
Arja Kszema 2023 – Dzień piąty: Godny zaufania nauczyciel
19 sierpnia 2023
Arja Kszema 2023 – Dzień siódmy: Jak sangha podtrzymuje Dharmę
23 września 202318 kwietnia 2023
Po serdecznym powitaniu mniszek, mnichów oraz wszystkich członków sanghi i świeckich, a także wyświęconych przyjaciół, słuchających przez Internet, Gjalłang Karmapa rozpoczął drugą serię tegorocznych wiosennych nauk dla mniszek. Niektóre z pierwotnie zaplanowanych sesji zostały odwołane, natomiast zgromadzenie w Vajra Vidya Institute w Sarnath dobiegło końca. Tym niemniej nauki nie zostały zakończone. Jego Świątobliwość ponownie zapewnił, że zobowiązał się do ukończenia tegorocznych wykładów i będzie je kontynuował.
Następnie przeszedł do tematu dnia: dwudziestego ósmego z trzydziestu trzech dobrych czynów, z Autobiograficznych strof „Dobre czyny”, według komentarza Sangje Paldrupa (rękopis z Drepungu), fragment dotyczący praktyki ścieżki istoty o największych zdolnościach (strofy 9-33). Jest on podzielony na trzy części:
- Intencję: wzbudzenie bodhiczitty (strofa dziewiąta),
- Działanie: medytacja na dwa rodzaje bodhiczitty (strofy 10–21),
- Trening w regułach dwóch rodzajów bodhiczitty (strofy 22–33), który z kolei dzieli się na dalszych siedem mniejszych tematów:
- Jak ćwiczył się w sześciu paramitach,
- Jak oczyszczał strumień własnego umysłu,
- Dzisiejszy temat: jak ćwiczył się w postępowaniu wszystkich bodhisattwów. Chociaż już podczas ostatniej sesji Jego Świątobliwość o tym mówił, teraz uznał, że należałoby nieco szerzej omówić tę sprawę.
Rdzenna strofa mówi:
Skoro nie sposób pojąć wszystkich aktywności
Wkraczania na ścieżkę Przebudzenia,
Modliłem się, by podążać krok w krok
Za czynami wszystkich Bodhisattwów.
Mam to za jeden z mych dobrych czynów. (28)
Jego Świątobliwość omówił następnie naturę różnych relacji między Buddhą i jego spadkobiercami:
- Dzieckiem Ciała Buddhy jest Rahula – jego faktyczny syn.
- Dziećmi Mowy Buddhy są przede wszystkim uczniowie-śrawakowie – osoby, które słuchały nauczającego Buddhy i dzięki temu były w stanie znaleźć i zamanifestować ścieżkę.
- Dziećmi Umysłu Buddhy są praktykujący bodhiczittę, czyli bodhisattwowie.
Na przykład w Tybecie, od najdawniejszych czasów, odkąd szerzyła się tam Dharma mahajany, stan Buddhy był upragnionym celem. Osiągnięcie go wymaga porzucenia negatywnych czynów ciała, mowy i umysłu oraz podjęcia praktyki czynienia dobra. To jednak nie wystarcza, gdyż osiągnięcie urzeczywistnienia nie jest zwyczajną praktyką. Musimy robić jeszcze więcej.
Nasz stan Buddhy jest wolny od jakichkolwiek splamień. Jest jak czysta natura mądrości i nam, zwyczajnym ludziom, trudno jest go pojąć.
Działania konieczne do osiągnięcia tego trudno osiągalnego stanu urzeczywistnienia, określane jako „sposoby dochodzenia do urzeczywistnienia”, dzielimy dalej na:
- Bodhiczittę aspiracji – ogólne pragnienie osiągnięcia Przebudzenia, zwane również działaniem Przebudzenia, oraz
- Bodhiczittę zastosowania – faktyczne zaangażowanie się w działania prowadzące do zamanifestowania się Przebudzonego stanu, czyli doskonałe działanie zbierania wielkich nagromadzeń.
Potrzebna jest nam więc ta nieskończona bodhiczitta oraz trening w dwóch nagromadzeniach, który jest ogromnym przedsięwzięciem, dla zwyczajnych istot trudnym do pojęcia. Mało tego, nawet śrawakowie i pratjekabuddhowie mają problem z pełnym zrozumieniem tej idei. Nawet początkujący bodhisattwowie nie mogą tego pojąć w pełni bez odpowiedniego treningu. Dlatego postępowanie Przebudzenia (bodhiczitta aspiracji) oraz doskonałe postępowanie (bodhiczitta zastosowania), są praktykami wielkich istot na wysokich poziomach bodhisattwy.
Ci, którzy nie znają metod osiągania Przebudzenia, nie pojęli, że „Przebudzenie” to współzależność metod i pradżni. Zaślepione istoty nie wiedzą o tym lub wydaje im się, że jedyne, co należy robić, to gromadzić i oczyszczać.
W zależności od potrzeb rozmaitych istot, korzysta się z wielu różnych metod sumiennego treningu w zbieraniu dwóch nagromadzeń i oczyszczaniu dwóch rodzajów zaciemnień, aby doprowadzić do przejawienia się urzeczywistnienia.
Dla wielu ludzi, którzy tego nie pojmują, aktywność niektórych bodhisattwów może się przejawiać, jako działania wypływające z dwóch rodzajów negatywnych stanów umysłu, co sprawia, że owi ignoranci stwarzają sobie wiele projekcji i wypierają rzeczywistość.
Lecz Mikjo Dordże, widząc, że istoty kierują się wieloma, bardzo różnymi błędnymi stanami umysłu, rozumiał konieczność stworzenia równej im liczby odpowiednich metod. Opanował tę sztukę do perfekcji, rozumiejąc czystość, jako rzecz najważniejszą.
Obecnie wiele osób nęka przypadłość stronniczości. Oceniają oni pogląd, medytację i postępowanie nauczycieli innych linii przekazu, jako niezgodne z naukami Buddhy, kierując się ograniczonym zrozumieniem tego, jak ludzie na ogół postępują. Taki pogląd prowadzi do przywiązania i awersji w ich umysłach.
Nauki Buddhy są bardzo rozległe, więc jeżeli coś nie do końca pasuje do buddyzmu tybetańskiego, to wcale nie musi oznaczać, że nie jest zgodne z buddyjskimi naukami. W tej kwestii Mikjo Dordże miał rozległy i pozbawiony stronniczości pogląd. W swym tekście Sto krótkich instrukcji stwierdził, że jeżeli działamy pod wpływem stronniczych poglądów, oceniając jako dobre coś, co jest nam bliskie i z czym odczuwamy większy związek, lecz jako gorsze coś, co jest dalekie od nas i z czym nie widzimy związku, to oznacza, że podstawą dla nas jest przywiązanie. Rezygnujemy wówczas ze sprawiedliwej analizy i jesteśmy skłonni odrzucić czyjąś Dharmę, kierując się nastawieniem, które jeszcze bardziej pogłębia przywiązanie i awersję między ludźmi. To prowadzi do działań negujących Dharmę.
Jeżeli oceniamy inne linie przekazu i utrzymujących je ludzi bez bliższego przyjrzenia się im, jeżeli uważamy je za nieczyste, to oznacza, że głównym źródłem takiej postawy jest zawiść. Sprawy przyjmują dla kogoś pozytywny obrót, co sprawia, że wzrasta w nas zawiść. Dlatego powinniśmy ukrywać oceniający umysł. Łatwo jest dostrzegać wady u innych, a trudno u samego siebie. Nasza odpowiedzialność jako praktykujących Dharmę polega na spojrzeniu wewnątrz, we własny umysł. Szukanie wad u innych to nic innego, jak błędny kierunek naszej praktyki.
Rozpoznanie, a przynajmniej podejrzenie, że poszukiwanie wad u innych jest oznaką zawiści w umyśle, czy też, że mamy negatywne nastawienie, jest tutaj kluczowe. Unikanie takiej analizy nie jest właściwym działaniem praktykujących Dharmę.
Jeżeli nie praktykujemy Dharmy, jeżeli nie mamy pragnienia, by ją praktykować, jeśli jesteśmy oddani jakiejś pracy, wówczas sytuacja jest inna.
Podobnie, jak zauważył Mikjo Dordże w swych Stu krótkich instrukcjach, naszą własną szkołę uważamy za dobrą, inne za gorsze.
Tego rodzaju dyskusje wywodzą się z postawy przywiązania i awersji, i tak naprawdę są najgorszymi błędami. Cokolwiek ktoś z naszej szkoły czyni, postrzegamy za dobre, natomiast działania praktykujących inne tradycje uważamy za złe. Patrząc realistycznie, to nawet nie jest możliwe.
Jeżeli kogoś lubimy, cokolwiek ten ktoś robi, uważamy za dobre. Jeżeli zaczniemy kogoś darzyć niechęcią, wszelkie jego działania zaczniemy postrzegać jako negatywne.
Jest to coś, co należy rozpoznać.
Jako prawdziwi praktykujący powinniśmy rozpoznać fakt, że dysputy wynikające z przywiązania i niechęci są czymś najgorszym, a tak, jak w naszej własnej szkole jest dużo dobrego, tak samo jest i w innych.
Rozpoznajemy ten fakt dzięki analizie.
Jeżeli wszystkie inne osoby uważamy za złe, jest to znak stronniczości – między wami są ciernie. Nawet jeśli mnisi i mniszki w naszej szkole są dobrzy, też powinni usuwać przywiązanie i niechęć oraz spoglądać na innych czystszym spojrzeniem.
Niektórzy ludzie sądzą, że są doskonali, ponieważ ich linia przekazu ma bardzo dużo uczniów, a ich siła i możliwości są większe. W związku z tym, poprzez własną „dobroć” chcą wywyższać się nad inne szkoły, których członkowie z kolei nie mogą nawet otworzyć oczu i spojrzeć na nich.
Jeszcze inni sądzą, że udowodnienie, że nasza szkoła jest dobra, jednocześnie udowadnia, że inne są złe. To nie zgadza się z naukami buddyjskimi.
Nikt z nas nie przekracza bram Dharmy, zamierzając napotkać fałszywego nauczyciela. Wszyscy mamy nadzieję trafić na dobrą linię przekazu i dobre wskazówki guru. Jest to nam potrzebne do uspokojenia przywiązania i awersji.
W światowym społeczeństwie wybucha wiele sporów wynikających z zachłanności i nienawiści. Odczuwamy wobec nich wszystkich zniechęcenie i wówczas poszukujemy Dharmy i guru, którzy pomogą nam uwolnić się od przywiązania i awersji.
Ale, jeżeli wkraczając na ścieżkę Dharmy, angażujemy się w stronnicze dyskusje, przywiązanie i niechęć jedynie wzrastają. Nie tędy prowadzi droga do wyzwolenia. Jest to droga do niższych światów samsary. Tym sposobem tworzymy pomieszanie tego, co usiłujemy osiągnąć.
I jeżeli tak rzeczywiście się dzieje, to możemy powiedzieć, że jest to największy ze wszystkich błędów.
Zachowała się pewna historia, przekazywana przez lamów kadampy, która wydarzyła się, kiedy Dzioło Dzie Atiśa przebywał w Njethangu (nieopodal Lhasy, gdzie głównie rezydował w późniejszym okresie życia). Zebrali się tam tybetańscy nauczyciele i Atiśa z radością do nich dołączył. Pośród prominentnych Tybetańczyków znalazł się niejaki Khuton, który był dobrze znany i bardzo uczony. Był jedną z osób, które doprowadziły do przywrócenia dyscypliny winai, lecz miał specyficzną osobowość. Powiedział on: „Czy mnisi i konie są dobrzy czy nie, można stwierdzić, patrząc na ich usta… Jeśli chcesz się przekonać, czy koń jest dobry, przyciągasz go i patrzysz mu w pysk. Chcąc się przekonać, czy mnich jest dobry, należy obmacać jego usta”. Miało to znaczyć: jeżeli sprawisz, że się trochę rozgniewa, będziesz wiedzieć czy jest dobrym czy złym mnichem.
Byli tam ludzie, którzy mocno wierzyli w swe dobre właściwości i ubliżali innym, co przekształciło dyskusję w konflikt. Rozprawiali kto jest lepszy w swym pełnym dumy nastawieniu, prawie doprowadzając do bójki. Dzioło Dzie był niezwykle zasmucony i opuścił zgromadzenie.
Drugiego dnia debat (które trwały kilka dni), Dromtonpa poprosił Atiśę, aby wziął w nich udział. Atiśa odparł: „Nie chcę. Zgromadzenie Dharmy powinno łagodzić przywiązanie i niechęć, które uniemożliwiają nam osiągnięcie prawdziwej mądrości. Ale jeżeli uczestnictwo w zgromadzeniu Dharmy pobudza konflikty i rozwija negatywne stany umysłu, jak choćby ignorancję w naszym umyśle i w umysłach innych, to tak, jakby lekarstwo zamieniło się w truciznę”.
To tak, jakby woda, którą zamierzamy gasić ogień, zamieniła się w oliwę, która podsyca płomienie.
Dzioło Atiśa opowiedział następującą historię:
W przeszłości w Indiach żył pewien bhikszu, który praktykował Dharmę uśmierzającą konflikty, jak uczy tego winaja, pragnąc wprowadzać pojednanie między ludźmi. Mówiło się, że kiedy nad brzegiem rzeki ofiarował tormy nagom, ci przyjmowali je i dawali mu jałmużnę.
To przede wszystkim przynosi pożytek nagom, prawda? Ale, ponieważ nagowie rzeczywiście przybywali i składali mu dary, ów bhikszu nieco się zmienił, stał się dumny i zaczął konkurować z przyjaciółmi. Wymsknęło mu się więc kilka słów motywowanych chęcią rywalizacji. Od tamtej pory nagowie nie dawali mu już jałmużny, mimo że nadal ofiarował im tormy.
Jeden z nowicjuszy, uczeń owego bhikszu, miał sen. W nim przybył do niego pewien bóg i tak rzekł: „Twój bhikszu kiedyś miał bardzo spokojny umysł. Był wyciszony i łagodny, więc gdy ofiarował nagom tormy, ci naprawdę mogli je przyjąć i zjeść. Lecz później nagowie, dzięki mocy jasnowidzenia, wiedzieli o jego chełpliwości. Przestraszyli się srogości gniewu tego bhikszu i nie mogli już przyjmować od niego torm”.
Pod każdym względem, debata, w ramach której wychwalamy naszą własną Dharmę oraz członków naszej tradycji, a jednocześnie krytykujemy innych, jest działaniem łamiącym ślubowania bodhisattwy. Jeżeli tego rodzaju dyskusje szerzą się pośród nauczycieli Dharmy, stają się katalizatorami zniszczenia nauk Buddhy.
Nauki Buddhy w pewnym momencie się pojawiły, w związku z czym w pewnym momencie też znikną. Podstawową przyczyną tego będzie brak zgody między dzierżycielami nauk.
Nie spowoduje tego ręka jakiejś potężnej osoby, która przybędzie z zewnątrz, by zniszczyć klasztory i pozabijać buddystów. Nie tak się to skończy. Zniszczenie przyjdzie od wewnątrz, gdy ludzie będą mówić: „Ja działam zgodnie z naukami, a oni nie”.
Przewidział to sam Buddha.
Nawet jeśli nie jesteśmy ostrożni w żadnych innych sprawach, w tej powinniśmy być.
Po pierwsze, problem polega na tym, że nie postrzegamy tego jako błędu. Co więcej, jesteśmy dumni z takiego nastawienia. W łonie naszej karma kamtsang też mamy spory. Jedni mówią: „Ja naprawdę należę do karma kamtsang a wy wszyscy jesteście źli”. Koniec końców nie orientujemy się kto jest faktycznie częścią karma kamtsang.
Nauk nie zniszczy bomba. Odbędzie się to powoli. Problemy coraz bardziej urastają, każdy opowiada się po którejś ze stron i w końcu chorujemy na coś nieuleczalnego.
Na tym polega prawdziwe niebezpieczeństwo.
Na tym Jego Świątobliwość zakończył wykład i poprosił o recytację Pochwał Tary i Sutry serca przed każdą kolejną sesją, gdyż to zwiększa zrozumienie, a także ma na celu usunięcie przeszkód w życiu Jego Świątobliwości Dalajlamy.