Moc współczucia: abhiszeka Czteroramiennego Czenrezika
5 czerwca 2016Podsumowanie, czyli co znaczy „kagju”
14 czerwca 20165 czerwca 2016 – Paryż
Przed tronem ustawiono tego ranka szeroki fotel przykryty brokatem. Jego Świątobliwość zajął miejsce na fotelu, dzięki czemu mógł mieć bliższy kontakt z publicznością, która ciasno wypełniła salę. Ponieważ poprzedniego dnia sesja pytań i odpowiedzi tak bardzo się przeciągnęła, że nie było już czasu na istrukcje do medytacji, Karmapa zaproponował, by to poranne spotkanie zacząć od medytacji.
Jego Świątobliwość wspomniał, że podczas ostatniej wizyty w Stanach Zjednoczonych odwiedził siedziby Google i Facebooka. W każdej z nich znajduje się specjalny pokój przeznaczony do medytacji, co świadczy o tym, że zainteresowanie medytacją wzrasta. Gjalłang Karmapa zaniepokoił się jednak, że praktyka medytacji, jak joga, może utracić swój tradycyjny kontekst i wartość, i stać się po prostu kolejną płatną usługą dostępną na rynku.
Istnieje wiele sposobów medytowania, ale wszystkie one sprowadzają się tak naprawdę do dwóch: spoczywania bez rozproszenia (śamatha, tyb: szine) i wglądu (vipaśjana, tyb: lhagthong). Skoro jest tak dużo rodzajów medytacji, istnieje też wiele sposobów objaśniania ich, w zależności od tradycji i od nauczyciela. Na przykład, w wadżrajanie niektóre medytacje wglądu są jednocześnie medytacjami spoczywania. Zwykle jednak wgląd wiąże się z medytacją analityczną, a brak rozproszenia ze spoczywaniem.
Spoczywanie bez rozproszenia i medytację wglądu łączy związek przyczynowo-skutkowy. Najpierw musimy praktykować spoczywanie. W rozproszonym umyśle trudno osiągnąć wgląd. Dlatego rozpocznę od omówienia szine. Ta medytacja polega na skupieniu całej uwagi ma jednym punkcie, a jednocześnie na odprężeniu umysłu.
Tradycyjnie szine praktykowano w odosobnionym miejscu, gdzie nie ma hałasu ani innych czynników rozpraszających – nawet szczekanie psa może zaszkodzić – i tam spędzano pięć lub sześć miesięcy na medytacji. Obecnie trudno znaleźć takie warunki do praktyki, ponieważ źródła rozproszenia obecne są niemal wszędzie. Praktykowanie szine jest więc wyzwaniem, gdyż nasz umysł nie powinien lgnąć do obiektów zewnętrznych lecz kierować się do wewnątrz. W dobie internetu i smart phonów nie jest to łatwe.
Medytacja oznacza tak naprawdę sytuację, w której cokolwiek się wydarza, umysł pozostaje skupiony na swoim wnętrzu w zwyczajny, niewymuszny sposób. Jeśli potrafimy to zrobić, wówczas nie ma potrzeby, aby traktować medytację jako osobne działanie.
Jego Świątobliwość opowiedział historię o kimś, kto odwiedził Trzeciego Karmapę Rangdziunga Dordże i poprosił o taką praktykę, podczas której nie trzeba medytować. Czy są takie praktyki? Randziung Rordże odparł:
Tak, ale jeśli ci je przekażę, będziesz chciał to sprawdzić i medytować. A wtedy byłaby to wymuszona praktyka, narzucanie sobie czegoś. Tak więc nawet jeśli dam Ci nauki o niemedytowaniu, nie przyniesie ci to żadnego pożytku.
Gjalłang Karmapa podsumował:
Gdy praktykujemy szine, odprężamy się, nie pozwalamy, by nasz umysł wędrował na zewnątrz, pozostajemy świadomi, niezależnie od tego, co się wydarza.
Ale ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do tworzenia obrazów w umyśle i myślenia, ta praktyka bywa bardzo trudna.
W jaki sposób praktykować medytację bez medytacji? Aby dać przykład uwolnienia destrukcyjnej emocji w momencie jej pojawienia się, Jego Świątobliwość wybrał gniew. Kiedy już ma się pojawić, kiedy zaczyna wzrastać, spoglądamy w niego. Bowiem kiedy emocja rozwinie się w pełni, praca z nią będzie bardzo trudna. Do tej praktyki potrzebne jest doświadczenie, bez niego myśl o gniewie wydaje się nam jednoczesna z pełnym rozwinięciem się gniewu w umyśle. Jeśli jednak będziemy się ćwiczyć w rozpoznawaniu emocji na ich każdym etapie, zobaczymy, że istnieje pewna sekwencja wydarzeń, jedno poprzedza drugie.
Jego Świątobliwość doradził:
Kiedy myśl się pojawia, spoglądamy na nią i po prostu w niej spoczywamy. Nie szukamy niczego wyjątkowego. Jak tylko rozwinie się myśl, pozostajemy jej świadomi. To wszystko, co należy zrobić.
Nie powinniśmy analizować: „Czym jest ta myśl? Skąd się wzięła? Gdzie poszła?” Nie o taką medytację tu chodzi. Mówiąc krótko, powinniśmy otworzyć nasze oko mądrości i spojrzeć na nią bezpośrednio, jedynie zauważając – kierując uwagę – na powstającą myśl. „Nie ma potrzeby, by analizować, wysilać się, myśleć. Po prostu obserwujemy.”
Obserwując w ten sposób gniew, zaczynamy go okiełznywać. Zwykła siła i dynamika powstającego gniewu nieco słabnie.
Karmapa podał przykład dziecka, które kłamie. Jeśli spojrzymy mu prosto w oczy, naturalnie poczuje wstyd i wycofa się z kłamstwa. Podobnie, ponieważ emocje nie są czymś prawdziwym, nie mają żadnego realnego umocowania, skurczą się, gdy na nie spojrzymy, jak dziecko, które coś zmyśla. Tym przykładem Jego Świątobliwość zakończył omawianie medytacji i przeszedł do głównego tematu porannego spotkania, czyli szczęścia i współczucia.
Rozpoczął od przytoczenia cytatu ze „Ścieżki Bodhisattwy” indyjskiego mistrza Śantidewy: Całe cierpienie tego świata wynika z pragnienia szczęścia dla nas samych; wszelkie szczęście tego świata bierze się z pragnienia szczęścia dla innych.
Rzecz polega na tym, że pragniemy szczęścia na tym świecie dla siebie, bo uważamy, że „my” realnie istniejemy, tzn. że jesteśmy niezależni i samowystarczalni. Sądzimy, że od nikogo nie zależymy, nie musimy na nikim i na niczym polegać. Co więcej, skoro uważamy, że „ja” jest czymś realnym, traktujemy je jako coś wspaniałego i szczególnego. Niestety, lgnięcie do rzeczy jako trwałych i realnych przenosi się z nas na inne zjawiska, dlatego myślimy: moja rodzina, moi przyjaciele, moje rzeczy, moje ciało, mój dom itd. Lgnięcie do realności „ja” przenosi się na wszystko.
Jego Świątobliwość dodał:
Oczywiście, musimy troszczyć się o siebie – nie jest to coś niewłaściwego, tak naprawdę jest to po prostu konieczność. Całe niebezpieczeństwo polega na tym, że uważamy „ja” za realne i niezależne. Ten sposób myślenia rodzi problemy i może doprowadzić do katastrofy.
Karmapa porównał pogląd, że „ja” realnie istnieje do stalowych murów więziennych.
Kiedy jesteśmy zamknięci w więzieniu „ja”, nie nawiązujemy związków z wieloma osobami, gdyż w więzieniu mogą odwiedzać nas tylko nasi rodzice i bliscy przyjaciele. Dla pozostałych drzwi są zamknięte.
W rezultacie zamknięcia w więzieniu „ja”, gdy nasi ukochani muszą iść do szpitala, nie jesteśmy w stanie im pomóc. Patrząc z szerszej perspektywy, w tym więzieniu jesteśmy oddaleni od wszystkich innych, czyli czujących istot, które kiedyś były naszymi rodzicami. Ta myśl może być dość przygnębiająca. Oto co należy zrobić: wziąć młot potężnego współczucia i nim rozwalić więzienne mury.
Gjalłang Karmapa przeszedł do omówienia buddyjskich nauk dotyczących „ja”. „Jeżeli podejdziemy do tego bardzo dosłownie, wówczas moglibyśmy pomyśleć, że w ogóle nie istnieje coś takiego jak „ja”. Ludzie obalają ten pogląd, mówiąc: jeśli nie ma „ja”, to jak możemy mówić o karmie, przyczynie i skutku?” W buddyjskim rozumieniu nie chodzi o to, że „ja” jest czymś nieistniejącym. Zanegowanie przez buddyzm „ja” odnosi się do koncepcji „ja” jako czegoś niezależnego i samopowstałego, pewnego rodzaju trwałej całości. A taki byt właśnie nie istnieje.
Faktycznie „ja” przypomina ogromną, nieskończoną sieć, która łączy wszystkie zjawiska. Powinniśmy więc rozszerzyć nasz pogląd o istnieniu “ja” tak, by przenikało ono cały, nieogarniony wszechświat i nawiązało niezliczoną liczbę połączeń. „Ja” i inni powstają w zależności od siebie nawzajem. Jeśli nasze związki z innymi oprzemy na tym rozumieniu, wówczas wszystkie istoty połączy ogromna sieć.
Ze wszystkim i wszystkimi możemy połączyć się poprzez współczucie.
Rozważając prawdziwą naturę rzeczy zrozumiemy, że między nami a innymi nie ma żadnej różnicy. Jesteśmy ich częścią, a oni są częścią nas. Co za tym idzie, ich szczęście i cierpienie są naszymi i odwrotnie. W rezultacie powinniśmy troszczyć się i brać odpowiedzialność za innych. Na przykład, większość noszonych przez nas ubrań nie szyje się w Europie lecz gdzie indziej. Nie znamy jednak imion ludzi, którzy je szyją, nie bylibyśmy w stanie ich rozpoznać. A jednak pomogli nam, tworząc nasze ubrania, zarabiając przy tym marne pieniądze i żyjąc na skraju ubóstwa. Trudności, jakich doświadczają, stworzyły dla nas coś pożytecznego, dlatego powinniśmy wziąć za nich odpowiedzialność.
Wiedząc, że zależymy od siebie wzajemnie, wiemy, że musimy troszczyć się o siebie nawzajem. W przeciwnym razie pewnego dnia, gdy będziemy potrzebowali pomocy, nikt nam jej nie okaże. Kiedy szukamy szczęścia, powinniśmy szukać go nie tylko dla siebie, ale też dla innych. „Ja”, które pragnie szczęścia tylko dla siebie, jest w błędzie. Poznając naturę zjawisk zrozumiemy, że takie odosobnione „ja” nie istnieje. Najważniejsze, by wiedzieć, że szczęście na tym świecie tak naprawdę bierze się z pragnienia szczęścia dla innych. Dlatego właśnie powinniśmy rozwijać miłość i współczucie. Jego Świątobliwość zakończył stwierdzeniem, że mimo wszystkich przeszkód, jakich doświadczył, szczęście daje mu to, że może być pomocny dla innych.
Po wykładzie nastąpiła krótka sesja pytań.
Czy wszystkie czujące istoty są jakoś związane z Karmapą? Jego Świątobliwość odpowiedział, że na wcielenia kolejnych Karmapów można patrzeć dwojako: że jest to jedna osoba odradzająca się wielokrotnie lub też że jest to siedemnastu różnych ludzi. Zasadniczo wszystkie istoty mają związek z Karmapą, ale różni je stopień bliskości. Ten stopień nie zależy od Karmapy lecz od sposobu, w jaki nawiązały z nim związek.
Jak pozostać świadomym w chwili śmierci? Powinniśmy ćwiczyć się w tym już teraz. Jeśli nie nauczymy się świadomego skupienia obecnie, to będzie to naprawdę trudne, gdy nadejdzie śmierć. Aby sobie pomóc, możemy myśleć o jednym dniu jako o całym życiu: rano rodzimy się, a wieczorem wraz z pójściem spać umieramy. Takie ćwiczenie może się okazać pomocne.
Gdy Jego Świątobliwość naucza na Zachodzie, czy używa tych samych terminów, co w Indiach? Istnieje pewna różnica. Gdy nauczam Tybetańczyków, nie potrzebuję tłumacza, zaś nauczając obcokrajowców – zażartował – pomijam wiele cytatów, żeby nie sprawiać tłumaczom problemów. Ale tak naprawdę nie ma wielkiej różnicy.