcje. W tak zimnym kraju jak Tybet, na przykład, niektórzy witają globalne ocieplenie z wielkim entuzjazmem – nareszcie jest tu trochę cieplej! W odniesieniu do polityków i innych osób publicznie kwestionujących zmiany klimatu, myślę, że najlepiej byłoby poprosić o wsparcie duchowych i religijnych autorytetów, którzy mają wielki wpływ na członków swoich społeczności.
Jakie praktyczne działania w zakresie ochrony środowiska mogą podjąć studenci takiego uniwersytetu jak Yale, by ich wysiłki przynosiły większe owoce, były bardziej skuteczne?
W obrębie takich społeczności można, oczywiście, rozwijać wiele różnych inicjatyw. Można pójść drogą klasycznego aktywizmu, czyli brać udział w demonstracjach, nagłaśniać różne problemy itp. Ale przecież zacząć należy od samego siebie. Jedynym dobrym źródłem wewnętrznej siły, która pomaga nam zaprowadzać większe zmiany w świecie, jest uprzednie wprowadzenie tych zmian we własnym życiu. Musimy najpierw na sobie odczuć dobroczynne efekty owych zmian. Powstałej w ten sposób odwagi nikt nam nie odbierze, nie stracimy jej nawet po długich latach społecznej działalności. Jeśli zaczynamy innych przekonywać do zmian zanim sami wprowadzimy te zmiany w życie, to znak, że motywuje nas nie nasza odwaga, lecz ambicja i wielkie oczekiwania. Wówczas zaś brak namacalnych efektów naszej pracy doprowadzi do wielkiego rozczarowania i wypalenia. Powinniśmy zatem rozpocząć od samego siebie i zacząć przekształcać nasze własne życie. Nie musimy jednak tego robić sami, każdy z nas potrzebuje wsparcia ze strony innych ludzi, którzy podzielają nasze idee i dążenia – i taka wzajemna pomoc w obrębie danej społeczności powinna być organizowana.
Przekład: BS, zdjęcia: Filip Wolak i Lama Sam