Łączenie Dharmy z życiem
14 stycznia 2009Nagroda „India Splendor” – 2009
25 sierpnia 2009Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, czym jest Dharma? Większość osób, które próbują praktykować bądź mówią, że to robią, rozumieją ją z reguły jako rytuał, coś co wymaga zaangażowania ciała i mowy, jakichś specjalnych działań. Jeśli tak jest, trzeba znaleźć czas na owe czynności. Mówimy teraz o czymś, co zwykle wydarza się przed ołtarzem i wymaga wygospodarowania czasu specjalnie na tę okazję.
Dharma nie jest tylko rytuałem
Jeśli jednak spojrzeć głębiej, Dharma nie sprowadza się tylko do tego. Dharma to nie rytuał, angażujący jedynie ciało i mowę. Tak naprawdę jest czymś, co przeobraża umysł.
Jeśli na przykład jesteśmy agresywni czy rozzłoszczeni, możemy wejrzeć w siebie, żeby przekonać się, dlaczego nie powinno tak być. Napominamy się, staramy zmienić i powoli stajemy się mniej skorzy do gniewu. A jeżeli jest w nas wiele przywiązania i lgnięcia, próbujemy zrobić coś i z tym. Spoglądamy w siebie, dokonujemy zmian, przeobrażamy się od wewnątrz i zaczynamy osłabiać te emocje. I to właśnie nazywamy praktyką Dharmy.
Taka praktyka Dharmy nie wymaga szukania wolnego czasu, można ją wykonywać podczas pracy, w rytm codziennych czynności. Obejmuje zadumę nad aspiracjami, sposobem myślenia, poczynaniami, reakcjami. Kiedy zaczynamy je zmieniać – zmieniając sposób w jaki odnosimy się do innych – naszym działaniom towarzyszy większa świadomość. Takie kontrolowanie i korygowanie uważam za bardzo ważny rodzaj praktyki Dharmy.
Ja sam mam wrażenie, że z dnia na dzień jestem coraz bardziej zajęty. Czas na praktykę sadhan i medytacji kurczy się w oczach. Spotykam się z wieloma ludźmi i próbuję im pomóc. W gruncie rzeczy moja praktyka krąży wokół sposobu myślenia i tego, jak przeżywam swoje życie. Staram się, by przyświecało mu pragnienie niesienia pożytku innym. Spoglądam w umysł, w pobudki i sprawdzam, czy moim priorytetem jest na pewno szczęście istot. W tej chwili moja główna praktyka sprowadza się właśnie do tego.
Kiedy byłem młodszy, rano i wieczorem poświęcałem mnóstwo czasu na recytowanie modlitw oraz medytację. Za każdym razem godzinę zabierały same modlitwy. Teraz natomiast spotykam wielu ludzi i tworzę więzi oparte na miłości.
Dharma powinna być żywa i konkretna
Kiedy nie śpię, gdy jem, a nawet we śnie myślę o ludziach, których spotykam. Pojawiają się przede mną, fizycznie bądź w myślach, i czuję wtedy, że nic mnie od nich nie dzieli. Przez to moja praktyka, „życie Dharmą” staje się żywsza, pełna bezpośrednich uczuć. Nie przypomina powtarzania modlitw, w którym nie ma żywych istot i związków z nimi. Wtedy stanowi to bardziej aspirację, powiedzmy, modlitwę ogólną, lecz praktyka, jaką wykonuję teraz, stała się żywa i konkretna, ponieważ odnosi się do ludzi, którzy są tu i teraz, ludzi, z którymi coś mnie łączy.
Pochodzimy z różnych państw rozsianych po całej planecie, żyjemy w odmiennych społeczeństwach i środowiskach. Najważniejsze jest jednak to, że myślimy o innych. Rzecz w tym, byśmy nie tracili ich z oczu, by byli w naszych umysłach, by łączyła nas żywa więź. Nie wolno nam o tym zapominać. Kiedy do tego dochodzi, rozpraszamy się, tracimy kontakt z tymi, którym pragniemy pomagać. A wtedy górę bierze lenistwo. Uważam więc, że sprawą najwyższej wagi jest pamiętanie o innych i nietracenie ich z oczu. Bez śladu lekceważenia.
Jako adepci mahajany skupiamy się przede wszystkim na tym, by nigdy nie rezygnować. Jeśli więc inne istoty są zawsze obecne w naszych umysłach, jeżeli nie przestają być przedmiotem naszego zainteresowania, to znaczy, że odkryliśmy właściwy fundament praktyki Dharmy.
Troska o innych wiedzie do przeobrażenia nas samych
Przywołanie w umyśle szczęścia i cierpienia wielu ludzi pomoże nam dokonać transformacji. Jeśli myśli się wyłącznie o sobie, żadne zmiany nie są potrzebne. Jeżeli człowiek jest sam, wolny – nie trzeba nic robić. Możemy nawet czuć, że gdy się zmienimy, to znikniemy albo przytrafi się nam coś złego. Jeśli jednak myślimy o wielu ludziach, o ich szczęściu i problemach, i czujemy pewną troskę, odpowiedzialność za ich dobro, budzi się wielkie pragnienie dokonania zmian w samym sobie.
Ludzi jest bardzo wielu – i tyle problemów. Obfitość i szczęścia, i tragedii. Kiedy się nad nimi pochylam, w umyśle pojawia się obraz, uznanie wagi, znaczenia innych. Coraz mniej pochłonięty sobą i własnymi sprawami, zaczynam patrzeć i funkcjonować inaczej. Zatem najistotniejszą częścią praktyki jest pamiętanie o innych i doświadczanie ich czy to twarzą w twarz, czy po prostu w umyśle. Dzięki temu możemy nadwątlić miłość własną i nawyk patrzenia przez pryzmat takichże korzyści.
Tego rodzaju miłująca dobroć i współczucie wobec wszystkich istot są niczym spełniający życzenia klejnot. Kiedy posiadamy to, co najważniejsze, nie ma miejsca na wątpliwości i wahanie. Jeżeli utrzymujemy tę perspektywę, łatwiej przyjdzie nam porzucenie tego, z czym winniśmy się rozstać oraz stosowanie antidotum na trucizny umysłu. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo trudno z nimi pracować. Niechętnie żegnamy się z kontrolą, jaką sprawują nad nami negatywne uczucia. Możemy z grubsza rozumieć problemy i szkody czynione przez kleśa, nie dostrzegamy jednak konieczności ich kompletnego wykorzenienia. Musimy postrzegać je jako coś całkowicie negatywnego – a to jest trudne.
Oddanie bodhiczitcie rozprasza wszelkie wątpliwości
Ludzie wchodzą w wiele relacji, i z mężczyznami, i z kobietami; bywa, że nie wiedzą, czy być z tym, czy z tamtą, czy to właściwe, czy niestosowne. Jesteśmy nieco skonfudowani, pełni wątpliwości i niezdecydowania. Ale gdy naprawdę się zakochamy, cała ta niepewność znika. Wszystkie poprzednie związki przechodzą do historii. Wiemy już, że kochamy właśnie tę osobę i z nią chcemy spędzić życie. To zaś pomaga nadać mu określony kierunek.
Z poświęceniem się bodhiczitcie jest dokładnie tak samo. Przypomina to zdobycie spełniającego życzenia klejnotu. Kiedy pracujemy dla pożytku istot, to nasze serce przepełnia radość, wyraźna jak trzymany w rękach klejnot. Czujemy pewność. Podejmujemy niewzruszoną decyzję, jasno wytyczając cel.
Póki więc nie odnajdziemy we własnym sercu owego klejnotu, zawsze towarzyszyć nam będą jakieś wątpliwości. Co uczynić, a czego robić nie należy? Co jest lepsze? Brak nam pewności, natykamy się na problemy i nie możemy podjąć decyzji. Bodhiczitta jest właśnie jak taki brakujący klejnot – z nią cel naszego życia staje się zupełnie oczywisty a praktyka Dharmy przestaje nastręczać trudności.
Istnieje wiele podobieństw pomiędzy tym, co nazywamy praktyką Dharmy i dobrym życiem. Kiedy targają nami wątpliwości, nie bardzo wiemy, dokąd zmierzamy i o co nam chodzi. Bez jasnego stanowiska i kierunku utoniemy w pomieszaniu, niepokojach i myślach; i nic nie będzie się nam układać.
Dharma prowadzi do pomagania innym
Z praktyką Dharmy jest podobnie. Na początek musimy dobrze zrozumieć, na czym polega nasze zadanie, cel, pogląd, stanowisko – tu nie ma miejsca na dwuznaczności. Dzięki temu praktyka będzie jasna i łatwa. W przeciwnym razie, grzęznąc w myślach, staje się czymś zupełnie innym – religią, systemem. A wtedy pojawia się mnóstwo rzeczy: bogowie, duchy, dobro, zło, dogmaty i cała reszta, w której gubi się istota praktyki. Stosując Dharmę, posługujemy się do pewnego stopnia poglądami i pojęciami, lecz gdy naprawdę przykładamy ją do naszego życia, nie musimy rozumieć tajników filozofii. Chociaż oczywiście więcej wiedzy nie zaszkodzi. Idzie jednak przede wszystkim o pracę na rzecz innych. A kiedy tak się dzieje, Dharma stanowi część naszego życia.
Wielu ludzi przychodzi do mnie i pyta: Jak mam praktykować? Jakie obrać bóstwo, jakiego Jidama? Odpowiadam, że zapewne Czenrezika – Awalokiteśwarę – albo Tarę. Trudno je jednak zrozumieć, więc zaczynają się problemy: Którego Czenrezika? Z dwoma, czterema czy tysiącem ramion? Tysiąc rąk… naprawdę trudno pomachać wszystkimi naraz.
Jeżeli nie rozumiecie prawdziwego znaczenia Czenrezika – miłującej dobroci i współczucia – to nie pojmujecie relacji między Jidamem, a wami samymi. Ponieważ bóstwa nie są jak Lamowie, do których możecie przyjść i porozmawiać, uznajecie często, że mieszkają w niebie. Kiedy brakuje podstaw zrozumienia praktyk takich jak bodhiczitta i pustość, pojawia się coś w rodzaju ślepej wiary. To nie ma nic wspólnego z życiem Dharmą.
Przekład: AK