Doświadczenie pustości i ścieżka do Przebudzenia
17 sierpnia 2016Pusta natura wszystkiego
17 sierpnia 2016Nasze dzisiejsze obchody związane są z linią Gjalłanga Karmapy, więc uważam, że wypada powiedzieć coś na temat tej linii. Jak wiemy, założył ją Pierwszy Karmapa Dusum Khjenpa, uczeń serca Wielkiego Gampopy, jeden z trzech uczniów serca, którzy stali się dzierżycielami nauk Gampopy. Idąc krok wstecz – Gampopa był uczniem serca Milarepy, największego jogina Tybetu. Milarepa miał dwóch uczniów serca, których nazywa się: uczniem będącym jak słońce i uczniem będącym jak księżyc. Ta analogia odnosi się do poziomu urzeczywistnienia oraz zdolności rozprzestrzeniania nauk nauczyciela przez uczniów. Zatem Gampopa był tym uczniem Milarepy, który porównywany jest do słońca.
Dusum Khjenpa zaś był jednym z trzech uczniów serca Gampopy. Urodził się w Khamie, we wschodniej części Tybetu, a kiedy został mnichem przeniósł się do Tybetu Centralnego, gdzie mógł poświęcić się studiowaniu Dharmy. Tutaj też spotkał Gampopę, od którego otrzymał wiele duchowych pouczeń. Nie praktykował ich jednak w zwyczajny, konwencjonalny sposób. Poświęcił się im całym sercem – dwanaście lat spędzając w trudnych warunkach na odosobnieniu. W końcu osiągnął wielki rezultat, któremu towarzyszyło wiele wspaniałych doświadczeń. Tym sposobem Dusum Khjenpa rozpoczął tradycję karma kagju i założył pierwsze klasztory kagju w Tybecie.
Za życia wszyscy znali go jako Dusum Khjenpę – nikt wtedy nie nazywał go Karmapą. Wygląda na to, że imię „Karmapa” nie było powszechnie znane, było raczej tajemnym imieniem Dusum Khjenpy, takim jakie otrzymuje się podczas różnych tajemnych ceremonii wadżrajany. Jego tajemne znaczenie, nie znane wówczas nikomu, pozostawało w sferze czystego widzenia i urzeczywistnienia wadżrajany. Dopiero Drugi Karmapa, Karma Pakszi, zaczął publicznie używać imienia Karmapa, a za nim robili to wszyscy kolejni przedstawiciele jego linii, którzy jako Karmapowie przynosili pożytek istotom.
Istnieje kilka różnych biografii Dusum Khjenpy. Te nowsze i bardziej szczegółowe zawierają historie, których nie uwzględniały wcześniejsze, oficjalne przekazy. Jedna z nich dotyczy faktu, że Pierwszy Karmapa nie był zbyt przystojny. Prawdę mówiąc był po prostu brzydki, z twarzy przypominał małpę. Kiedy na przykład zabieraliśmy się do tworzenia woskowej figury Dusum Khjenpy, jego twarz była tworzona na podstawie modelu małpy. To jego cecha charakterystyczna. Jak spojrzymy na wizerunki wszystkich Karmapów, Pierwszy wyróżnia się odmienną twarzą. W ikonografii buddyjskiej twarze Buddhów, Bodhisattwów i Lamów zazwyczaj wyglądają tak samo. Te postaci mogą mieć odmienne szaty, trzymane w dłoniach emblematy, kolor ciała, ale rysy twarzy nie są czymś, co je wyróżnia. Twarz Awalokiteśwary jest, na przykład, bardzo często taka sama jak twarz Mańdziuśriego. Ale jeżeli pośród stu posągów znajdzie się posąg Dusum Khjenpy, natychmiast go rozpoznamy – to będzie jedyny wizerunek z twarzą przypominającą twarz małpy.
Niektórzy historycy twierdzą, że Pierwszy Karmapa wkroczył na ścieżkę Dharmy w dość nietypowy sposób. Według nich młody Dusum Khjenpa miał dziewczynę, która rzuciła go – być może z powodu pewnych niedostatków urody. To złamało mu serce i rozbudziło duże pokłady złości, gdy dowiedział się, że ukochana zaczęła się spotykać z innym chłopakiem. W owych czasach używało się czarnej magii, którą Dusum Khjenpa zdołał zabić tego chłopca. Po jego śmierci zaś poczuł wielki żal, który przeobraził się w głębokie wyrzeczenie. W rezultacie Dusum Khjenpa opuścił dom i przyjął ślubowania mnisie. Ta historia nie pochodzi z powszechnie publikowanych biografii, ale kilku historyków ją potwierdza.
Tak czy inaczej Dusum Khjenpa zapoczątkował linię inkarnacji, które nieprzerwanie, aż po Szesnastego Karmapę, odradzały się dla pożytku istot. Niektórzy zadają mi pytanie: „Czy ty też taki jesteś? Ta linia była kontynuowana po szesnaste wcielenie, ty powinieneś być siedemnastym, jakim więc Ty jesteś Karmapą? Czy jesteś taki sam, jak ci poprzedni mistrzowie?” Ludzie zadają sobie takie pytania. Spróbuję więc powiedzieć kilka słów o moim własnym związku z linią Karmapy.
Co znaczy być Karmapą
Urodziłem w odludnej części Tybetu, w której nie gościła jeszcze cywilizacja. Przykładem tego, jak mało rozwinięte było to miejsce, był dostęp do słodyczy – w latach mojego dzieciństwa ludzie jedli tam tylko jednego cukierka w roku. To odzwierciedla poziom współczesnych udogodnień w mojej wiosce. Ale z drugiej strony moja rodzina była głęboko wierząca, miała wielkie oddanie dla Dharmy Buddhy. Wiodłem w niej normalne życie do czasu, kiedy skończyłem siedem lat. Teraz wiem, że krążyły wówczas pogłoski o pewnych nadzwyczajnych znakach, jakie towarzyszyły moim narodzinom, ale kiedy byłem mały, nikt mi o nich nie opowiadał. Niczego na ten temat nie wiedziałem. Członkowie mojej rodziny jak i okoliczni sąsiedzi byli przekonani, że jestem specjalnym dzieckiem [tulku], ale nie wiedzieli jakim dokładnie. Zatem wieść o tym, że jestem Karmapą, była nagła i zaskakująca. Nikt z nas nie był na to przygotowany – ani ja, ani moi rodzice. Nawet jeśli moi rodzice uważali mnie za specjalne dziecko, nigdy nie przyszło im do głowy, że jestem Karmapą. To są bardzo skromni ludzie i odsuwali od siebie takie aroganckie myśli w stylu: „Moje dziecko jest bardzo specjalne, na pewno jest wielkim Karmapą”. Krótko mówiąc, moje rozpoznanie było dość nagłe, a tuż po nim zabrano mnie do klasztoru Tsurphu, gdzie rozpocząłem naukę. Chcę przez to powiedzieć, że przyjęcie tożsamości Karmapy nie było czymś, co dałoby się zaplanować, do czego mogłem się przygotować.
Jak wiemy Tybetańczycy pokładają wielkie nadzieje i oczekiwania w wysokich rangą lamach. W Tybecie wielu uważa Karmapę za Buddhę. Jak to się ma do mojego widzenia własnej osoby? Mogę jedynie powiedzieć, że robię, co mogę. Kiedy mówimy o Buddzie, mamy na myśli kogoś, kto żyje tak, jakby nic go nie ograniczało. Ja zaś jestem tylko człowiekiem. Staram się więc jak mogę, ale ludzie uważający mnie za Buddhę, oczekują coraz więcej i więcej. Niełatwo im dogodzić i czasami czuję się zmęczony. Jestem tylko człowiekiem, więc moje możliwości są ograniczone. Ludzi stać tylko na tyle, na ile starcza im zdolności i sił. Kiedy wymaga się ode mnie więcej – zaczynam odczuwać zmęczenie i narastającą presję.
Mieszkałem w klasztorze Tsurphu przez dziesięć lat, po czym przeniosłem się do Indii. Teraz mam 26 lat. Według tybetańskiego sposobu liczenia lat mam ich 27, bo tutaj liczy się lata „z góry”, ale wolę styl zachodni… [śmiech]. Moje dotychczasowe doświadczenie związane z byciem Karmapą jest pełne wyzwań i problemów. W XXI wieku dużo mówi się o wolności osobistej i niektórzy twierdzą, że tulku, inkarnowani lamowie, nie cieszą się pełnią praw człowieka, że odbiera im się wolność osobistą, zmusza do bycia określoną osobą i robienia określonych rzeczy. Nie mogą oni zatem realizować własnych pragnień i marzeń. Takie skargi padają również z ust młodych tulku – że odbiera im się podstawowe ludzkie prawa. Ale z mojej osobistej perspektywy to wygląda inaczej. Musiałem w życiu pokonać wiele trudów – prawdopodobnie o wiele więcej niż inni lamowie – i nie wiążę ich z faktem, że jestem Karmapą, bo sam nie wiem, czy nim faktycznie jestem. Przecież niełatwo powiedzieć, kim się było w poprzednim życiu. Ale fakt czy naprawdę jestem Karmapą, czy nie, nie ma dla mnie większego znaczenia. Pozycję, w jakiej się znalazłem, uważam za wspaniałą okazję, by służyć ludziom. Z tego miejsca mogę dzielić się miłością, troskliwością i pomagać istotom. Więc zamiast głowić się nad tym czy faktycznie jestem Karmapą czy nie, za cel nadrzędny stawiam sobie pożytek innych. Będąc Karmapą staram się szczęście innych cenić wyżej niż swoje, lepiej też rozumiem ich cierpienie. Mam również nadzieję, że ta cenna sposobność w przyszłości stanie się jeszcze większa.
Oczywiście, spore oczekiwania są czasem źródłem rozczarowań, bo na początku robię bardzo wielkie plany, a potem okazuje się, że nie jestem w stanie ich wszystkich zrealizować, że moje nadzieje nie spełniają się w sposób, w jaki bym sobie tego życzył. Gdy tak się dzieje, dobrze jest zmniejszać swoje oczekiwania, poprzestać na prostszych sposobach pomagania innym, dzięki którym łatwiej osiągnąć satysfakcję. Czasami więc porzucam myśl o wielkich czynach, które przyniosą pożytek ogromnej liczbie istot i mówię sobie: „Będę po prostu kochał innych i dbał o innych tak, by wiedzieli, że na świecie jest przynajmniej jedna osoba, której na nich zależy.” Tym sposobem, nawet jeśli nie osiągnę czegoś monumentalnego, przynajmniej nawiążę z kimś znaczący związek wzajemnej troski i miłości.
W taki sposób postrzegam szansę, która przede mną stoi, i uważam, że wy wszyscy również nią dysponujecie. Nie chodzi o to, że wszyscy macie nazywać siebie Karmapami, nie o tytuły tu chodzi, ale o widzenie swojego życia jako cennej sposobności. Każdy z nas dysponuje cennym ludzkim ciałem i równie cenną zdolnością rozróżniania tego co sprzyja od tego co szkodzi, tego co należy przyjąć od tego co należy odrzucić. Dzięki temu mamy potencjał przynoszenia pożytku sobie i innym – wystarczy poważnie potraktować szansę, która się nam nadarzyła. W ten sposób nasze życie nabierze wartości i znaczenia. Krótko mówiąc, bycie Karmapą, to nic więcej nad sposobność pomagania innym i w tym sensie, odsunąwszy na bok znaczenia tytularne, wszyscy jesteśmy Karmapami. Ta rola nie jest przypisana jednej osobie – wszyscy dzielimy odpowiedzialność za świat i toczące się na nim życie.
BS